Lektura na weekend – Miki szuka kota i zaginionych kontynentów

Czy jako dzieci zaczytywaliście się komiksami? A może nadal lubicie po nie sięgać? Ja ostatnio przypomniałem sobie, jak to jest czytać komiksy – a to za sprawą nowej serii Wydawnictwa Egmont. Jej bohaterem jest Myszka Miki w całkiem nowych rolach.

Wydawnictwo Egmont proponuje czytelnikom nową serię komiksową. Jej bohaterem jest Miki, najsłynniejsza bodaj mysz na świecie stworzona w wytwórni Disneya. Już od dekad jest on obecny w popkulturze. Znamy Mikiego z kreskówek, z książek (nie tylko dla dzieci! micky zapisany tak właśnie z małej litery, trafił do powieści Elfierde Jelinek jesteśmy przynętą, kochanie!), czy wreszcie z komiksów. Tym razem Miki wystąpi w nowych rolach. Kolekcja dzieł znanych europejskich autorów przedstawia go także jako m.in. detektywa, poszukiwacza dawnych cywilizacji czy powroźnika.

Pozwolę sobie na wtręt autobiograficzny. Jako dziecko czytałem sporo komiksów (i do dziś zastanawiam się, kiedy znalazłem na nie czas, skoro głównie sięgałem po książki). Lubiłem zwłaszcza te rozgrywające się w uniwersum Myszogrodu lub Kaczogrodu. Jak wiele osób z mojego pokolenia zbierałem czasopismo „Kaczor Donald”. Czytałem te wszystkie komiksowe historie, śmiejąc się, ekscytując i przede wszystkim dobrze bawiąc. Już nie mam swojej kolekcji, dawno wyrosłem z tego uniwersum, ale do dziś pamiętam niektóre opowieści i ich bohaterów. Całkiem niedawno w domu letniskowym dziadków, gdzie spędzałem letnie miesiące, natrafiłem na pierwszy legendarny numer „Komiksu Gigant”. Był wypłowiały, ale nadal nadawał się do czytania. Przypomniałem sobie, że w tym „Gigancie” znalazł się bodaj pierwszy kryminał, jaki zdarzyło mi się czytać (na marginesie – całkiem udany, nie odmówiłem sobie wszak powtórki z lektury. Znamienne, że bohaterami tegoż komiksu byli pisarze, co i tamtemu ośmio- czy dziewięcioletniemu Michałowi bardzo się podobało!).

Kto wie, czy i komiksy nie ukształtowały mnie w jakiś sposób, nie były czymś istotnym na mojej pisarskiej drodze. Dziś łatwo przychodzi mi uwierzyć, że czytanie komiksów też może czegoś uczyć – choćby budowania fabuły, stopniowania napięcia czy dbania o ciągłość akcji. Choć wiadomo, że przy książkach nieilustrowanych czytelnik jest skazany li i tylko na swoją wyobraźnię, to przecież również komiksy mogą ją z sukcesem pobudzić. Najnowsze publikacje Wydawnictwa Egmont są tego najlepszym dowodem. Artyści, zainspirowani postaciami Disneya, wciąż tworzą nowe opowieści, czasem bardzo odległe od tych, w których debiutował Miki czy jego przyjaciele.

Album Horrifikland. Przerażająca przygoda Myszki Miki stworzyli Lewis Trondheim (scenariusz) oraz Alexis Nesme (strona graficzna). Przedstawiona historia do pewnego stopnia przypomina te, które mogliśmy znaleźć w numerach „Kaczora Donalda” (choć tam Myszka Miki i Kaczor Donald rzadko się spotykali). Miki, Goofy i Donald postanawiają założyć biuro detektywistyczne – a jednak interes nie jest dochodowy, brakuje klientów, a detektywi zamiast sprawdzać swoje zdolności zwyczajnie się nudzą. Nieoczekiwanie przychodzi do nich klientka Jej czarny kot o imieniu Blacky zaginął. Zwierzak lubił się włóczyć po opuszczonym parku rozrywki Horrifikland, więc prawdopodobnie tam należy go szukać. Trzech detektywów wyrusza w to upiorne miejsce. Szybko okazuje się, że opuszczone miejsce nie jest tak do końca opuszczone, prawdopodobnie skrywa niejedną tajemnicę. Dzieją się tu dziwne rzeczy – tylko czy winne temu są duchy, czy może raczej istoty z krwi i kości? Twórcy całkiem zmyślnie łączą typowe elementy grozy i humor (bo bohaterowie nie wiedzą, na ile przerażające postaci, jakie napotykają, to coś w rodzaju wyposażenia wesołego miasteczka, a na ile chodzi o realnych złoczyńców). Fantastycznie wypada też Kaczor Donald, który chyba najbardziej ze wszystkiego boi się ataku komarów. Lewis Tronheim bazuje na nierzadko obecnym w horrorach motywie nawiedzonego bądź niebezpiecznego wesołego miasteczka – i właściwie nie do końca wiadomo, czy czytać tę opowieść jako horror czy raczej jego parodię. Historia jest ciekawa pod względem fabularnym, choć myślę, że dorosły czytelnik bardziej zachwyci się grafiką, a ta została świetnie dopracowana. Na początku komiksu jest pogodnie, przyjaźnie, jednak w miarę rozwoju fabuły, kolejne kartki zaczynają wypełniać coraz mroczniejsze obrazy pełne intrygujących, świetnie oddanych szczegółów.

