Twoje książki roku 2020

Nadszedł ostatni dzień roku, a zatem tradycyjnie chciałbym was zaprosić do podsumowania czytelniczego. Ten rok nie był łatwy – a jaki okazał się lekturowo? Czy ten czas wpłynął na wasze czytanie? Jakie tegoroczne lekturowe odkrycia i zachwyty możecie wynotować?

31 grudnia – oto dzień na podsumowania! A jak ułożył się ten rok czytelniczo? Pozwólcie, że się z wami podzielę moją tegoroczną czytelniczą historią.

Rok zacząłem ze zbiorem opowiadań Agathy Christie Dwanaście prac Herkulesa, a kończę z powieściami Facet z zasadami Toma Wolfe’a i Consuelo George Sand. Udało mi się przeczytać sporo książek, bo aż 222. W tym 33 to były „książki powtórzone” i muszę przyznać, że to głównie te powtórkowe pozycje tworzyły moją listę książkowych rewelacji roku. Znalazła się na niej m.in. Granica Zofii Nałkowskiej (swoimi wrażeniami z ponownej lektury podzieliłem się tutaj). Zdarzyło się trochę rozczarowań, a nawet parę typowych gniotów, ale zasadniczo jestem zadowolony. Przeczytałem sporo książek z klasyki literatury, które od dawna chciałem poznać. Wśród moich tegorocznych lektur znalazły się takie pozycje, jak m.in.: Sława i chwała Jarosława Iwaszkiewicza, Otello Williama Szekspira, Dwór Issaca Bashevisa Singera, Ethan Frome Edith Wharton, powieści Herberta George’a Wellsa. Nie zabrakło też książek bardzo „pisarskich” – jak Martin Eden Jacka Londona, Marny Andrew Seana Greera (recenzja tutaj) czy dwa tomy trylogii o Emilce ze Srebrnego Nowiu (Emilka szuka swojej gwiazdy i Dorosłe życie Emilki).

Niektórzy autorzy są stale obecni na mojej liście czytelniczej. Cyklicznie powtarzałem kryminały Agathy Christie – i choć wydawało mi się, że Królowa Kryminałów niczym mnie już nie zaskoczy, było dokładnie odwrotnie. Jej Po pogrzebie nieoczekiwanie okazało się jedną z moich rewelacji roku – a pamiętałem ją jako powieść zaledwie przyzwoitą! Jednak największym moim odkryciem kryminalnym tego roku okazała się Aleksandra Marinina. Kiedyś czytałem jedną jej powieść z cyklu o Anastazji Kamieńskiej. Teraz spontanicznie do niego powróciłem – i w rezultacie z przyjemnością przeczytałem sześć książek Marininy w ciągu trzech miesięcy! O niektórych z nich napisałem na blogu.

Jedna z najciekawszych książek, jakie przeczytałem w tym roku są Dorośli Marie Aubert – rzecz świetnie pomyślana konstrukcyjnie, wyrafinowana psychologicznie, bardzo aktualna. Zresztą ogólnie propozycje Wydawnictwa Pauza nie zawiodły w tym roku moich oczekiwań. Natomiast jeśli chodzi o odkrycie roku – ten tytuł przyznam książce Vera Elizabeth von Arnim, opublikowanej nakładem Wydawnictwa MG. To zdumiewające, że ta książka powstała sto lat temu, a autorka pisze z takim znawstwem o toksycznych relacjach w związku – niemal w ogóle nie czuje się „patyny”. Więcej o Verze pisałem tutaj. Z kolei za „rewelację roku” uznaję wspomniany już Dwór Issaca Bashevisa Singera (Wydawnictwo Literackie), dzieło monumentalne, piękne, porywające. Zawsze będzie mi się kojarzyć z początkiem pandemii – to właśnie w ten świat uciekłem.

