Bohaterowie – prawdziwi czy fikcyjni?

Dla niektórych z was najtrudniejszą częścią stwarzania pisarskiego świata pozostaje powoływanie do życia postaci. Czy powinny mieć swoje realne odpowiedniki? A może trzeba je wymyślić od początku do końca? Zobaczcie, co na ten temat sądzą pisarki z powieści Delphine de Vigan „Prawdziwa historia”.

Delphine – główna bohaterka powieści Dephine de Vigan Prawdziwa historia – osiągnąwszy sukces pisarski, przeżywa kryzys twórczy. Kiedy poznaje L. wszystko się zmienia. Dostaje potrzebną uwagę, zrozumienie, motywację do pracy. Jest to jednak niepokojące – nowa przyjaciółka Delphine nosi w sobie wiele tajemnic („Tak naprawdę bowiem nic o L. nie wiem i nigdy nie wiedziałam”).

Źródłem nieporozumień między nimi bywa literatura, kwestia artystycznej fikcji i prawdy. L. bojkotuje jeden z planów pomysłów Delphine właśnie ze względu na jego związek z fikcją:

„L. przysunęła się do mnie, nagle poważniejąc.
– Twój pomysł nie jest zły, Delphine. Tylko że twoje postacie nie mają duszy. Dzisiaj nie można już pisać takich rzeczy. Nie w tej formie. (…). Musisz znaleźć coś bardziej wciągającego, bardziej osobistego, coś, co pochodzi od ciebie, z twojej historii. Twoje postacie muszą mieć związek z życiem. Muszą istnieć poza papierem, oto czego domaga się czytelnik (…). Nie możesz tkwić aż do tego stopnia w sztucznej konstrukcji, w zmyłce, w szalbierstwie. Inaczej twoje postacie będą jak papierowe chustki do nosa, po jednym użyciu wylądują w pierwszym napotkanym koszu. I wszyscy o nich zapomną. Ponieważ jeśli postacie fikcyjne nie mają żadnego związku z rzeczywistością, nic po nich nie zostaje.
Byłam wzburzona, nie mogłam się zgodzić z jej słowami. Czyż postać nie ma prawa pojawić się znikąd, bez żadnych powiązań, nie ma prawa być czystym wymysłem? Czy powinna się tłumaczyć? Nie. nie uważałam tak. Czytelnik zawsze chętnie ulega złudzeniu i bierze fikcję za rzeczywistość. Czytelnik jest zdolny do następującej rzeczy: uwierzyć, zdając sobie jednocześnie sprawę, że to nie istnieje. Uwierzyć, jakby to była prawda, jednocześnie mając świadomość, że to zmyślone
Każdy czytelnik może to zaświadczyć. L. się myliła. Chciała usłyszeć tylko połowę historii. Czasami historia jest wręcz tak mocna, że ma swoje przedłużenie w rzeczywistości. Kiedy pojechałam z Louise i Paulem do Londynu, zwiedziliśmy dom Sherlocka Holmesa. Turyści z całego świata przyjeżdżali zobaczyć ten dom. Tylko że Sherlock Holmes nigdy nie istniał. Ludzie przychodzą niekiedy obejrzeć jego maszynę do pisania, lupę i tweedową czapkę, meble, mieszkanie, w aranżacji według powieści Doyle’a. Ci ludzie o tym wiedzą. A jednak stoją w kolejce i płacą, żeby zwiedzić dom, który jest wyłącznie drobiazgową rekonstrukcją fikcji.
L. przyznała, że to prawda. I że to urocze.
Lecz co do niej, kiedy czyta książkę, pasjonuje ją i nie daje spać nie tylko to, że to dobrze brzmi. Ale świadomość, że istotnie miało miejsce. Coś się wydarzyło, a następnie autor poświęcił wiele tygodni, miesięcy, lat, żeby przekształcić ów materiał w literaturę”.

Czy zgadzacie się z tym, że postaci muszą być wzięte z życia, aby były prawdziwe? A może bliżej wam do poglądów Delphine?

Jeśli chcecie twórczo popracować nad swoimi projektami, podyskutować o nich, podzielić się wątpliwościami z profesjonalistami, zapraszamy na Pracę nad Tekstem. Podczas czterech tygodni skupicie się na swoich powieściach i opowiadaniach w twórczej atmosferze. Najbliższy kurs rusza 3 lipca. Możecie się zapisać tutaj:

http://www.pasjapisania.pl/kurs-praca-nad-tekstem.html

Czekamy na was!

Źródło cytatów: Delphine de Vigan, Prawdziwa historia, tłum. Joanna Kluza, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2016.
Źródło grafiki: https://pl.wikipedia.org/wiki/Baker_Street

4 Replies to “Bohaterowie – prawdziwi czy fikcyjni?”

  1. Dobry literat potrafi stworzyć żywe i plastyczne postacie nawet jeśli są tylko wytworem jego wyobraźni. Jemu nawet lepiej się pisze jeśli postać jest fikcyjna, bo nie może się rozminąć z prawdą fałszywie opisując rzeczywistą postać. Dopiero zanurzając się w swoim fikcyjnym świecie czuje się naprawdę literatem. Co nie znaczy, że nie czerpie garściami z rzeczywistych miejsc, rzeczy, postaci, zdarzeń itd. Często nie zdając sobie z tego sprawy, ale są to takie mikrozapożyczenia, że nie można mu nic zarzucić.
    A jeśli pisze o jakiejś rzeczywistej postaci? To wtedy również zmyśla, ale oczywiście stara się zachować pozory zależnie od tego jakiego typu to jest literatura i jakie są oczekiwania jej odbiorców.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Myślę, że to trafne podsumowanie:)

  2. Kasia Alias Kinga says: Odpowiedz

    Myśle, że obie mają rację. Pisarz nie żyje w oderwaniu od rzeczywistości; opisuje to co kiedyś usłyszał, przeczytał w gazecie. Przerabia na własny sposób. Ja w „Tangu z koniem” wykorzystałam historię opowiedzianą mi dawno temu przez hodowcę koni. Wtedy pokiwałam głową i na tym się skończyło. To byl okres kiedy nie myślałam o pisaniu, szukałam pracy. Kilka lat później, własnie na kursach Pasji Pisania, wykorzystałam te opowieść.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Widzisz, jak to się plecie!

Dodaj komentarz