Spotkanie Dickensa z Szekspirem

Bywa, że na gruncie literatury spotykają się twórcy, którzy nie mieli prawa się poznać. Charles Dickens w „Wielkich nadziejach” – jednej ze swoich najsłynniejszych powieści – wysyła Pipa do teatru na amatorskie przedstawienie „Hamleta”. Zobaczcie, co z tego wynikło.

Teatr, Szekspir i jego Hamlet? Co za połączenie! To na pewno najwyższa kultura! Można założyć, że to doświadczenie wielopłaszczyznowe, wymagające – istna uczta dla intelektu! Na amatorskie przedstawienie Hamleta wybrał się Pip, bohater powieści Charlesa Dickensa Wielkie nadzieje. Zobaczcie, jak udała się ta wizyta:

„Kiedy przybyliśmy do Danii, zastaliśmy króla i królową tego kraju siedzących na dwóch fotelach, które ustawiono wysoko na kuchennym stole, otoczonych dworem. Cała arystokracja duńska była na miejscu. Składała się ona ze szlachetnego młodzieńca, który najwidoczniej odziedziczył wysokie buty z łosiowej skóry po jakimś olbrzymich rozmiarów przodku, z czcigodnego para o umorusanej twarzy, robiącego wrażenie, jak gdyby w dość późnym wieku »wyszedł z ludu«, oraz z duńskiego rycerza z grzebykiem we włosach, ubranego w białe jedwabne pończochy i zadziwiająco podobnego do kobiety. (…)
W miarę jak akcja dramatu się rozwijała, następowały drobne, a interesujące fakty. Wydawało się, że król nieboszczyk był przed śmiercią dręczony kaszlem, który najwidoczniej zabrał ze sobą do grobu, a potem znów przyniósł na ziemię. Duch króla dźwigał upiorny rękopis owinięty dokoła berła. Zaglądał co chwila do owego manuskryptu z takim lękiem, jak gdyby był zwykłym śmiertelnikiem i obawiał się, że zgubi wątek. Ta okoliczność prawdopodobnie sprawiała, że galeria co pewien czas krzyczała do Ducha: »Przewróć kartkę«, co doprowadzało go do rozpaczy. Widoczne też było od pierwszego wejrzenia, że mimo iż ten uroczy upiór, ukazywał się zawsze z taką miną, jak gdyby zjawiał się po dłuższej nieobecności i przebył olbrzymią przestrzeń, to w rzeczywistości wyłaniał się zza sąsiedniego muru. To być może stało się przyczyną zjawiska, iż jego okropne słowa przyjmowano wybuchami śmiechu.
Królowa Danii, bardzo okazała dama, wyglądała jednak tak, jak gdyby należała do epoki miedzianej, gdyż miała na sobie zbyt wiele tego właśnie metalu. Szeroka miedziana obręcz przebiegała pod jej brodą i łączyła się z diademem (jak gdyby monarchini cierpiała na straszliwy ból zębów). W pasie królowa miała również miedzianą obręcz, tak iż bransolety owijały jej ramiona. Nic dziwnego, że publiczność przezywała ją na głos: »Kocioł miedziany«. (…)
Za każdym razem, gdy niezdecydowany książę rzucał jakieś pytanie lub wyrażał wątpliwości, publiczność przychodziła mu natychmiast z pomocą. Kiedy na przykład szło o to, by rozstrzygnąć kwestię: »Czy lepiej jest dla szlachetnego umysłu cierpieć«, ktoś wrzasnął, że tak, inny znowu, że nie, a trzeci głos, przychylając się do obu pozostałych radził: »Podrzuć monetę i wylosuj, co lepiej!«, aż zaczęła się ogólna sprzeczka na sali. Kiedy książę pytał, czemu istoty jemu podobne skazane są na pełzanie pomiędzy niebem a ziemią, zachęcano go okrzykami: »Słuchajcie! Słuchajcie!«. Kiedy zjawił się na scenie z opadającą pończochą (po prostu na nodze utworzyła mu się u góry jedna zgrabna fałda, podejrzewam, że od zbyt gorącego żelazka), na galerii rozległa się głośna rozmowa na temat białej skóry jego nóg, przy czym wyrażano przypuszczenie, że pobladły mu pod wpływem przestrachu na widok ducha ojca. Kiedy wziął do ręki instrument muzyczny, bliźniaczo podobny do małego czarnego fletu, którego używano przed chwilą w orkiestrze i który mu widocznie podano przez drzwi, i przytknął go do ust, podniosły się krzyki, aby zagrał Rule Britannia (…). Ale na najokropniejsze próby został wystawiony w scenie na cmentarzu. (…) Kiedy (…) odziany w czarny, uroczysty płaszcz, wchodził przez tę bramę, z publiczności wołano przyjaźnie, ku grabarzowi, kopiącemu grób: »Te, uważaj, przyszedł szef pilnować jak pracujesz!« (…). Przybycie ciała w pustej trumnie, której wieko nieustannie odskakiwało, wywołało wybuch hałaśliwej wesołości, która wzrosła jeszcze, gdy w jednym z grabarzy niosących trumnę, poznano znajomego”.

Chcecie się dowiedzieć, jak skończyło się owo nieszczęsne przedstawienie? Zapraszam do lektury Wielkich nadziei. Mam nadzieję, że ubawił was ten fragment, tak samo jak zawsze bawi mnie!

Może myślicie, że trudno pisze się sceny humorystyczne? Weźcie udział w kursie Pasja Pisania II, który rusza już 15 września. Warsztaty prowadzi Barbara Sęk:

http://www.pasjapisania.pl/kurs-pasja-pisania-ii-2.html

Pisanie humorystycznych scen jest śmiesznie łatwe! Pora się o tym przekonać!

Źródło cytatu: Charles Dickens, Wielkie nadzieje, tłum. Karolina Beylin, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 1999.
Źródło grafiki: http://theartofclothes.blogspot.com/2012/01/bbc-great-expectations-2012.html

Dodaj komentarz