Jeśli chodzi o literaturę faktu, „zwycięzca” może być tylko jeden – a raczej „zwyciężczyni”, bo to biografia – Panny z „Wesela”: Siostry Mikołajczykówny i ich świat (Wydawnictwo Literackie). Monika Śliwińska stworzyła – nie waham się użyć tego słowa – arcydzieło. Więcej pisałem o nim w listopadowej „Lekturze na weekend”. Książką z tej samej półki, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie – ale bardziej pod względem emocjonalnym – jest Cisza po życiu. Marek Sarjusz-Wolski opisał niektóre ofiary katastrofy w Lesie Kabackim. Przygnębiająca, ale ważna to lektura.

Nie zabrakło w tym roku także książek-przyjaciół, ale najważniejszą z nich pozostanie dla mnie Zapach rumianku Krystyny Siesickiej. Ta powieść towarzyszyła mi w jednej z najważniejszych chwil mijającego roku, zachwyciła na nowo (a było to już trzecie moje spotkanie z tą historią! Wrażenia znajdziecie tutaj). Wiem, że jeszcze wiele razy do niej powrócę.

Dość o moich lekturowych zachwytach – opowiedzcie mi o waszych! Jak wam się udał ten rok pod względem czytelniczym?

Na koniec życzę wam, aby ten 2021 rok był naprawdę udany – lekturowo i nie tylko!

7 Replies to “Twoje książki roku 2020”

  1. W tym roku zanotuję wszystkie przeczytane książki, teraz postaram się opisać zeszłoroczne lektury z pamięci. Rozczarowałam się „Dziewczyną z pociągu” Pauli Hawkins, którą krytyka zachwalała jako doskonały thriller.
    Zachwyciła mnie powieść policyjna „Surface” Oliviera Noreka, świetnie pokazana praca policji wodnej, dużo dowiedziałam się o płetwonurkach i ich metodach działania.
    „Świerszcze wybielone na kość” Agnieszki Czachor – opowiadania z dreszczykiem. Autorka posługuje się pięknym językiem, prowadzi czytelnika przez opowieść z precyzją i wyczuciem.
    „Oko Horusa” Jola Czemiel – historia kobiety – faraona, która splata się z wydarzeniami współczesnymi. Marzenia o nieśmiertelności nie zostały pogrzebane razem ze starożytnym Egiptem.
    Jeanne d’Arc – historyczne opracowanie wydarzeń z życia Joanny d’Arc. Autorka stara się oddzielić prawdę od mitu krążącego nad postacią Dziewicy Orleańskiej.

  2. Imponujący wynik, Michale! U mnie też było nieźle. Przeczytałam 45 książek, w dużej większości dobrych, ale zdarzyły się też czytelnicze wpadki.
    W tym roku na nowo odkryłam historię Dawida Copperfielda i ogólnie twórczość Dickensa. Wprawdzie ,,Samotnia” jeszcze przede mną, ale myślę, że w tym roku doczeka się recenzji na blogu. Przeczytałam znakomite ,,Opowiadania pisarzy angielskich XIX w”. Książka jest z 1971 roku i kupiłam ją na pchlim targu. Niezawodny Oscar Wilde, z nowelą ,,Duch Canterville’ów”, dostarczył mi dużej dawki literackich doznań.
    Muszę też wspomnieć wspaniałą Irenę Dowgielewiczową z tomikiem opowiadań ,,Lepszy obiad” – majstersztyk! Poruszające teksty trafiające w punkt. Tylko pozazdrościć takich umiejętności.
    ,,Normalni ludzie” Sally Rooney, to opowieść o ,,młodych dorosłych”. Nie zawsze zachwycają mnie książki określone mianem bestsellerów, ale w tym przypadku dołączyłam do ogólnego zachwytu. Wiem, że został też nakręcony serial na podstawie tej powieści – z pewnością go obejrzę.
    Michale, Twoja ,,Lista nieobecności” zaskoczyła mnie wieloma rzeczami. Przede wszystkim gratuluję Ci tej skrupulatności w konstruowaniu fabuły, mającej miejsce w różnych płaszczyznach czasowych. Twoja powieść wciągnęła mnie od pierwszych stron. Masz talent do przenoszenia czytelnika w wykreowany przez Ciebie świat. Gratuluję jeszcze raz świetnego debiutu!
    Wspomnę też ,,Las, pole, dwa sobole” Joanny Stogi i ,,Znamię” Olgierda Hurki. Świetnie napisane książki przez ludzi, którzy do niedawna – podobnie jak większość uczęszczających na kursy kreatywnego pisania – marzyli o publikacji. Osiągnęli to, co zamierzali, a to daje nadzieję, że i nam się uda 🙂
    Tak więc, wszystkim czytelnikom bloga Pasja Pisania i uczestnikom kursów kreatywnego pisania, życzę szczęścia i pomyślności w tworzeniu nowych tytułów, które być może w przyszłym roku będzie nam dane wspomnieć.
    Pozdrawiam,
    Lucy

