Lektura na weekend – Przedwojenny „Projekt Lady”

„- Nie potrzebuję nikogo przyjmować… Nasyłają mi na kark durniów, którzy udają, że coś więcej ode mnie umieją… Nie chcę się uczyć, nie chcę być dobrze wychowaną panną, dajcie mi święty spokój, bo się wezmę z pięściami do roboty!” – wbrew pozorom nie jest to kwestia padająca w którymś z sezonów TVN-owskiego „Projektu Lady”, a wypowiedź Ity, bohaterki pewnego przedwojennego bestsellera… Wiecie, kim ona jest?

Irena Zarzycka uchodziła za przedwojenną królową romansów. Jej książki, jakbyśmy to dziś określili, stały się bestsellerami, a ona sama – gwiazdą literatury popularnej. Szczególnie miejsce w jej dorobku zajmuje debiutancka powieść Dzikuska – historia miłości. Wydana pierwotnie w 1927 roku, jeszcze przed wojną doczekała się aż siedmiu wznowień, a rok po premierze – adaptacji filmowej (obok możecie zobaczyć zdjęcia z filmu Henryka Szaro). Lubię czasem sięgnąć po klasykę literatury popularnej – nawet jeśli dziś taką literaturę traktuje się z pewną pogardą. W ten sposób zapoznaję się z lekturami moich pradziadków. Zastanawiam się też, jak dziś da się odczytać te powieści, co nie straciło na aktualności. Na potrzeby researchu – ale też z niekłamanej ciekawości (bo do prozy dwudziestolecia międzywojennego nie trzeba mnie szczególnie zachęcać) – sięgnąłem po Dzikuskę.

Najkrócej ujmując, to taki przedwojenny powieściowy „Projekt Lady”. Można też znaleźć podobieństwa między tą powieścią, a wydanym blisko dwadzieścia lat wcześniej innym bestsellerem – Trędowatą Heleny Mniszkówny (dziś uznaną za arcydzieło kiczu. Czy to samo da się powiedzieć o Dzikusce?). Wspólny mianownik widać już na płaszczyźnie tytułu. Obie bohaterki nie przystają do swych środowisk, Stefcia Rudecka – z racji pochodzenia i wykonywanego zawodu, Ita Kruszyńska – ponieważ występuje przeciwko utartym regułom. Obie doznają ostracyzmu – ta druga nawet podwójnego. Najpierw jako nieujarzmiona „dzika”, a później – już jako „panna”. Ich historie jednak kończą się inaczej – tylko czy aby na pewno?

„Przecież to jakiś ordynarny dzikus, gdzie ona była dotychczas!? (…) Jak wy ją chowaliście?!” – skarży się Witold Leski, nauczyciel-malarz, przybywający do Kruszelnicy. To właśnie jemu powierzono opiekę nad niesforną panną. Kim jest Ita? To właściwie Eleonora Rita Kruszyńska – piękna dziewczyna, „dzika duszyczka”, nieokiełznana, za nic mająca zasady. A jednak Witold szybko zaczyna rozumieć, że za jej zachowaniem kryje się protest przeciwko odrzuceniu. Ita jest emocjonalnie zaniedbana, straumatyzowana po śmierci matki. Pozostaje społecznie nieprzystosowana – nie dba o ubiór, zdradza „nieumiejętność jedzenia”, a z jej ust padają „ordynarne wyrazy”. Musi się mierzyć z pogardą otoczenia (zwłaszcza starszych braci). Czułość ma tylko dla piesków i kotków, które otacza opieką. Dopiero Witold ją oswaja (mamy tu do czynienia z romansowym „poskromieniem złośnicy”). Stara się on zrozumieć Itę, próbuje do niej dotrzeć na przekór kolejnym psotom i buntom. Budzi jej uśpioną wrażliwość, opowiada o świecie, przybliża literaturę, daje jej też lekcje „chodzenia i dobrego tonu”. Stopniowo czyni ją istotą społeczną. Oczywiście między tą dwójką rodzi się silne uczucie.

Cóż, ta historia nie przekonuje – jest uproszczona, nieco naiwna, a idea „zmieniam się w kobietę, ponieważ przyjechał po mnie książę na białym koniu” budzi zastrzeżenia. Jednak Irena Zarzycka całkiem sprawnie – jak na tego typu literaturę popularną – oddała wewnętrzną szamotaninę swojej bohaterki, która w poczuciu zagrożenia karze swoistymi regresami zarówno Witolda, jak i samą siebie. No i zerknięcie do dawno minionego świata ma swój urok, nawet czysto językowy – pojawiają się takie słowa, jak „spacer łódkami”, „czupidron”, „napastnica”.

Dziś można się zastanawiać, czy oswajanie „dzikuski” nie było właściwie stłamszeniem jej ciekawej (jak na swoje czasy) osobowości. Wydaje się, że wprowadzała w ten świat coś oryginalnego, a jej szczerość była bardziej naturalna niż wymogi konwenansu, co więcej – obnażała prawdziwą naturę tegoż świata. Chce się stanąć po jej stronie, gdy krzyczy w złości: „Ja nie jestem panna! Ja jestem Ita!”. Można sobie zadać też pytanie, na ile rzeczywiście owa „dzika” może przemienić się w pannę „godną” elit. Mieszanie rejestrów staje się tutaj całkiem niezłym źródłem humoru (tak jak tu, gdy Ita tłumaczy nowej przyjaciółce: „To nie szkodzi, że jestem taka nieznośna. Wpierw było jeszcze gorzej, dopiero gdy przyjechał pan Witold, to się polepszyłam. Nie mówię nawet cholera i psia twoja mać”). Właśnie to tkwienie Ity niejako wpół drogi – między „dzikuską” a „damą” – buduje jej niezaprzeczalny urok osobisty.

Ta historia ma zresztą swoje bardzo smutne post scriptum. Zarzycka spotkała pierwowzór Ity w majątku w Karpatach pod Skolem. Jak zdradziła w jednej z rozmów, później ta dziewczyna umarła, rodząc pierwsze dziecko, a sama pisarka ciężko to przeżyła. Ostatecznie Zarzycka – autorka bestsellerów – porzuciła literaturę, przeżywszy traumy związane z II wojną światową (strata domu, męża i syna). We wzruszającym wstępnie – poprzedzającym moje wydanie Dzikuski – pisze, że propozycja wydania tej powieści przeszło sześćdziesiąt lat od premiery, to dla niej czysty surrealizm. „Czuję się jak prababka, mająca grać rolę własnej prawnuczki, a tu i kostium za ciasny, i rola trudna do udźwignięcia”.

Kiedy czytałem Dzikuskę – tę chyba już dziś zapomnianą powieść, która jednak swego czasu zrobiła prawdziwą karierę – zastanawiałem się kim tytułowa bohaterka byłaby dziś. Jak sądzicie?

Źródło cytatów: Irena Zarzycka, Dzikuska – historia miłości, Krajowa Agencja Wydawnicza, Lublin 1989.
Źródło grafiki: http://fototeka.fn.org.pl/pl/filmy/info/548/dzikuska.html i https://rozrywka.dziennik.pl/telewizja/artykuly/524829,probowalysmy-nauczyc-dziewczyny-jak-byc-wspolczesna-kobieta-premiera-show-projekt-lady.html

4 Replies to “Lektura na weekend – Przedwojenny „Projekt Lady””

  1. A co to znaczy czupidron? Chodzi o nieuczesaną osobę?

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Zdaje się, że tak:)

  2. Kochałam tą książkę!

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      🙂 Cieszę się, że mogłem ją przypomnieć:)

Dodaj komentarz