George Sand i Fryderyk Chopin na wakacjach

Przed nami ostatnie dni wakacji. Gdzie spędziliście swoje urlopy? Czy zaczerpnęliście ze skarbnicy wakacyjnych inspiracji? W 1838 roku George Sand w towarzystwie Fryderyka Chopina i dzieci wybrała się na Majorkę. Swymi wrażeniami podzieliła się w książce „Zima na Majorce”.

W 1838 roku George Sand i Fryderyk Chopin udali się do miejscowości Valldemosa, leżącej na Majorce, do miejscowości. Wierzyli, że ten wyjazd pomoże Chopinowi wrócić do zdrowia. Dwa lata później George Sand opublikowała wspomnienia z tamtego pobytu (Chopin figuruje w nich głównie jako „nasz chory”). W Zimie na Majorce tak uzasadnia tę podróż:

„Wyruszyłam w podroż, aby zaspokoić potrzebę odpoczynku (…). Ponieważ brakuje nam czasu na wszystkie rzeczy na tym świecie, który sobie stworzyliśmy, wyobrażałam sobie znów, że jeśli dobrze poszukam, to znajdę jakieś ciche, odosobnione ustronie, w którym nie będzie żadnych liścików do napisania, ani gazet do przeglądania, ani wizyt do przyjmowania, gdzie mogłabym nie zdejmować nigdy szlafroka, dni miałyby po dwanaście godzin, gdzie mogłabym uwolnić się od wszystkich norm towarzyskich, oderwać się od mentalności, która dręczy nas wszystkich we Francji”.

Zima na Majorce to bardzo interesująca pozycja. Sand jest merytorycznie przygotowana, udowadnia własną erudycję, często odwołuje się do dzieł traktujących o Majorce, przytacza obszerne cytaty. To, co dziś może razić, to skala uprzedzeń – pewnie podsycanych niezbyt życzliwym przyjęciem ze strony miejscowych. Oto co Sand sądzi o majorkańskiej oliwie:

„Oliwa ta jest tak cuchnąca, że można powiedzieć, iż na Majorce domy, mieszkańcy, powozy, a nawet wiejskie powietrze, wszystko jest przesiąknięte jej smrodem. Ponieważ wchodzi w skład wszystkich posiłków, w każdym domu jest smażona dwa lub trzy razy dziennie i mury są nią nasiąknięte. Gdy zabłądzimy w szczerym polu, wystarczy tylko rozchylić nozdrza; jeśli podmuch bryzy przyniesie woń zjełczałej oliwy, można być pewnym, że za skałą lub pod kępą kaktusów znajduje się domostwo”.

Sand – nie bez ironii – portretuje też miejscowych.

