Lektura na weekend – Za nieprzekraczalnymi granicami

To chyba najsłynniejsza historia trójkąta miłosnego w literaturze polskiej. Historia w zasadzie stara jak świat – on, ona i ta trzecia – realizowana w najróżniejszych powieściach. A jednak Zofia Nałkowska wykorzystała ten wyświechtany, zdawałoby się, motyw i stworzyła prawdziwy majstersztyk!

„Chodzi o to, że musi coś przecież istnieć. Jakaś granica, za którą nie wolno przejść, za którą przestaje się być sobą.”

Ostatnie wydarzenia (z wiadomym wirusem w tle) skłoniły mnie do sięgnięcia po dobrze znaną i cenioną klasykę literatury – jest w niej coś cudownie stabilnego i – chciałoby się wierzyć – niepodlegającego burzom dziejowym. Wybrałem książkę, za której powtórkę zabierałem się od dłuższego czasu – Granicę. Ta powieść zachwyciła mnie w czasach liceum, skłoniła do sięgnięcia po inne, mniej znane, dokonania Zofii Nałkowskiej: po Niecierpliwych, Niedobrą miłość, Charaktery. Dziś wróciłem do historii Zenona Ziembiewicza, Elżbiety Bieckiej i Justyny Bogutówny.

„Krótka i piękna kariera Zenona Ziembiewicza zakończona tak groteskowo i tragicznie, dała się teraz od strony tego niedorzecznego finału rozwiązać całkiem na nowo” – to jedno z najsłynniejszych pierwszych zdań w literaturze polskiej otwiera właśnie Granicę. Zdradzenie zakończenia już na początku powieści to zabieg jak na swoje czasy całkiem oryginalny – a skoro znamy finał, możemy się skupić na innych aspektach powieści. Sam początek ogromnie mnie poruszył – Nałkowska dobrze obrazuje powszechne zdumienie, niemal czuje się tę konsternację. Co tam się działo u tych Ziembiewiczów? Ot, zagadka! A czytelnik zostaje zaproszony za kulisy tej smutnej historii.

Otóż i ten trójkąt – on to ambitny młody człowiek pochodzący ze zubożałej ziemiańskiej rodziny; ona – jego wielka miłość, dziewczyna zamknięta w sobie, nieprzystępna, zraniona; no i ta trzecia – nieślubna córka biednej kucharki, prosta służąca. Zenon lawiruje między tymi obiema kobietami, oszukuje je, próbuje dorobić do tego filozofię, ale zdaje sobie sprawę, że poza filozofią „zostaje fakt ordynarny i nagi, schemat nie pozostawiający żadnej wątpliwości. Justyna była w samej rzeczy uczciwą dziewczyną, którą uwiódł, korzystając z jej zakochania. Elżbieta była narzeczoną, którą zdradził. To ostatecznie było istotne, taki był faktyczny stan rzeczy”. Zenon chce to widzieć inaczej, ale wpada w schemat podpatrzony u własnego ojca. Miłość idealna i miłość zmysłowa – albo mówiąc dosadniej: jedna kobieta do salonu, druga do sypialni. I Elżbietę, i Justynę wikła w tę sytuację, pociąga je za sobą. Justyna nie rozumie kolei zdarzeń – przecież Zenon był dla niej dobry, stał się całym światem. Elżbieta chce zrezygnować z narzeczonego, ale między nimi istnieje duża siła przyciągania. A poza tym Elżbieta, sama porzucona przez matkę, marzy o pełnej rodzinie. Zenon robi karierę polityczną, układa sobie los – ale tak w życiu publicznym, jak i prywatnym zmuszony jest pójść na rażące kompromisy, oczywiście tylko na pewien czas („To wszystko wydawało mu się jakimś prowizorium poprzedzającym życie właściwe”), przynajmniej tak się łudzi.

To mógł być zwyczajny romans, dziś zapomniany – tyle że Nałkowska zmieniła tę opowieść w wyrafinowaną prozę psychologiczną. Przedstawiła trzy starannie naszkicowane portrety, troje ludzi zdeterminowanych przez pochodzenie, przez własne historie. Zenon pomimo tego, iż nie chce kroczyć ścieżką nieszanowanego ojca, podąża nią. To mężczyzna pozbawiony charakteru, winny, a jednak szukający winy wszędzie, byle nie w sobie. Odrzucona dawniej Elżbieta pozostaje chłodna w relacjach międzyludzkich i w gruncie rzeczy głęboko nieszczęśliwa. Także Justyna nie jest w stanie wiele zmienić – urodziła się w biedzie, stała nisko na drabinie społecznej, a zatem brakuje jej zupełnie siły przebicia. Może tylko podzielić los, który stał się udziałem jej matki. Ci troje przekraczają najrozmaitsze granice, łamią się, ale w gruncie rzeczy pozostają jakby przypięci do swoich przeznaczeń – niczym biedny Fitek, udręczony pies podwórzowy, którego przestrzeń życiową wyznacza krótki łańcuch.

A jednak nie do samego trójkąta miłosnego sprowadza się Granica. Mamy tu szereg drugoplanowych postaci – rozgoryczoną nieudanym w zasadzie życiem, starzejącą się Cecylię Kolichowską, ciotkę Elżbiety, znającą tylko pracę Karolinę Bogutową, schorowanego Karola, syna pani Kolichowskiej, wreszcie rodzinę Gołąbskich, skazaną właściwie na niebyt. Ta powieść składa się z szeregu wątków i obrazków rodzajowych. Mamy okazję podpatrzeć m.in. skutki kryzysu lat trzydziestych ubiegłego wieku, ówczesną sytuację służących, robienie kariery po znajomościach. Pojawia się też studium starości czy niemal reportażowe ujęcie biedy. Niesamowitym mikroświatem jest kamienica zarządzana przez panią Kolichowską. Jakaż to różnica między eleganckim salonem, a piwniczną norą (bo inaczej tego miejsca określić nie sposób), w jakiej żyje rodzina Gołąbskich! Poruszona Elżbieta pyta: „jak trzeba nazwać cały ten fenomen, że ja sobie siądę nad nimi na kanapie i słucham przez radio Strawińskiego albo zapalam lampę i czytam, powiedzmy, Pascala”.

Granica Zofii Nałkowskiej to powieść trudna, mroczna i cudownie skomplikowana. Tkwi w tej historii wielki uniwersalizm. Wróciliście do niej kiedyś? Ja wrócę jeszcze wiele razy!

Źródło cytatów: Zofia Nałkowska, Granica, Prószyński i S-ka, Warszawa 2002.

4 Replies to “Lektura na weekend – Za nieprzekraczalnymi granicami”

  1. Chomik buszujący w zbożu says: Odpowiedz

    Nie wróciłam, ale pamiętam. Cholernie miś ie spodobała, nawet nadużyłam jej na zapomnianej już maturze. 🙂

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Rany, a ja właśnie zdałem sobie sprawę, że nie pamiętam, jaki był temat wypracowania, gdy ja pisałem maturę…

      1. A ja pamiętam – „Los żołnierza polskiego w literaturze”, 7 stron 🙂

        1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

          A to „Granica” się raczej nie przydała do matury:D

Dodaj komentarz