  3. Zapomniałam o dwóch książkach, które chciałam wymienić.

    „Dama w jedwabnej sukni” Magdaleny Jastrzębskiej. Jest to opowieść o Helenie Sanguszkównie, a przy okazji o polskich rodach magnackich, światowym życiu, podejściu do walk o niepodległość. Z rodu Sanguszków jedynie Roman Sanguszko z Wołynia walczył o niepodległość Polski, przez co stracił majątek tzn. majątek został przepisany na córkę, aby władze carskie go nie odebrały. Roman Sanguszko przywodzi mi na myśl obraz Eugene Delacroix „Śmierć Sardanapala”, gdyż starszy pan zginął w 1917 na swoich włościach.
    Roman Sanguszko znany był ze swej miłości do koni, mial wspaniałą hodowlę arabów.

    „Podróż do miasta świateł” Małgorzaty Gutowskiej – Adamczyk. Czytelnicy i Czytelniczki mogą znać jej serię „Cukiernia Pod Amorem.
    „Miasto świateł” – opowiada o Róży z Wolskich, lat dziewięć, która przyjeżdża z matką do stolicy Francji, do wuja, gdyż jej ociec został skazany na zsyłkę.
    Obie te pozycje łączy wspólny temat: życie Polaków w czasie zaborów – jedni świetnie się bawią, inni starają się przeżyć na Syberii.

  4. Nie mam zbyt wiele wolnego czasu, który mogę przeznaczyć na czytanie, dlatego cieszę się, kiedy trafiam na książki, które wciągają od pierwszych stron. Poniżej kilka z nich.
    „Król” Szczepana Twardocha. Sięgnęłam po lekturę niezależnie od majaczącej na horyzoncie premiery filmu (potem go obejrzałam i moim zdaniem książka jest ciekawsza niż serial) i na pewno przeczytam kolejne tytuły autora.
    „Poetka i książę”. Lubię Gretkowską, ale tę książkę czytało mi się wyjątkowo trudno. Przyznaję jednak, że ta minimalistyczna proza jest bogata w fakty i szczegóły z życia Agnieszki Osieckiej (co można skonfrontować oglądając emitowany właśnie serial o życiu poetki).
    Na wakacje (zachęcona poleceniem na Blogu) zabrałam m.in „Marylę z Zielonego Wzgórza” , oraz „Historię pszczół” Mai Lunde. Książki Lunde („Błękit”), ta niby – fikcja literacka działa na wyobraźnię dotykając aktualnego tematu (zmiany klimatyczne), a ponad to dobrze się je czyta.
    „Mapa Anny” Marka Sindelka – zbiór świetnie napisanych opowiadań o relacjach między ludźmi. Z opowiadań, które mocno zostały mi w pamięci polecam także „O czym mówimy, kiedy mówimy o miłości” Raymonda Carver’a, oraz zbiór „Kociarz” Kristen Roupenian. „Kociarz” nie zachwycił mnie jakoś specjalnie (czytanie kilku opowiadań pod rząd jest wręcz meczące) – jest to proza gęsta od emocji jednak pozostawiająca ogromne pole dla interpretacji, dlatego umieszczam ją w tym „zestawieniu”.
    „Pestki” Anny Ciarkowskiej. Książka, którą przeczytałam „z polecenia” i którą „podaję dalej”.
    I na koniec stary dobry „Lesio” Joanny Chmielewskiej. Wróciłam do tej książki, żeby polubić się z otrzymanym w prezencie czytnikiem, i jak zwykle dobrze bawiłam się podczas lektury.