„Maria Antonia, będąca kimś w rodzaju gospodyni, przybyła z Hiszpanii, aby uciec, jak sądzę, przed nędzą i wynajęła celę, aby usługiwać gościom przebywającym w klasztorze. Jej cela znajdowała się obok naszej, służyła nam za kuchnię, natomiast ona uważana była za naszą gospodynię. Była to kiedyś ładna kobieta, drobna, o schludnym wyglądzie, pełna słodyczy, w jej mniemaniu dobrze urodzona, o czarujących manierach, melodyjnym głosie, obłudnie pochlebnym wyrazie twarzy i bardzo szczególnej gościnności. Miała zwyczaj oferowania swych usług przybyłym i odmawiania z obrazą (…) przyjęcia jakiegokolwiek wynagrodzenia za swe starania. Mówiła, że postępuje tak z miłości do Boga (…), a jedynym celem jest zyskanie przyjaźni swych sąsiadów. Za umeblowanie służyło jej łóżko polowe, grzejnik do nóg, piecyk, dwa krzesła z wikliny, krucyfiks i kilka półmisków. Wszystko to oddawała z wielką hojnością do waszej dyspozycji i można było zostawić u niej swoją serwantkę czy garnek.
Lecz natychmiast wchodziła w posiadanie całego waszego gospodarstwa i wyciągała dla siebie najczystsze ubrania i najlepsze kąski z obiadu. Nigdy nie widziałam bardziej łakomej pobożnej gęby, zwinniejszych palców, umiejących nie parząc się szperać w kipiących rondlach, ani bardziej elastycznego gardła pochłaniającego po kryjomu cukier i kawę swych drogich lokatorów, nucąc przy tym kantyczkę czy bolero. Było to rzeczą ciekawą i zabawną móc, jako bezstronny obserwator, zobaczyć dobrą Antonię, Catalinę, tę wielką wiedźmę z Valldemossy, która służyła nam jako pokojowa, oraz nianię, małe rozczochrane monstrum będące naszym lokajczykiem, jak we trzy zmagały się z naszym obiadem. Był to czas Anioła Pańskiego, a te trzy kocice nie omieszkały go odmówić: dwie stare w duecie, zagrabiając wszystkie nasze dania, i odpowiadająca amen najmłodsza z nich, podkradająca z niezrównanym sprytem jakieś kotlety czy owoce w cukrze. Był to niezły obrazek i warto było udawać, że się go nie widzi; ale gdy deszcze zaczęły coraz częściej uniemożliwiać komunikację z Palmą i dostawy żywności stały się coraz rzadsze, asystencja Marii Antonii i jej szajki robiła się mniej zabawna, a my, to znaczy ja z dziećmi, byliśmy zmuszeni wcielać się w rolę ordynansów pilnujących naszego pożywienia. Pamiętam, jak ukrywałam prawie pod poduszką koszyki z grzankami przeznaczonymi na następny dzień na śniadanie i krążyłam jak sęp wokół piecyka, w którym trzymano nasz rybny posiłek, aby odgonić złodziejskie ptaszki, który zostawiłyby nam jedynie ości”.

Właściwie Zima na Majorce mogłaby być komediową opowieścią o kobiecie, która życzyła sobie spokoju, oderwania się od rzeczywistości, a tymczasem trafiła do fantazyjnego świata zamieszkanego przez dziwnych ludzi, z którymi nie umiała się porozumieć. Jest w jej opowieści dużo uprzedzeń, wyższości – ale dziś ta wyższość pozostaje świadectwem czasów, w których powstał tekst. Dziś można go traktować jak ciekawostkę.

A może macie ochotę przedstawić własne reminiscencje z wakacji? Jeśli tak – zapraszam na kurs Inspiracje, podczas którego nauczycie się przerabiać zdarzenia z własnego życia na literaturę. Startujemy 28 sierpnia:

http://www.pasjapisania.pl/kurs-inspiracje.html

Kto dołączy? Czekam na was!

Źródło cytatów: George Sand, Zima na Majorce, tłum. Magdalena Zorga-Krzychowicz, Wydawnictwo „Bernardinum”, Pelplin 2006.
Źródło grafiki: http://wyborcza.pl/7,113768,24881011,natura-tu-jest-piekna-i-hojna-ale-hiszpanie-to-ohydny-narod.html i https://pl.puntomarinero.com/george-sand-interesting-facts-from/

2 Replies to “George Sand i Fryderyk Chopin na wakacjach”

  1. Ależ to kwintesencja wakacji, bo chyba wszyscy tak mamy. Wyjeżdżamy, by szukać spokoju, a potem borykamy się a to z klimatem, a to z niewygodą obcych łóżek, a to z ludźmi, których wcale nie chcieliśmy do towarzystwa i których zwyczajów nie rozumiemy. A potem wracamy do domu i zaczynamy opracowywać plan, gdzie pojedziemy w następnym roku 🙂
    Opisy Sand wyśmienite!

  2. Wówczas kto nie mieszkał na wsi, to wyjeżdzał na nią. Kto chorował , najczęściej na suchoty czyli gruźlicę, to szukał kuracji, klimatu dla zdrowia. Obecnie opanowała wszystkich „mania” podróżowania. To takie zachłyśnięcie się wolnością( Europa bez granic) i możliwościami finansowymi. Podróże wyostrzają inteligencję, spostrzegawczość, uczą, kształcą, są natchnieniem twórczości. Czego wszystkim mocno życzę.

Dodaj komentarz