Kolejne sukcesy absolwentek kursów Pasji Pisania

Coraz więcej absolwentek i absolwentów naszych kursów regularnie publikuje swoje teksty. Znakomite opowiadania Pauliny Klimańskiej-Nowak i Joanny Stogi znajdziecie w najnowszym numerze miesięcznika „Śląsk”.

Każdy pisarski sukces kursantek i kursantów Pasji Pisania ogromnie nas cieszy. Dziś mamy kolejny powód do świętowania – i to podwójny. W najnowszym numerze „Miesięcznika Społeczno-Kulturalnego „Śląsk” ukazało się opowiadanie Pauliny Klimańskiej-Nowak Tonle Sap, a także dwie prozatorskie miniatury Joanny Stogi – Droga oraz Pająk nad szafą. I Joanna, i Paulina mają już za sobą debiuty prozatorskie. Teraz doceniono je raz jeszcze. Trudno się temu dziwić – te teksty są znakomite.

Tonle Sap rozgrywa się w Kambodży. To mądra, zapadająca w serce opowieść o tym, jak wspomnienia napędzanych Wielką Historią tragedii z przeszłości (w tym przypadku chodzi o ludobójstwo) pozostają wciąż żywe w pamięci świadków. Od takiej przeszłości nie da się naprawdę uciec. Zobaczcie początek Tonle Sap:

„Tego dnia poranek przybrał barwę fioletu. Woda, niebo, łódź, spoczywające na drewnianych wiosłach dłonie – wszystko tonęło w jego odcieniach. Jezioro było najjaśniejsze, a jego gładka powierzchnia przywodziła na myśl kolorowe szkło. Gdy Sokeun zanurzał w nim wiosła, zdawało mu się, że tafla wody rozbije się na tysiące odłamków.
Z jednej strony niebo wciąż spowijał mrok, a jego barwa przypominała świeże sińce na ciele. Sokeun odwracał od niego wzrok, spoglądał przed siebie – gdzie daleko, już na linii horyzontu zarysowywały się, jak nakreślone piórkiem na pergaminie, kontury wioski. Zatrzymał łódź i odwrócił się w stronę wschodzącego słońca. Unosiło się nad horyzontem dając niewiele światła, a jego bladą tarczę skrywały mgły i popielato-fioletowe obłoki. Z daleka dobiegło nawoływanie pelikanów. Wtórował mu trzepot skrzydeł, który stawał się coraz bliższy. Po chwili całe ich stado przeleciało tuż nad łodzią.

Rozejrzał się – gdzieniegdzie po powierzchni jeziora rozchodziły się niewielkie okręgi. Niektóre oddalały się od łodzi, a inne zbliżały. Sięgnął po sieci i zarzucił je. Przymocował je starannie, uważając by nie poplątały się linki i żeby żadna nie była zbyt mocno naciągnięta. Jeśli połów będzie obfity, sieć mogłaby się zerwać. Skąd wziąłby drugą?
Gdy wyprostował się, usłyszał chlupot wody. Od strony wioski nadpływała łódź. Znajdowała się na tyle blisko, że bez trudu rozpoznał, kto ją prowadził. Ratanak też go zauważył. W szarej, wypłowiałej i pocerowanej koszuli, oraz szerokich, sięgających połowy łydki spodniach, jego sylwetka wydawała się drobna i krucha niczym wyrzucony na brzeg patyk. Sokeun wiedział, że to tylko złudzenie, a Ratanak w pięści mógłby zmiażdżyć czaszkę psa. Przynajmniej kiedyś tak było.
Ratanak wyprostował się, na chwilę przerwał wiosłowanie i spojrzał w oczy Sokeunowi. Skinął głową. Sokeun odwrócił wzrok.”

Z kolei opowiadania Joanny Stogi traktują o samotności jednostki. W Pająku nad szafą to samotność przytłaczająca i bolesna, samotność wśród niewygaszonych wspomnień. Bohaterem tej prozy jest owdowiały Henryk. Co zwiastuje pojawienie się Iny, dziewczyny zdumiewająco podobnej do zmarłej żony Henryka? Oto początek opowiadania:

