Najpiękniejsza historia miłosna w literaturze

Dziś obchodzimy Walentynki. Z tej okazji chciałem was zapytać o najpiękniejszą historię miłosną w literaturze. Jaka opowieść wycisnęła z was najwięcej łez, jaka miłość wydała wam się najbardziej zjawiskowa, najprawdziwsza?

14 lutego – tego dnia, być może najbardziej romantycznego w roku, musi pojawić się pytanie o miłość. Cóż, zatem je zadam. Jaka historia miłosna w literaturze poruszyła was najbardziej? Która literacka para należy do waszych ulubionych? Proszę, podzielcie się ze mną tytułami i wrażeniami w komentarzach.

Dla mnie historią miłosną numer jeden jest ta opisana w Wichrowych Wzgórzach Emily Brontë. Niezorientowanym przypomnę, że Wichrowe Wzgórza to opowieść o Heatcliffie – chłopcu-znajdzie przygarniętym przez pana Earnshawa. Największą – i odwzajemnioną – miłością darzył on swoją przybraną siostrę Katarzynę. Ta nieposkromiona dwójka była nierozłączna. Wszystko się zmieniło, gdy Katarzyna gościła w Drozdowym Gnieździe u sąsiadów – państwa Lintonów. Wówczas zaznała innego, bardziej konwencjonalnego, stylu życia. Utrzymywała, że nadal kocha Heathcliffa, ale ostatecznie wyszła za mąż za Edgara Lintona. Wówczas jej przybrany brat uciekł. Wrócił dopiero po kilku latach – zmieniony, bogaty, pełen ogłady – ogarnięty żądzą zemsty.

Pewnie wiecie, co było dalej.

Co pociąga mnie w Wichrowych Wzgórzach, co sprawia, że tak często wracam do tej historii? Myślę, że niezwykła siła uczuć, jakie miotają Katarzyną i Heathcliffem. Miłość w wydaniu Emily Brontë nie ma w sobie nic romantycznego, jest mroczną, destrukcyjną siłą, fascynującą i niebezpieczną zarazem. To, co gorszyło pierwszych czytelników, zdumiewa i tych dzisiejszych. Jest w tej książce także sporo tajemnic. Znamy przecież historię Katarzyny i Heathcliffa nie bezpośrednio, a z relacji Ellen (Nelly) Dean – gospodyni Drozdowego Gniazda. Ona nie potrafi pojąć tego, co się działo – i równie bezradny pozostaje czytelnik. Oczywiście, Wichrowe Wzgórza kryją w sobie więcej sekretów – do dziś nie jest pewne, czy ich autorką rzeczywiście jest Emily Brontë. Autorstwo przypisywano jej bratu Branwellowi bądź starszej siostrze Charlotte. Myślę, że te zagadki będą próbowały rozwiązać kolejne pokolenia czytelników – wierzę, że ta powieść nie straci na atrakcyjności.

Pozwólcie, że na zakończenie zacytuję jeden z kultowych fragmentów Wichrowych Wzgórz – monolog Katarzyny skierowany do pani Dean:

„Nie umiem tego wyrazić, ale z pewnością każdy człowiek zdaje sobie sprawę, że istnieje jakaś część nas samych gdzieś całkowicie poza nami. Na cóż by się zdało moje istnienie, gdyby ograniczało się tylko do tego świata? Ilekroć cierpiałam dotąd, zawsze to były cierpienia Heathcliffa. Widziałam je i czułam od pierwszej chwili. Przewodnią myślą mojego życia jest on. Gdyby wszystko przepadło, a on jeden pozostał, to i ja istniałabym nadal. Ale gdyby wszystko zostało, a on zniknął, wszechświat byłby dla mnie obcy i straszny, nie miałabym z nim po prostu nic wspólnego. Moja miłość do Lintona jest jak liście w lesie. Wiem dobrze, że czas ją zmieni, tak jak zima zmienia wygląd lasu. Moja miłość do Heathcliffa jest jak wiecznotrwała ziemia pod stopami, nie przykuwa oka swoim pięknem, ale jest niezbędna do życia. Nelly, ja i Heathcliff to jedno. Jest zawsze, zawsze obecny w moich myślach – nie jako radość, bo i ja nie zawsze jestem dla siebie radością, ale jak świadomość mojej własnej istoty. Więc nie mów mi o rozstaniu z nim”.

A teraz czekam na wasze typy!

