Lektura na weekend – Pani Dalloway kupuje kwiaty sama

„Pani Dalloway” to bodaj najbardziej znana powieść Virginii Woolf i niekwestionowane arcydzieło literatury światowej. To pozornie taka prosta historia – co zatem świadczy o jej wyjątkowości? O tym, że wciąż sięga się po nią po blisko stu latach?

„Pani Dalloway powiedziała, że sama kupi kwiaty”

To jedno z najsłynniejszych otwierających powieści zdań w literaturze światowej. Można nie znać Pani Dalloway Virginii Woolf, ale to pierwsze zdanie w przekładzie Krystyny Tarnowskiej zapewne kiedyś obiło się o uszy. Niektórzy być może poznali tę powieść za pośrednictwem innej – chodzi o nagrodzone prestiżowym Pulitzerem Godziny Michaela Cunninghama (fenomenalnie zekranizowane przez Stephena Daldry’ego ze znakomitymi trzema aktorkami – Meryl Streep, Nicole Kidman i Julianne Moore –  w rolach głównych. Obok w obsadzie znaleźli się m.in. Ed Harris, Toni Collette, Eileen Atkins czy John C. Reilly). Zresztą Pani Dalloway zainspirowała również innych twórców (na przykład Emily Pine i jej powieść Ruth i Pen). Jakiś czas temu w polskich księgarniach ukazał się nowy przekład powieści Woolf – jego autorką jest Magda Heydel (jak również autorką świetnego posłowia). W tym przekładzie słynne pierwsze zdanie brzmi nieco inaczej: „Pani Dalloway powiedziała, że kwiaty kupi sama”. Niby komunikat ten sam, ale użyta składnia nieco zmienia kontekst, prawda?

Fabułę tej powieści dałoby się streścić zaledwie w kilku krótkich zdaniach. Akcja rozgrywa się jednego dnia w czerwcu 1923 roku w Londynie. Clarissa Dalloway, pięćdziesięciokilkuletnia żona konserwatywnego parlamentarzysty, osoba ciesząca się powszechnym szacunkiem, żyjąca na wysokiej stopie życiowej, wychodzi po kwiaty – wieczorem wydaje przyjęcie. Chce odciążyć i tak zapracowaną pokojówkę. To tylko część powodu. Pani Dalloway właściwie szuka pretekstu do spaceru. Rozmyśla, oddaje się wspomnieniom, rozgląda się, spotyka znajomych i nieznajomych. Potem wraca do domu, aby dopilnować przygotowań. Wraca również niemal dorosła córka. Przychodzi powracający z Indii Peter Walsh. To postać szczególna w życiu Clarissy – był w niej zakochany, mogła wybrać jego zamiast statecznego, trochę nudnego Richarda Dallowaya. Przyjęcie się odbywa. I to już wszystko? Oczywiście, że nie.

Pani Dalloway to bardzo złożona powieść. Tytuł może być nieco zwodniczy, bo choć tytułowa bohaterka rzeczywiście pozostaje w centrum historii, mamy tu mnóstwo innych bohaterów. Równolegle obserwujemy drugi wątek, dotyczący Septimusa Warrena Smitha, weterana pierwszej wojny światowej. Przeżył, ale wyszedł z walk praktycznie zmiażdżony psychicznie, w głębokiej depresji (dla dzisiejszego czytelnika jest jasne, że biedny Septimus cierpi na zespół stresu pourazowego, ale wtedy dopiero zaczęto się interesować tym, jak pomóc weteranom). Prześladuje go widmo przyjaciela poległego na froncie. Tego czerwcowego dnia jego stroskana żona, z pochodzenia Włoszka, Lukrezja Warren-Smith chce go zabrać do kolejnego specjalisty – może zdoła im pomóc? Są tu i inne postacie, mające różne znaczenie dla fabuły: pokojówka Lucy, lady Bruton, Ellie Henderson, powracający Peter Walsh, Hugh Withbread. Niektórych zobaczymy na scenie tylko na moment – jak na przykład Maisie, która jedynie mija państwa Warren Smith.