„Pojawiła się u Henryka pod wieczór. Wcześniej zadzwonili z agroturystyki za łąką, że przyjechała grupa, że źle się dogadali i tamtych jest więcej, niż mają miejsc. Może więc on mógłby kogoś przyjąć? Tylko na jedną noc.
Mógł, od śmierci Maryni ich mały pensjonat stał właściwie pusty. To ona o wszystko dbała – o gości, nowe zdjęcia na Facebooku, ciasto na podwieczorek.
Dziewczyna przyszła sama. Stanęła na ganku, a Henryk najpierw zwrócił uwagę na jej plecak. Był ogromny, ale ona od razu go zapewniła, że tylko tak groźnie wygląda. Miała na imię Ina i ledwie się przedstawiła, zaczęła go zagadywać. Wspomniała, że następnego dnia ruszają na stanowiska i tu wymieniła łacińskie nazwy kilku rzadkich roślin. Spytała też, czy je zna. Nie znał, więc wytłumaczyła, dlaczego są tak ważne i na czym polegają ich badania. Niewiele z tego rozumiał. Zresztą skupił się bardziej na niej, niż na tym, co mówiła – na sylwetce podświetlonej zachodzącym słońcem, na włosach skręconych od wieczornej rosy i dłoniach, które przy każdym zdaniu zagarniały powietrze.
Marynia też tak robiła.
Gdy Ina poszła się rozpakować, Henryk przeszukał spiżarnię. Miał jeszcze zamrożony gulasz i kilka weków z bigosem. Zdecydował się jednak na zupę z ich własnych pomidorów, bo skoro Ina tyle mówiła o roślinach, to pewnie wolała coś bez mięsa.
Postawił na stole dymiący kociołek i makaron. W dzbanku zaparzył miętę z pomarańczą. Słońce zaszło, więc poszedł napalić w kominku, po czym usiadł i ponownie wstał. Niepokoił się jak przed jakimś egzaminem. Parę razy poprawiał sztućce. Przeszukał kredens, by znaleźć serwetki. Zapalił górne światło, a potem zgasił je i zostawił tylko kinkiety – były bardziej dyskretne.
Nie zauważył, kiedy weszła. Jej obecność zdradził zapach mydła. Rozpoznał w nim różę i wanilię. Marynia nimi pachniała.”

Tymczasem w Drodze samotność ma inne oblicze – bywa ucieczką, daje wolność:

„Idę. Droga, a właściwie dwie jasne koleiny wyschniętej ziemi przedzielone pasem trawy, zagina się daleko na horyzoncie. Po bokach mam łany rzepaku. Jeszcze nie rozkwitł do końca, jeszcze się waha. Nocami wstrzymuje go chłód, ale rankiem nabiera odwagi. Są dni, że bywa wręcz upalnie, chociaż to wiosenny upał, taki do zniesienia. Gdzieniegdzie widać pasma śródpolnych drzew i ich zieleń też jest inna niż latem – tylko teraz ma tyle odcieni. Klony są intensywnie limonkowe, dęby oliwkowe, a wiązy, których liście wciąż się nie rozprostowały, świetliście żółtawe. Zieleń topoli połyskuje w słońcu jak powoskowana. Zieleń lilaków jest ciemna i kojarzy mi się z wnętrzem opustoszałych podwórek, które tak lubią zarastać.
Idę bez celu. Umówiłam się wprawdzie ze sobą, że zawrócę obok tamtej gruszy, ale wzrok już wyszukuje kolejne miejsca poza nią. Mogłabym tak podążać bez końca, wędrować przed siebie w powolnym rytmie pielgrzymek. Zdążać do jakiegoś Santiago albo Lourdes, tyle że nie mam o co prosić i cel nie miałby dla mnie znaczenia. Liczy się droga, więc te miejsca mogłyby mi posłużyć jedynie do tego, by wyznaczyć kierunek”.

Z Pauliną Klimańską-Nowak i Joanną Stogą znam się już od lat – a poznaliśmy się właśnie na kursach Pasji Pisania. Może i ty marzysz o tym, aby zobaczyć swoje opowiadania w gazetach, bądź książki na księgarnianych półkach? Pokaż nam swoje teksty, pomożemy spełnić twoje marzenia. Wybierz kurs dla siebie:

http://www.pasjapisania.pl/harmonogram-kursow.html

Joanno, Paulino, w imieniu całego zespołu Pasji Pisania serdecznie gratuluję. Zawsze w was wierzyłem i wasze pisarskie sukcesy napełniają mnie ogromną radością. Te dzisiejsze gratulacje nie są pierwszymi, które wam składam – wiem, że nie będą ostatnimi.

Źródło cytatów: Paulina Klimańska Nowak, Tone Sap oraz Joanna Stoga, Droga, Pająk nad szafą, [w:] „Miesięcznik Społeczno-Kulturalny Śląsk”, nr. 06/2020.
Źródło grafiki: autorką zdjęć ilustrujących opowiadanie Pauliny Klimańskiej-Nowak (w tym zdjęcia głównego) jest Aleksandra Kud http://travelsbylasgafas.photler.com. Drogę ilustruje fotografia Joanny Stogi.

5 Replies to “Kolejne sukcesy absolwentek kursów Pasji Pisania”

  1. Gratuluję i bardzo się cieszę!

  2. Wow! Dziewczyny, Wasze teksty są znakomite! Gratuluję i wychodzę szukać ,,Śląska”. Kolekcjonuję Wasze teksty, kto wie, ile będą w przyszłości warte?
    Czekam na więcej 🙂

    Joanno, jak zwykle urzekające zdjęcie. Pięknie zestawione kolory i ta energia! Jak z innego wymiaru. Gratuluję pięknej pracy.

  3. Dzięki, dziewczyny! Mam nadzieję, że całe opowiadania się spodobają i zdjęcie na żywo również :-).

  4. Gratulacje dla obu Pań 🙂
    Paulinę znam i czekam na jej powieść o trudnych relacjach rodzinnych.

  5. Wielkie dzięki! 🙂 Każda publikacja znajomych z PP bardzo cieszy 🙂 Mam nadzieję, że opowiadanie przypadnie Wam do gustu 🙂 Pozdrawiam!

Dodaj komentarz