    Mocy uśmiechu i dużo dobrego w 2021 roku 🙂

  5. 222 książki w ciągu roku? To więcej niż jedna na dwa dni. Trzeba przyznać, że masz tempo, Michał 🙂
    Ja rozpoczęłam rok od powrotu do dzieciństwa. „Ten Obcy” oraz „Inna?” Ireny Jurgielewiczowej należą do książek, które w czasach szkolnych najbardziej zapadły mi w pamięć i w serce. Odświeżając lekturę, po raz kolejny zachwyciłam się stylem, pomysłami na drobne przygody, opisami oraz umiejętnością autorki do spojrzenia na świat oczami dziecka. Bawiłam się przy niej nie gorzej niż przy pierwszym czytaniu. Natomiast z czego nie zdawałam sobie sprawy jako dziecko, a co mogłam docenić teraz, to jak głęboka i psychologicznie przemyślana jest to opowieść.
    Lato należało do Upiora. Podjęłam się przeczytania w języku angielskim „Upiora w operze” Gastona Leroux. Jak tu nie doceniać klasyków? 🙂 Na pewno do niej wrócę również w tym roku. Susan Kay „Upiór” – absolutnie genialny hołd autorki dla „Upiora opery”, podbił moją listę ulubionych książek i nieraz doprowadził mnie do łez. Doznałam również zaskoczenia. Wciąż pozostaję czytelniczką fanficków i darzę je ogromną sympatią, jednak pierwszy raz spotkałam się z ich wydawaniem (choć oficjalnie nikt by „Upiora” Susan Key fanfickiem nie nazwał, więc nie mówcie nikomu, że to powiedziałam ;P). A jednak, gdy zaczęłam przeszukiwać Internet, okazało się, że jest ich całkiem sporo. Muszę zbadać ów fenomen dokładniej.
    Na koniec wspomnę również o Agacie Christie. „Morderstwo odbędzie się” to świetny kryminał, od którego nie mogłam się oderwać, dopóki nie poznałam rozwiązania zagadki. Mimo jednego zgrzytu zostałam usatysfakcjonowana. Z pewnością sięgnę po kolejne książki Christie. Wielkie podziękowania, Michał 🙂