Źródło cytatu: Emily Brontë, Wichrowe Wzgórza, przeł. Janina Sujkowska, COMFORT Oficyna Wydawnicza, 1991.
Źródło grafiki: http://www.imdb.com/title/tt0204744/mediaviewer/rm2392071936 i http://www.imdb.com/title/tt0104181/mediaviewer/rm1469390592

23 Replies to “Najpiękniejsza historia miłosna w literaturze”

  1. Ja mam takich kilka.
    1. Najbardziej idealistyczna: wątek Aragorna i Arweny we „Władcy Pierścieni”. Arwena, pokochawszy śmiertelnika, wyrzeka się typowej dla elfów nieśmiertelności – woli żyć z ukochanym kilkadziesiąt lat, niż bez niego tysiące.
    2. Najsmutniejsza: „Co się wydarzyło w Madison County”. Miłość przychodzi nie w porę, i choć Francesca zdaje sobie sprawę, że nigdy przedtem nie spotkała i pewnie nigdy potem nie spotka mężczyzny takiego, jak Robert – dla dobra rodziny zostaje w dotychczasowym układzie. Ale o Robercie nigdy nie zapomina.
    3. Najbardziej realistyczna i optymistyczna: „Ania z Zielonego Wzgórza” & ciąg dalszy. Świetna historia dojrzewania pary dzieciaków do prawdziwego uczucia, bez fajerwerków, ale ciepłego, odpowiedzialnego, stabilnego. Każdemu można życzyć podobnego związku.

    1. Dot, tak, całym sercem tak ❤️

      1. Zgoda, zwłaszcza co do Ani i Gilberta!

    2. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Dot, Ola, Maria Varia, a czy nie wydaje Wam się, że ta miłość była jednak nieco zbyt gładka? Jakby później zabrakło w niej cieniowania. Nie mówiąc już o odrobinie namiętności. Trochę mi to przeszkadza. Na przykład we wspomnianym przez Zosię „Błękitnym zamku” między bohaterami aż buzuje od chemii.

  2. Z lżejszych historii dorzucę film „Kiedy Harry poznał Sally”. Stary, ale lubię do niego wracać 🙂

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Ma swój urok:)

  3. Jak wiesz , dla mnie najpiękniejsza jest Jane Eyre -bo uwielbiam piękne zakończenia, znów ją czytam i za każdym razem znajduję coś nowego, Mam też sentyment Jamiego i Claire z Outlandera- historii zakręconej w czasie ( czyli jak najbardziej moje klimaty) .
    Największe wrażenie ostatniego czasu ” Tajemnica Brokeback Mountain”- nie wiem czy bym ją przeczytała bez Twojej zachęty , ale powaliła mnie.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Cieszę się, że dzięki mnie poznałaś wersję książkową, która zrobiła na Tobie takie wrażenie:)

  4. Pierwsza para, która przyszła mi na myśl, to Ania i Gilbert. Aż sama siebie zaskoczyłam 😉 ale po chwili uświadomiłam sobie, że to pierwsza historia miłosna, jaką czytałam (miałam z 11 lat i zapalenie oskrzeli 😉 , pamiętam, że pierwszą „Anię” czytałam w łóżku). Po chwili zastanowienia doszłam do wniosku, że to JEST piękna historia. Zwyczajna, spokojna – i piękna. Tylko życzyć takiej miłości.

    1. O tak, Ania i Gilbert też należą do moich ulubionych par. Jest taka życiowa, dokładnie takiej miłości życzyłabym swoim dzieciom 😀

    2. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Ola, no właśnie, a ja powtórzę – czy ta miłość „zwyczajna, spokojna” nie jest jednak trochę za gładka?

  5. czarna orchidea says: Odpowiedz

    Viola! Jak miło Cię czytać 🙂
    Mój typ to oczywiście „Wichrowe Wzgórza” za tajemniczość i potęgę miłości, na pewno „Dziwne losy Jane Eyre” – za magię i piękno uczuć, no i oczywiście jak najbardziej cudowna, choć „spóźniona” miłość w „Co się wydarzyło w Madison County”, ostatnio dołączam do tego „Z dala od zgiełku” Hardy’ego za cierpliwą i pełną wybaczenia miłość pasterza Oaka do farmerki Betsaby Everdene.
    Z dzisiejszych, bardziej współczesnych „List w butelce” Sparksa oraz również jego „Pamiętnik”.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      No tak, dzielimy miłość do sióstr Bronte:)