Mamy tutaj do czynienia z techniką – nowatorską jak na swoje czasy – strumienia świadomości. Narrator towarzyszy kolejnym bohaterom tak, jakby trzymał w ręku kamerę i przechodził od postaci do postaci. Myśli są – jak to w strumieniu – nieuporządkowane, oscylują między tym, co teraz, a tym, co było, pojawiają się gry skojarzeń. Przez ten błyskotliwy zabieg ta proza robi się aż gęsta. Jednocześnie w ten sposób Virginia Woolf buduje bardzo przekonujące portrety swoich bohaterów. Nie tylko poznajemy ich myśli, ale też to, jak są widziani oczami innych, czasem ludzi obojętnych, a czasem bardzo zaangażowanych. Zresztą dlatego te portrety postaci trochę się wymykają niczym na obrazach impresjonistów, paradoksalnie mogą okazać się niewyraźne, a z drugiej strony mieć w sobie głębię. Kim jesteśmy we własnych oczach, a jak nas widzą inni? Jak zmieniają nas upływające dekady? Dajmy na to Peter – w młodości miał zapędy pisarskie, tymczasem po latach okazało się, że nie napisał ani słowa. I jak z jego miłością do Clarissy? Czy przetrwała próbę czasu?

A oto przykład tej techniki: Clarissa rozmawia z Peterem i momentalnie za sprawą wspomnienia przenosi się w czasy dzieciństwa:

„- Pamiętasz jezioro? – zapytała szorstkim głosem, pod naciskiem uczucia, które ją chwyciło za serce, usztywniło jej mięśnie gardła i przyprawiło o spazmatyczne zaciśnięcie warg, kiedy wymawiała wyraz »jezioro«. W tej chwili była znów dzieckiem, stała między rodzicami, rzucała kaczkom chleb, a jednocześnie dorosłą kobietą, która podchodzi do stojących nad brzegiem jeziora rodziców i trzyma w ramionach całe swoje życie, a on, w miarę jak się do nich zbliża, rośnie i rośnie w jej rękach, aż stanie się całym życie, życiem kompletnym, stawia je przy nich mówiąc: »Oto, co z nim zrobiłam. Proszę!«”

Jednym z najważniejszych wątków poruszonych w Pani Dalloway jest przemijanie. Pani Dalloway przekroczyła już pięćdziesiątkę, niedawno chorowała na grypę, a także wydaje wielkie przyjęcie, gdzie – jak się okazuje – spotka osoby, które były ważne w przeszłości, a także są ważne teraz (jak nieokiełznana, odważna i za nic mająca konwenanse Sally Seton – wątek homoerotycznej fascynacji Clarissy należy do najciekawszych w powieści). Przyjęcie stanowi moment chwały, który może okazać się katastrofą. To wszystko musi otwierać na refleksje. Pani Dalloway wzdycha: „O, gdyby mogła zacząć życie jeszcze raz!”.

„Trzyma się prosto, tak, to prawda; i ma ładne dłonie i stopy; i ubiera się dobrze, biorąc pod uwagę, że niewiele wydaje. Teraz jednak często to ciało, które nosi (zatrzymała się, by spojrzeć na holenderski obraz), to ciało i wszystkie jego możliwości, wydają się niczym – zupełnie niczym. Miała zdumiewające wrażenie, że jest niewidzialna, niewidoczna; nieznana; i już nie będzie więcej wychodzenia za mąż, nie będzie więcej rodzenia dzieci, tylko ta zadziwiająca i przenikniona powagą wędrówka wraz z wszystkimi innymi po Bond Street, tylko to, że jest się panią Dalloway; już nawet nie Clarissą; jedynie panią Richardową Dalloway”.

Clarissie przyjdzie się skonfrontować ze śmiercią, przemijaniem na przyjęciu – w chwili tryumfu. Ale o co właściwie chodzi? I jak skończy się ten dzień? Jeśli ktoś z was już czytał Panią Dalloway Virginii Woolf, może zechce znów przebyć z główną bohaterką ten czerwcowy dzień – bo klasykę literatury zawsze można odkrywać na nowo. Zwykle ma nam wciąż wiele do powiedzenia, choć przecież się nie zmienia: Clarissa Dalloway zawsze sama kupi kwiaty. A jeśli ktoś ma Panią Dalloway jeszcze przed sobą – tym bardziej zachęcam do tej podróży przez dawny Londyn i wizytę na przyjęciu u tej fascynującej bohaterki.

Źródło cytatów: Virginia Woolf, Pani Dalloway, tłum. Magda Heydel, Wydawnictwo Officyna, Łódź 2023.
Źródło grafiki: https://mubi.com/en/pl/films/mrs-dalloway

Dodaj komentarz