Schyłek Peerelu, środek nocy, wielopiętrowy warszawski blok. Na wycieraczce państwa Butkowskich kona zakrwawiony człowiek – Jacek Staroń, ich niezbyt dobrze znany sąsiad. Kto go zabił? Jakie tajemnice skrywał, zdawałoby się, zwyczajny, niewadzący nikomu elektromonter?
Anna Kłodzińska (1915-2008) była dziennikarką „Życia Warszawy”, gdzie prowadziła kronikę kryminalną. Jednak przeszła do historii przede wszystkim jako ceniona autorka kryminałów milicyjnych (dwa z nich zekranizowano w ramach serialu „07 zgłoś się”). Napisane ze swadą, interesujące również jako obraz epoki, w jakiej powstały, są czytane do dziś. W słynnym cyklu jej powieści śledztwa prowadzi porucznik, a ostatecznie major Szczęsny, zwany „Białym Kapitanem”. Śmierć za karę to jedna z ostatnich powieści Anny Kłodzińskiej i zarazem jedno z ostatnich śledztw majora Szczęsnego.

„- Jasiek, chodź tu! – Katarzyna przykucnęła obok leżącego, pochyliła się nad nim. – On coś mówi.
Butkowski zbiegł tak szybko, jak pozwalały rozklapane pantofle.
– Panie Staroń! – powiedział, wpatrując się w coraz bielszą twarz rannego. – Słyszy pan mnie? To ja, sąsiad z trzeciego, Butkowski. Kto pana tak urządził?
Siniejące wargi rozchyliły się z wysiłkiem, powieki drgnęły. Słabnący z każdą chwilą człowiek próbował unieść prawą rękę, ale ledwie poruszył palcami. Katarzynie zdawało się, że patrzy na nią, więc spytała ze współczuciem:
– Panie Jacku, kto pana pobił? Zaraz przyjedzie pogotowie, wezmą pana do szpitala, wszystko będzie dobrze. Ale kto pana pokaleczył?
– Za karę – wyjęczał świszczącym szeptem”.
Późne lata osiemdziesiąte. Trwa, zdawałoby się, zwyczajna noc. Tymczasem jedną z mieszkanek dziesięciopiętrowego warszawskiego bloku z wielkiej płyty („ongiś rewelacji, dziś udręczenia”), panią Butkowską, budzą podejrzane odgłosy. Razem z mężem, przerażeni, znajdują pod drzwiami sąsiada z czwartego piętra – Jacka Staronia. Zadźgany mężczyzna kona. Dlaczego ktoś go zabił? I co oznaczały niepokojące ostatnie słowa denata? O jaką karę chodziło? Milicja znajduje strzępek bloczku szyfrowego i szybko orientuje się. że Staroń, na co dzień elektromonter w spółdzielni „Jutrzenka”, gdzie wytwarzano „drobne części zamienne do mechanicznego sprzętu gospodarstwa domowego oraz miksery i młynki elektryczne”, człowiek raczej mało znany wśród sąsiadów, raczej niewadzący nikomu, prowadził tajemną działalność – był szpiegiem. Czy to jego profesja sprowadziła na niego śmierć?