  6. Czarna Orchidea says: Odpowiedz

    Czas na posumowanie zeszłego roku pod kątem czytelniczym. Mogę śmiało stwierdzić, że był to dla mnie rok bogaty w literaturę i w dużej mierze zawdzięczam to kursom Pasji Pisania i Tobie Michał. Otworzyłam się bardziej na świat literatury wymagającej zastanowienia, zwolnienia, zagłębienia się w niuanse, ukryte znaczenia, symbole, podwójne dno. Moje myśli lawirowały pomiędzy niebem a piekłem, dobrem a złem, miłością a nienawiścią, fikcją i realizmem. Wiele z przeczytanych książek wczytało się w mój „twardy dysk”, niektóre z nich mocno mnie sponiewierały psychicznie, nieliczne przemknęły i pomknęły ku „Dolinie Zapomnienia”, a jedna z nich stała się dla mnie przykładem nieprzemyślanego dążenia do sukcesu. Przeczytałam w sumie 38 książek, z czego cztery to powtórki, a jedna to trochę „książkowy zombiak”.
    Z powtórek najmilej czytało mi się „W pustyni i w puszczy” oraz „Dziwne losy Jane Eyre”. Staś i Nel pozwolili mi wrócić do dzieciństwa i czasu lektur obowiązkowych i uzupełniających, a dzięki Jane poczułam siłę uczuć i zatonęłam w odległym czasie i świecie.
    Zachwyciły mnie czytelnicze debiuty. Zaczęłam wierzyć, że być może i mnie uda się kiedyś do tego grona dołączyć; choć zbliżyć się do tak wysoko położonej poprzeczki, będzie bardzo trudno. „Lista nieobecności” Michała mną wstrząsnęła. Uświadomiła, jak głęboko w nas tkwią czyjeś śmierci, jaką stanowią pustkę i „niedokończoność życia” i jak odbijają się na życiu nas i naszych bliskich. Przeczytanie książki kogoś, kto przeprowadził mnie przez kolejne etapy nauki pisania, kogoś, kto wskazywał, jaką drogą podążać, jakich błędów nie popełniać, jak wypracować własny styl, było dla mnie bardzo ważne. Książka Michała dotknęła wielu aspektów życia, które w naszym kraju są tematyką unikaną, czasem wręcz odrzucaną. Tym bardziej wydaje mi się, że taka literatura na naszym czytelniczym rynku powinna zaistnieć w większym wymiarze, byśmy nie zaginęli w otchłani prozy „nijakiej”.
    Mile zaskoczył mnie debiut Olgierda Hurki. „Znamię” przeczytałam w dwa wieczory, zachwycając się lekkością prozy Olgierda, umiejętnością stopniowego wprowadzania czytelnika w zagmatwany świat interesów i ogromną znajomością świata biznesu. Olgierd świetnie ukazuje psychologiczne odsłony postaci, ich emocje i odczucia w obliczu dramatu.
    Moim czytelniczym zachwytem mogę jednak ogłosić „Żonę” Meg Wolitzer, która poruszyła we mnie pewne rzadko trącane struny. Poczułam się trochę, jak główna bohaterka tej powieści. Nie mogę stwierdzić, że zupełnie się z nią utożsamiłam, ale pewne aspekty literatury Wolitzer coś mi uświadomiły, zarówno jako żonie, jak i osobie próbującej swoich sił w pisarstwie.
    Zachwyciła mnie proza Szczepana Twardocha – jak samo imię autora i nazwisko już mówi, to „twardy szczep”. Zainteresował mnie „Król” jako serial, ale „Król” jako literatura rozłożył na łopatki. Nie raziły mnie przekleństwa, krwawe sceny, przemoc i inne rzeczy. Płynęłam przez powieść, jak ten biblijny kaszalot – „pożarłam” tę prozę, zastanawiając się jednocześnie nad kwestią polsko – żydowską i zagłębiając w przestępczy półświatek międzywojennej Warszawy.
    Kolejnym czytelniczym zachwytem była „Vera” Elizabeth von Arnim. Czytając, wspominałam filmową adaptację „Rebeki” Daphne de Mourier i postanowiłam również tę książkę przeczytać. Obie zrobiły na mnie wrażenie przez nastrój „nieustającego zagrożenia” i towarzyszącego mi w trakcie czytania, psychicznego napięcia.
    Ciekawym odkryciem były dla mnie opowiadania Kornela Filipowicza zgromadzone w zbiorze „Romans prowincjonalny i inne historie”. To opowiadania napisane przejrzystą prozą, głęboko realne, bogate w opis ludzkich emocji – cenne, bo ukazujące życie zwykłych ludzi z prowincji w czasie wojny i okupacji.
