I zakończył się marcowy konkurs blogowy, w ramach którego mogliście wygrać książkę „Wybrałam Allaha”, najnowszy reportaż Danuty Awolusi. Kto stanął ze swoim tekstem na podium? Kto pozna konwertytki?
Kolejny blogowy konkurs dobiegł końca. Tym razem mogliście zdobyć książkę Danuty Awolusi, pisarki, dziennikarki i nauczycielki Pasji Pisania: Wybrałam Allaha. Polki, które przeszły na islam. Egzemplarze konkursowe ufundowało Wydawnictwo Agora. Słowem-kluczem tym razem było „przejście”. Danuta Awolusi zdecydowała, że jej książkę otrzymają: Pisarczyk Amator, Dorota oraz Aleksander. I jeszcze kilka słów do wszystkich uczestników konkursu:
„Wasze prace sprawiły, że na nowo spojrzałam na motyw Przejścia. Jesteście niesamowicie zdolni! Każda praca to popis kunsztu i wyobraźni. Dziękuję za to!”
Wszystkie teksty możecie przeczytać tutaj. A oto te nagrodzone:
Pisarczyk Amator zaprezentował fragment opowiadania Zmysły Joanny:

Joanna już pół godziny wgapiała się w tłuste, brudne od wszechobecnego pyłu krople deszczu. Tam na zewnątrz – trzy piętra niżej – po szczerbatych chodnikach miasteczka pośpiesznie przemykały spanikowane mrówki w eleganckich sukniach, garniturkach, a czasami nawet frakach. Mrówki podrygiwały przekomicznie omijając wypełnione brudną cieczą dziury, tak jakby chciały przeskoczyć nad kolejnymi szczękami chodnikowego potwora, które zaraz złapią je za nogawkę. Pomimo odległości zdawało jej się, że słyszy ich tłumione przekleństwa, mlaśnięcia żarłocznych kałuż i chrupocący krzyk łamanych wysokich obcasów. Słuch zawsze był najmocniejszym zmysłem pani chirurg Joanny Porębskiej, czterdziestoletniej „kobiety po przejściach”.
Popatrzyła z zaciekawieniem na grubasa w marynarce w pepitkę. Przyłożyła ucho do szyby, przymknęła oczy i całą siłą woli zmusiła się do niemożliwego. Jest! Słychać go! Jego każdy krok rozpoczynał się przeciągłym sykiem wciąganego do buta powietrza, po to by w kolejnej fazie przejść w mlaśnięcie podeszwy zwieńczone piszczącym pierdnięciem na finiszu. Znaczy się, że pan Żarłok lakiereczki ma przemoczone do cna. Ci inni chyba też.
Joanna uśmiechnęła się. Dobrze tak skurwysynom! Niech im deszcz pomoczy te wyelegantowane marynarki szyte na miarę, niech im te wyglansowane buciki oblepi wymieszane z psim gównem błoto, a tej lafiryndzie niech fryzura zmierzwi się w jeden wielki kołtun! Będzie wyglądała na tym balu sylwestrowym jak zmokła kurwa! Znaczy się zgodnie ze swoją naturą. Bo najważniejsze przecież jest, żeby być sobą. Czy nie tak mówił jej Zdzisio, mąż wiarołomny, gdy stwierdził, że się zakochał i musi pójść za głosem uczucia?
Dorota zaproponowała taką miniaturę:

Zatrzymali się przed drzwiami kawiarni. Tej, do której chodzili przed laty.
– Wejdźmy – powiedział. – Przemarzłaś, spacer w taką pogodę to kiepski pomysł.
Zdawało się, że w Café u Bernarda zatrzymał się czas. Te same stare fotografie, okrągłe stoliki, krzesła z giętego drewna.
– Witajcie, dawno was tu nie było! – zawołał Bernard. – Dla ciebie kawa, a dla małżonki herbata. Dobrze pamiętam?
Spojrzeli na siebie zmieszani.
– Wasz stolik jest wolny, zapraszam.
Usiedli w rogu. Nie, nie naprzeciwko siebie. Zawsze siadali obok. Bywało, że opierała głowę na jego ramieniu i wsłuchiwała się w romantyczne piosenki.
– Daj, rozmasuję ci dłonie – powiedział.
– W nich jest cała nasza historia – pomyślał i przypomniał sobie dzień, w którym zobaczył ją u Bernarda. Podszedł i po raz pierwszy poczuł dotyk jej dłoni. Potem całował je przy każdej okazji. Nimi gładziła jego głowę, doprowadzała do szaleństwa rozkoszy, podała mu dziecko, poprawiała krawat, gotowała, prała, sprzątała. Aż pewnego dnia zacisnęła je w pięści. Z wyrzutem waliła bez opamiętania, a potem wyciągniętą ręką pokazała mu drzwi. – Gdybym tylko mógł cofnąć czas…
Nie zabrała rąk.
– Jego dłonie, takie silne i ciepłe. W nich jest cała nasza historia – pomyślała. – Nimi przytulał mnie mocno, unosił wysoko, w nich chował moją twarz przy pocałunkach. One uczył chodzić nasze dzieci, odkręcały słoiki, naprawiały samochody. Aż któregoś dnia oddał je innej kobiecie. Gdybym znużona nie odpychała ich od siebie…
– Aż miło popatrzeć – powiedział Bernard stawiając na stole filiżanki. – Cały czas tacy zakochani.
Ona zarumieniła się na twarzy, on wystraszył się, że jej dłonie wysuną się z uścisku.
Rzekłbyś: ot, banalna historia, para rodem z piosenki. Ona – kobieta po przejściach, on – mężczyzna z przeszłością.
Aleksander nadesłał taką opowieść:

– Pif paf!
Lufa pistoletu mierzyła prosto w głowę ojca Romka. Nierówny oddech rozsadzał pierś nastolatka, ręka mu się trzęsła, gubił cel. Kątem oka po lewej widział, jak matka łapie się za zaczerwienione gardło. Kuba, młodszy brat Romka, obejmował ją w pasie i ze łzami w oczach obserwował każdy ruch chłopaka.
– Co ty robisz, gówniarzu?
Ojciec leżał na podłodze mieszkania w odłmakach szkła. Kącik ust podniósł mu się w pogardliwym uśmiechu, a w oczach zabłysła pogarda. Romkowi aż dreszcz przebiegł po plecach, gdy ich spojrzenia się spotkały. Choć to ojciec leżał bezwładny niczym szmaciana lalka, chłopak nie mógł pozbyć się wrażenia, że ten patrzy na niego z góry.
– I co? Zastrzelisz swojego starego? – Parsknął ojciec, ale zaraz wykrzywił twarz w grymasie bólu. Popełzał dłonią do potylicy, na której przed chwilą Romek rozbił mu pustą butelkę po wódce. Ten widok dodał chłopakowi odwagi.
– A żebyś wiedział! – warknął. Machnął dłonią w powietrzu, wskazując matkę. – Ostatni raz podniosłeś na nią rękę! Na kogokolwiek z nas!
– Tak ci wygarbuję skórę, że przez miesiąc nie będziesz w stanie chodzić.
Romek nie dał rady powstrzymać drżenia ręki. Dawno zaprogramowany strach przed ojcem zdominował myśli, instyknt wołał do ucieczki. Nie! Musiał być silny! Dla mamy! Dla Kuby!
Przymknął oko i skupił się na celu. Na twarzy człowieka, którego kochał i nienawidził całym sercem.
– Myślisz, że jesteś do tego zdolny? – Ojciec uniósł brwi jak za każdym razem, gdy go testował. – Masz odwagę odebrać komuś życie? To przejście w jedną stronę, młody. Nie ma powrotu. – Nagle twarz ojca zmieniła się w kamień. – Jak tylko będę w stanie się podnieść, to cię zabiję. A potem twoją matkę!
Kipiał taką nienawiścią, że Romek aż cofnął się o krok. Wypuścił powietrze z płuc i zaczął głośno sapać. Miał wrażenie, że po piersi galopuje mu stado rozpędzonych koni.
– Romek, opuść broń! – krzyknęła matka, lecz chłopak nawet na nią nie spojrzał. Patrzył prosto w oczy, takie same jak jego własne, tylko starsze. Wypełnione nienawiścią i gniewem. Wiedział, że ojciec spełni swoją groźbę.
Zgiął wskazujący palec, wyczuł spust. Nie mógł odpuścić. Chodziło o życie jego rodziny! O jego życie!
Prawie krzyknął, gdy czyjaś dłoń złapała go za przedramię z pistoletem. Stnęła przed nim matka ze łzami w oczach.
– Nie rób tego. – Ledwo mogła mówić. Ojciec musiał jej coś uszkodzić, gdy zacisnął jej dłonie na szyi. – Nie stawaj się taki jak on!
Nacisnęła mu na przedramię. Romek się nie opierał. Broń powędrowała w dół, a uderzenie serca później wypadła mu z ręki. W momencie, gdy uderzyła o ziemię, z oczu chłopaka popłynęły łzy. Przywarł do matki, a tama puściła. Z ust wyrwał się szloch.
Płakał nad bratem, który wychowa się w otoczeniu psychopaty. Nad matką, której nie zdołał obronić. Nad całą niesprawiedliwością tego świata i nad sobą samym, który zapłaci za to, że próbował postąpić właściwie. Bo próbował, prawda?
Nagle wzdrygnął się, gdy ściany mieszkania rozsadził huk. Przytrzymał krzyczącą matkę i wielkimi oczami rozejrzał się po pomieszczeniu.
Głowa ojca opadła bezwładnie na bok, w oczach zgasł wszelki blask. Z czarnej dziury na piersi lała się ciemna krew. Przerażony Romek spojrzał w dół, w miejsce, gdzie upuścił broń.
Pistolet nadal leżał na podłodze, lecz z jego lufy unosiła się smuga dymu. Siedmioletni Kuba stał tuż obok. Trzymał się za rączki, a na twarzy pojawiły się pierwsze oznaki nadchodzącego płaczu, lecz gdy tylko zobaczył, że starszy brat go obserwuje, uśmiechnął się od ucha do ucha i uniósł ręce do góry.
– Pif paf!
Serdecznie gratuluję laureatom, ale także wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie. Pamiętajcie, że na podium nie starczy miejsca dla wszystkich, ale sam fakt, że próbujecie, z pisarskiego punktu widzenia czyni was zwycięzcami! A już niedługo zaproszę was do udziału w kolejnym konkursie!
Źródło cytatów: https://blog.pasjapisania.pl/2025/03/02/danuta-awolusi-wybralam-allaha-konkurs/
Dziękuję bardzo za wyróżnienie mojego tekstu. To dla mnie wielkie wzruszenie i motywacja do dalszej pracy.
I ja również dziękuję. Jestem równie zaskoczony co ucieszony! Podobnie jak Dorota dostałem zastrzyk motywacji, aby pracować nad warsztatem.
Veni, scripsi, bibi.
A może kolejność była inna? Najpierw bibi a potem scripsi? W końcu Bibens est mater phantasiae. Tak czy siak – Czuję się zaszczycony. Bardzo dziękuję za wyróżnienie.