Choć Horrifikland to niewątpliwie dobry komiks, Miki i Kraina Pradawnych (scenariusz Dennis-Pierre Filippi, grafiki Silvio Camboni) jest dużo ciekawszy pod wieloma względami. Przede wszystkim to opowieść zupełnie nietuzinkowa – mamy tu do czynienia z fantastyką. Wszystko rozgrywa się w podniebnym świecie. Jego mieszkańcy żyją na małych latających wyspach, regularnie rozpadających się pod wpływem działania wichur. Tym uniwersum rządzi bezwzględny Fantomen. Za nic ma swoich poddanych, bez skrupułów potrafi ograbić ich z ziemi dla własnych korzyści. W tej opowieści Miki jest mistrzem powroźnikiem. To nie ta sympatyczna myszka z równie sympatycznego Myszogrodu, a istota osobna, straumatyzowana (jego przyjaciel Goofy zginął w trakcie akcji – próby przebycia morza burz). Miki odseparował się także od Minnie (w tym komiksie – łowczyni dryfoidów, samotnych wysp). Stanie się jednak coś, co sprawi, że Miki porzuci swój spokojny świat. Przystąpi do Gildii spiskującej przeciwko okrutnemu władcy. Tylko czy Piotrusiowi, przywódcy, należy ufać? I czy w tym uniwersum rzeczywiście istnieje Kraina Pradawnych – miejsce, w którym będzie można żyć bezpiecznie i godnie? Jak mówi jeden z drugoplanowych bohaterów: „Najwyższy czas, żeby ktoś zaproponował nam wszystkim inną przyszłość niż ciągła walka”.

To już nie jest straszno-wesołe szukanie kota i tropienie zjaw w parku rozrywki. W Miki i Kraina Pradawnych gra toczy się o wysoką stawkę. Postaci są złożone, nękane przez dramaty prywatne, jak i – ujmijmy to tak – polityczne. Co więcej, bohaterowie muszą podejmować ważne decyzje – czy można żyć w cieniu konformizmu? Czy bunt wobec władzy jest jedyną drogą do zwycięstwa? Fabularnie całość intryguje, ale graficznie zachwyca – choćby w wielkich ujęciach podniebnej krainy. Przekonuje bogactwo barw i szczegółów. Ta historia nie jest tylko udaną rozrywką – ma szansę zostać w pamięci.

Lubię czasem sięgać po literaturę, którą zazwyczaj omijam (nie da się ukryć, że mimo wszystko bardziej przemawia do mnie samo słowo niż ilustracja). W tym przypadku ów powrót do dzieciństwa – i nie do końca powrót, bo przynajmniej ta druga lektura wydaje się odpowiedniejsza dla dorosłych czytelników! – zaliczam do udanych. Coraz częściej doceniam i taką formę sztuki, pisarstwa. Te albumy z nową wersją ukochanej przez pokolenia Myszki Miki to ciekawy projekt artystyczny – warto się z nim zapoznać.

A czym dla was są komiksy? Wspomnieniem z dzieciństwa? A może sięgacie po nie regularnie?

Źródło cytatu: Dennis-Pierre Filippi, Silvio Camboni, Miki i Kraina Pradawnych, tłum. Maria Mosiewicz, Wydawnictwo Egmont, Warszawa 2021.

6 Replies to “Lektura na weekend – Miki szuka kota i zaginionych kontynentów”

  1. Moje dziecko z pasja czyta wlasnie te komiksy o wujku Sknerusie, co miesiac wyczekuje swojej porcji Donalda i siostrzencow oraz Fantomialda. Po prostu je uwielbia, a wszelka wiedze, jaka posiada, zaczerpnelo wlasnie stamtad, bo te pisemka to nie tylko rysunki, ale i artykuly z ciekawostkami, kontekst historyczny… Ja niestety tylko z daleka moglam sie fascynowac tymi postaciami, za wczesnie sie urodzilam, by miec do nich dostep i bardzo zaluje. Czasem mi dziecko czyta co lepsze historie, bo docenia i humor, i akcje, i detale rysunkow.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Tak, czasem takie pisma przynoszą również sporo przystępnie podanej wiedzy.

  2. Ja miałem swojego „Koziołka Matołka”, „Małpkę Fiki-Miki”, „Tytusa, Romka i A’Tomka” oraz „Kapitana Żbika”.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Co pokolenie, to inne komiksy:)

  3. W ostatnich latach trafiły w moje ręce dwa dość nietypowe komiksy, których nie omieszkałem zrecenzować:
    https://www.madreksiazki.uj.edu.pl/kategorie/historia-nowozytna/jak-karski-ujawnil-holokaust/, http://www.madreksiazki.uj.edu.pl/kategorie/matematyka-i-informatyka/scratch-komiksowa-przygoda-z-programowaniem/
    Pierwsza to pełen przemocy komiks dla dorosłych o słynnym Janie Karskim.
    Drugi to książeczka popularnonaukowa, żeby nie powiedzieć podręcznik używania języka programowania.

Dodaj komentarz