Kochanie, muszę ci się do czegoś przyznać…

Tak zapewne zaczynałaby się powieść „Dwoje ludzi”, gdyby Alan Alexander Milne nie rozpoczął pisania od tego momentu, w którym Reginald Wellard poczynił już ważne pisarskie wyznanie i czeka na reakcję ukochanej żony. Zobaczcie, jak zareagowała Sylwia.

Tytułowa para z chyba dziś zapomnianej powieści A. A. Milne’a Dwoje ludzi to Reginald i Sylwia Wellardowie. Mają się za udane małżeństwo. A jednak coś się zmienia, gdy Reginald przyznaje się do tego, że ukończył pisanie powieści (która w przyszłości stanie się bestsellerem „nienotowanym w dziejach ruchu wydawniczego”). Oto scena otwierająca Dwoje ludzi:

„Reginald Wellard udawał, że nabija fajkę, ale w gruncie rzeczy czekał na reakcję żony. Wreszcie odezwała się.
– Coś takiego! – powiedziała.
Reginald poczuł się nagle, z niezrozumiałych dla samego siebie powodów, w defensywie.
– Ostatecznie – powiedział – człowiek musi mieć jakieś zajęcie.
– Kochanie – uśmiechnęła się Sylwia – kiedy ja naprawdę nie mam do ciebie najmniejszej pretensji.
Reginald przez chwilę zastanawiał się nad tym zdaniem. Doszedł do wniosku, że teraz został rzeczywiście przyciśnięty do muru. Co za nonsens!
– Gdy mężczyzna przyznaje się żonie do tego – zaczął więc – że napisał powieść, i nie zostaje wyszydzony, może to chyba śmiało uznać za zachętę. Gdyby jednakże spotkał się z czymś w rodzaju entuzjazmu…
– Ależ, kochanie – zdziwiła się Sylwia – przecież powiedziałam tylko i wyłącznie »coś takiego«!
– Wiem. Właśnie. I nic więcej.
– Zaskoczyłeś mnie. Ale i tak uważam, że jesteś nadzwyczajny. Nie umiałabym napisać powieści, choćby od tego miało zależeć moje życie.
Reginald Wellard otworzył usta, żeby odpowiedzieć na ostatnie zdanie, ale zaraz je zamknął. Jak tu odpowiedzieć? Nie było sposobu. Na tym rozmowa musiała się zakończyć. A szkoda. Zastanawiał się przez chwilę nad tym, czy kiedy Szekspir oznajmił swojej Annie z Hathawayów, że napisał »Otella«, ona także zareagowała na to mówiąc: »Coś podobnego! Ja nie umiałabym napisać czegoś takiego«. Chyba nie. No, ale ostatecznie wiadomo, że Szekspir rzucił Annę, zanim napisał »Otella«, więc nie ma o czym… (…) Wrócił do urwanej rozmowy.
– Powiedz więc, czy chcesz przeczytać to teraz, czy jak się ukaże drukiem? – zapytał i zaczął się śmiać ze swojego optymizmu. – To znaczy, o ile się kiedykolwiek ukaże.
– Ależ ukaże się na pewno, kochanie.
To powinno było dodać mu otuchy, lecz z niewiadomych powodów nie spełniło tego zadania.
– Uważam — ciągnęła dalej – że jeżeli napisałeś książkę, to każdy wydawca przyjmie ją z entuzjazmem.
W tej właśnie chwili Reginald utracił wszelką nadzieję na zobaczenie swojej książki w druku.
– Proszę cię więc – powiedział – zdecyduj się.
– Poczekam chyba, kiedy to będzie prawdziwa książka. Pomyśl tylko, co to będzie za chwila, kiedy znajdę pewnego ranka twoją książkę na talerzu. Położę się z nią na kanapce i przeczytam ją od razu.
Wellard zapewnił samego siebie, że takiej właśnie odpowiedzi pragnął, ale ze zdziwieniem poczuł, że chyba jednak nie”.

Czy ktoś z was potrafi przywołać podobną scenę z własnego życia? Jak wasi najbliżsi zareagowali na wieść, że mierzycie się ze słowem pisanym?

Pamiętajcie, że w Pasji Pisania jesteśmy zawsze gotowi do czytania waszych tekstów. Nie trzeba robić specjalnych podchodów – po prostu wybierzcie kurs dla siebie:

http://www.pasjapisania.pl/harmonogram-kursow.html

Czekamy na was i wasze książki!

Źródło cytatów: A. A. Milne, Dwoje ludzi, tłum. Mira Michałowska, Prószyński i S-ka, Warszawa 1997.

3 Replies to “Kochanie, muszę ci się do czegoś przyznać…”

  1. Aleś wygrzebał zapomniany tytuł. Wiedziałem, że Milne próbował pisać dla dorosłych ale mu nie wychodziło. Był cały nieszczęśliwy, że powodzenie zdobyły „tylko” książeczki dla dzieci. Niejeden dzisiejszy autor zazdrości mu tego ponad czasowego sukcesu. Nie wiedziałem, że te mniej udane utwory dla dorosłych jeszcze się wydaje i do tego w Polsce.

    A odpowiadając na pytanie – Pamiętam jak moja zmarła już mama cieszyła się kiedy jej wręczyłem moją pierwszą książeczkę. Trochę to było zwodnicze, bo nie miało żadnego związku z jej jakością czy potencjałem wydawniczym, ale cieszy do dzisiaj. A tę samą książeczkę pod tytułem „Bajeczna informatyka” dałem do przeczytania siedmioletniemu synowi znajomych. Radowało mnie potem jak trafił na politechniczną informatykę i podpytywał mnie jak programować. Pamiętał tę moją biedną książeczkę.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Andy, ależ to przepiękna historia!

  2. A nie uważacie, że współczesne laptopy przypominają trochę dawne walizkowe maszyny do pisania? Jak na przykład do tej na zdjęciu. Bardziej płaskie, zwłaszcza klawiatura, a ekran upodabnia się do papieru nakręconego na wałek.

Dodaj komentarz