Właśnie o szpiegach traktuje ta wielowątkowa historia. Nawet dochodzenie zdaje się momentami schodzić na boczny tor. Śledzimy m.in. losy Bogusława Burzyńskiego z instytutu zajmującego się promieniowaniem laserowym. Dzięki szczęśliwej protekcji dostaje on szansę wyjazdu w sprawach służbowych do Wiednia. Tam zawiera interesujące znajomości, ale też mówi o rzeczach, o których raczej powinien milczeć. Nie zdaje sobie sprawy, że zrobiono z niego narzędzie do niecnych celów. Z kolei bardziej ambitny niż zdolny chirurg Wiktor Bielski poznaje powabną Ewelinę Wrońską i wylewa przed nią swoje żale: opowiada o zawiści kolegów-chirurgów, o braku przyzwoitego mieszkania (sam ma tylko pokój z kuchnią, a jeździ starym maluchem) czy dewiz na wyjazdy. Wkrótce wychodzi na jaw, że Ewelina potrafi temu zaradzić. Poznaje go ze swoim krewniakiem, właścicielem prestiżowych londyńskich klinik. Przed Bielskim otwierają się nowe, obiecujące perspektywy. Na taką szansę czekał! Jest w stanie niemal natychmiast porzucić socjalistyczną ojczyznę dla funtów i prestiżu:
„Nic nie było w stanie go przestraszyć. Perspektywa pracy w Londynie, za trzy tysiące funtów, w prywatnej klinice – czyż kiedykolwiek marzył o czymś więcej? Nowoczesna aparatura, supernowoczesne metody przeszczepów, żadnych problemów z narzędziami, płynami infuzyjnymi. U diabła! Żadnych braków waty, gazy czy głupich igieł. To się nazywa uśmiech losu!”

A jednak ten nieoczekiwany awans ma swoją cenę. Bielski musi donosić na swoich kolegów, zdawać raporty o najnowszych osiągnięciach medycznych Polaków – aby ich koledzy z Monachium mogli je przejąć leki czy wynalazki i opatentować jako własne. Chirurg nie czuje się dobrze w takiej roli, ale zostaje postawiony pod ścianą i w swoim odczuciu, nie ma wyjścia. Chciwość zwycięża zdrowy rozsądek. Bielski wchodzi na drogę, z której już nie ma powrotu…
Śmierć za karę wydaje się powieścią-przestrogą przed obraniem takiej właśnie ścieżki. Fabuła jest ciekawa, nawet jeśli wszystko wydaje się dość czarno-białe i przewidywalne (zresztą czego spodziewać się po kryminale milicyjnym?). Jasno zostaje powiedziane, kim jest ten zły, jakich działań lepiej nie podejmować („Młodzi są niecierpliwi. Szukają okazji, by dorobić się jak najszybciej, a taki pośpiech z reguły nie jest dobrym doradcą. Raz popełniony błąd może okazać się życiową pomyłką nie do naprawienia”). Niemniej akcja wciąga. Kłodzińska potrafi trzymać w napięciu do samego końca.

No i – jak w to w kryminałach milicyjnych bywa – zachowało się mnóstwo szczegółów rodem z lat osiemdziesiątych. Nie były to dobre czasy. Niby mimochodem wspomina się tu o biedzie, o kolejkach w sklepach, o czekaniu na przydział mieszkania (człowiek, który dostanie to po Staroniu czekał na tę chwilę blisko dwie dekady!). Dowiemy się, ile kosztuje koniak („Dwadzieścia parę bonów w Pewexie. (…) Napoleona dostaniesz za siedem”), a ile dania w restauracji „Forum” („znowu podnieśli ceny. Jeszcze niedawno kurczak w potrawce kosztował koło sześciuset złotych, potem skoczył na tysiąc dwieście, a wczoraj patrzę, a tu tysiąc osiemset!”. Joanna Nowakowska w restauracji zamawia „tatara, pieczywo bez masła, kieliszek radzieckiego koniaku, a potem krem z brzoskwinią i kawę”). Koleżanka w Austrii przesyła Irenie Holzer kawę (w Polsce to towar drogi i często nieobecny w sklepach) i czekoladę. Lekarz używa wody Old Spice. Modna pani jest uczesana „na jeżozwierza”.
I dla takich szczegółów można też czytać dziś powieści milicyjne. Choć Śmierć za karę broni się także intrygą. To kryminał w sam raz na niezobowiązujący wieczór, który chcielibyśmy spędzić w głębokim Peerelu!
Źródło cytatów: Anna Kłodzińska, Śmierć za karę, Wydawnictwo CM, Warszawa 2020.