  6. „Love story” Ericha Segala, przypomniałeś mi Michał i wielkie za to dzięki. Nie mam w zwyczaju powtórnie czytać książki, są to wyjątkowe przypadki. Jednak tę historię przeczytam (już zacząłem) jeszcze raz.
    Wziąłem ją do ręki gdy byłem w ósmej klasie podstawówki i już pierwsze strony machnęły mnie na glebę, gdyż dzięki nim pojąłem, dlaczego kilka moich cholernie kiciastych koleżanek było tak mi dolegliwych. Dlaczego uporczywie i w sposób wyrafinowany się nade mną znęcały.
    Bardzo starałem się nie prowokować, omijać, przechodzić mimo w obojętności i chłodzie, krocząc niczym angielski dżentelmen, a i tak zawsze dostawałem w makówkę. Paskudne były zołzy, tym bardziej, że i między sobą ziajały tym samym kwasem.
    Niestety, mądry po lekturze, ale już na wylocie ze szkoły musiałem się zadowolić jedynie wyobraźnią, co by było gdyby.
    Filmu nie oglądałem, a muzyka z niego przez te wszystkie lata żyła własnym życiem i kojarzyła mi się raczej z własnymi uniesieniami serca.
    Przed „Love story” zachwyciło mnie „Przeminęło z wiatrem”, trudno nic na to nie poradzę. A ostatnio wyróżnił się Kazuo Ishiguro w „Okruchach dnia”
    W historiach miłosnych fascynują mnie te wszystkie mijanki w uczuciach, słowa wypowiedziane nie w porę, lub przekornie przeciw sobie. Miłość jak kryształowy puchar, gdy nie spełniony libacją błyszczy (choć boleśnie) najjaśniej.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Ale czemu tu coś radzić, Tomek?:) „Przeminęło z wiatrem” to piękna książka!

  7. Jeśli chodzi o miłość „najprawdziwszą” nie mam wątpliwości – to ta opisana w „Hanulce Jozy” Kviety Legatovej. Młoda lekarka z Pragi musi ukrywać się przed Gestapo i ruch oporu wysyła ją w góry, gdzie dla dopełnienia kamuflarzu zostaje żoną górala Jozy. Widzimy tutaj cały proces narodzin miłości pomiędzy dwojgiem ludzi, których los postawił naprzeciw siebie. Nie zaczyna się od zauroczenia, o nie! Nie od rzeczy byłoby analizowanie podebieństwa schematu fabularnego do „Pięknej i Bestii”.

    Przyznam się, że mam ogólny problem z historiami miłosnymi w literaturze. Większość z nich, wydaje mnie się, wprost nie dotyczy miłości (zakochanie, afekt, namiętność – to jednak coś innego, niż miłość), albo niesie niepokój, że ktoś (autor) mnie oszukuje, podsuwając jako miłość coś, co nią nie jest (uczucia Heathcliffa do Katarzyny – i w sumie vice versa – oczywiście niezwykle silne, jawią mi się jako pochodzące z jakiejś wyspy pokrytej toksycznymi oparami).

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Olgierd, swego czasu zachwyciły mnie „Żelary”. „Hanulka…” stanowiła dla mnie dopełnienie, jeszcze jedną opowieść z tamtego świata.

      Ciekawe spostrzeżenie! Myślę, że miłość jako pojęcie wiele w sobie mieści i składa się z tylu rozmaitych uczuć! Może to właśnie jest najciekawsze?

  8. „Błękitny Zamek” Montgomery, „Klawikord i róża” Popławskiej i „Nad Niemnem” 🙂

  9. Moja historia miłosna wszechczasów to Miłość w czasach zarazy. Fermina Daza i Florentino Ariza, kochankowie połączeni i zarazem podzieleni pajęczyną utkaną z czasu, rozsądku, namiętności, szaleństwa, samotności – i co najważniejsze – z nadziei, że żadnej szansy nie tracimy bezpowrotnie.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Muszę w końcu powtórzyć sobie tę książkę, Beata!

  10. Dobry wieczór.

    Zajrzałem do tej ciekawej dyskusji i postanowiłem dopisać swoje typy, Co prawda nie jestem wielkim fanem wątków miłosnych w literaturze, ale też ich jakiś specjalnie nie unikam, a z tego, co czytałem, to miłość najpiękniej została przedstawiona w następujących dziełach:

    1. „Lalka” . Prusa – mimo, że odczucia do tej książki mam ambiwalentne, to jednak siła uczuć została tu przedstawiona wspaniale. Miłość totalna, wypalająca, wyniszczająca wszystko wokół, łącznie z samymi zainteresowanymi;
    2. „Tajemnica Brokeback Mountain” A. Proloux – miłość, która właściwie nie miała prawa się wydarzyć, a jednak… Przepiękne;
    3. Małe zbrodnie małżeńskie” E. -E. Schmitta – miłość wspaniała, bo nie wzniosła, patetyczna, steoretyzowana tylko zdefiniowana jako stałe ścieranie się dwóch sił, codzienne wzajemne konstruowanie, dekonstruowanie i ponowne konstruowanie (i etc.), czyli miłość taka jaka faktycznie jest, kwiatki i pety w jednym.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Dobrze pamiętam ogromne emocje, jakie towarzyszyły mi przy czytaniu „Małych zbrodni małżeńskich”.

  11. czarna orchidea says: Odpowiedz

    Oj, jak ja mogłam zapomnieć o Justynce Orzelskiej i Janku Bohatyrowiczu??? Toż to najznamienitszy przykład miłości przekraczającej granice, w naszej rodzimej literaturze. Dzięki Lutosław, że mi to przypomniałeś. „Nad Niemnem” to moja ukochana powieść.

Dodaj komentarz