    Zakochałam się również na nowo w prozie Agaty Christie, z którą miałam styczność bardzo dawno temu, bo w wieku lat nastu i w odmiennej, zupełnie mi dotąd nieznanej prozie Andrzeja Sapkowskiego. Pochłonęłam osiem tomów tego autora w mgnieniu oka i żałowałam, że to już koniec przygód z Geraltem z Rivii. Dzięki temu zainteresowałam się prozą związaną ze science fiction i fantasy.
    Płakałam i śmiałam się do łez czytając „Co się wydarzyło w Madison County” Roberta Jamesa Wallera, wyobrażając sobie jednocześnie Meryl Streep i Clinta Estwooda na starym żelaznym moście.
    Popłynęłam wspomnieniami do czasów, gdy z wypiekami na twarzy moja mama oglądała „Miasteczko jak Alice Springs”. Nevil Shute wprowadziła mnie w świat dzielnych kobiet walczących o wolność i godność, silnych i odważnych w obliczu niebezpieczeństwa.
    Kiedy nadciągnęła pandemia, w moje ręce trafił George Orwell ze swoim „Rokiem 1984” i wystraszyłam się, że nasz świat zdąża ku nadmiernej kontroli, że stajemy się państwem policyjnym, państwem rządzonym przez krąg szaleńców. Wystraszyłam się, że staniemy się sobie obcy, że wytępią w nas empatię i staniemy się marionetkami.
    Na szczęście jest jeszcze literatura dla dzieci, w którą uciekam, gdy jest mi źle i smutno. Zaczytując się w „Zaczarowanych baletkach” Noel Stretfield i książkach Anny Czerwińskiej Rydel – „Moc czekolady” i „Ziuk”, mogłam spojrzeć na świat oczami dziecka, zaczerpnąć siły i optymizmu od maluczkich.
    Pojawiły się również książki, które pochłonęłam ze względów mi bliskich, bo traktowały o sztuce. Biografia „Leonardo da Vinci” Waltera Isaacsona – obszerna i szczegółowa- z mnóstwem przypisów i ilustracji dzieł mistrza, z detalicznymi opisami technik, sposobów malowania, konstruowania i wieloma ciekawostkami z życia da Vinci, obrazowym przedstawieniem dzieł i historią ich powstawania (czasem domniemaną), wywarła na mnie niesamowite wrażenie i zapewne nie raz jeszcze do niej wrócę.
    Książka Magdaleny Ogórek „Lista Wachtera”, która pokazuje walkę o to, by dzieło mistrza zrabowane podczas wojny, wróciło na należyte miejsce. Jest to książka ciekawa, odsłaniająca jednocześnie dwie strony medalu. Jeśli ktoś jest zainteresowany zaginionymi dziełami sztuki i lubuje się w literaturze związanej z II wojną światową, to może po tę pozycję śmiało sięgnąć. Nie zawiedzie się. Może nie jest to proza bogata i bardzo wysokich lotów, ale warta uwagi z innych względów.
    Na koniec coś, co odrobinę mnie „zniesmaczyło”. Książka, która była rozreklamowana, przynajmniej w moim okręgu. W recenzjach osób, które przeczytały ją przede mną, jawiła się jako świetna powieść trzymająca w napięciu, napisana zgrabnie i z dużą znajomością świata wilkołaków i wilków – piszę tu o książce J.G.Latte „Zemsta pachnie wilkiem”. Nie powiem, bo sam pomysł na fabułę, okładka, notka o zawartości i cytowane na wieczorku z autorką fragmenty książki, zaintrygowały mnie. Uwielbiam wilki, dlatego sięgnęłam po tę powieść z wielkimi oczekiwaniami, bo to moja „rodzima autorka” i… rozczarowałam się. Nie fabułą, nie całością, ale stylem i brakiem korekty tekstu. Książka mogła osiągnąć sukces, ale chyba autorka pospieszyła się z jej publikacją. Mam nadzieję, że jej kolejna powieść będzie dopracowana, po korekcie i napisana lepszym stylem – czego jej z całego serca życzę w tym Nowym Roku.
    To tyle, jeśli chodzi o moje czytelnicze zwierzenia.
    Mogę się też pochwalić, że moje pisarskie poczynania wreszcie przynoszą efekty i udało mi się napisać artykuł do lokalnej gazety. Nie jest to może jakieś wielkie osiągnięcie, ale zawsze to jakiś początek. Artykuł dotyczył minionego sezonu motocyklowego 2020 i opublikowany został pod tytułem „Moto życie w cieniu pandemii” w lokalnym czasopiśmie gminy Nowosolna „Na Wzniesieniach”.
    Kończąc, życzę Wam w tym Nowym Roku emocjonujących czytelniczych doznań, wielkich debiutów i sukcesów w tworzeniu kolejnych wspaniałych tekstów i dzieł..

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Dziękuję wszystkim, którzy podzielili się ze mną swoimi odkryciami czytelniczymi:)

Dodaj komentarz