Lektura na weekend – Z fikcji do rzeczywistości

Marta próbuje swoich sił jako pisarka. Jednak dzieje się coś dziwnego – elementy powieści coraz częściej przenikają do realnego świata. Czy to tylko zdumiewające zbiegi okoliczności? A może kryje się za tym coś więcej?

Katarzyna Lewandowska, pisarka, malarka, absolwentka kursów Pasji Pisania, autorka docenionych miniatur prozatorskich (część z nich znalazła się w tomie Krzesło i inne opowiadania), tym razem powraca z pierwszą powieścią. Najzabawniejszy kawał świata to, najogólniej ujmując, powieść o potędze sprawczej pisania. Tylko czy na pewno?

„Ponoć niektóre wspomnienia powinno się wypuścić na wolność, by mogły polecieć jak ptaki. Wciąż przecież krążą wokoło, dziobią, kraczą – żyją. Moim problemem nie są jednak wspomnienia, lecz ich brak. Nie wszystkich, ale pewnej ich części, być może tej najważniejszej. Moja pamięć jest dziurawa jak durszlak. Myślę, że dlatego właśnie muszę pisać. Chcę wydobyć z siebie to, co gdzieś zgubiłam,  znaleźć klucz, który pozwoli mi otworzyć drzwi do utraconych chwil”

Czy fikcja może mieć wpływ na rzeczywistość? Takie pytanie będzie sobie zadawać Marta, kobieta z trudną przeszłością, pracownica biura podróży, żona Bartka, wykładowcy akademickiego, matka dwójki małych dzieci. Poznajemy ją w gabinecie psychoterapeuty. Od jakiegoś czasu Marta próbuje swoich sił w piórze, jednak pierwsza książka wymyka jej się spod kontroli – i nie chodzi tu bynajmniej o nieobce każdej piszącej osobie meandry procesu twórczego. Marta coraz częściej odkrywa, że elementy historii bohatera, jak i świata przedstawionego przenikają do rzeczywistości. Przykładowo: odbywa z Bartkiem wcześniej opisaną kłótnię. I ona, i Ernest, bohater powieści utknęli w windzie, ich auta zepsuły się niemal synchronicznie, dostają podobne wiadomości, widzą te same obrazy. Marta jest zdumiona i zaintrygowana, potem pogrąża się w coraz większym zagubieniu. Z początku można odnieść wrażenie, że Najzabawniejszy kawał świata to pomysłowy thriller. Jednak mamy do czynienia z powieścią psychologiczną. Marta wierzy, że te dziwne powtórzenia to swoiste wskazówki wysyłane przez pamięć. Pisząc pierwszą książkę, ma nadzieję dotrzeć do własnej przeszłości, dowiedzieć się, dlaczego dziesięć lat wcześniej zostawił ją ktoś, kogo kochała.

„Myślę o pisarskiej mocy, którą dostałam. Nie pragnę zemsty. Nie jestem jak Carrie White z powieści Kinga, zresztą zemsta jest dobra dla słabych. Nie chcę zmieniać świata, jeśli już – to tylko mój własny. Poza tym wiem, że nie dojdę w ten sposób do prawdy. Czasami mam wrażenie, że ta książka pisze się sama. Że jestem tylko narzędziem, które pomaga jej wydostać się na świat. Jak długopis lub laptop. Albo jak jeden z proroków”.

Równocześnie czytamy powstającą na bieżąco powieść i historię Ernesta, fotografa prawdy (choć on by powiedział, że są to tylko pozory prawdy). Klienci, ogarnięci nie do końca zrozumiałą potrzebą absolutnej autentyczności, oczekują od niego zdjęć bez retuszu, filtrów, rozmaitych cudów oferowanych przez dzisiejsze programy graficzne. Ernest uwiecznia sprawy, które dotąd zazwyczaj omijano na pamiątkowych rodzinnych fotografiach. Sukcesy zawodowe nie idą w parze z powodzeniem w życiu prywatnym – Ernest i jego żona przeżywają kryzys. Małgosia nie kryje swojego rozczarowania, on zaś wydaje się zakleszczony w swoim życiu – niczym w windzie, mrocznym artefakcie z jego koszmarów sennych. Podczas jednej z tak zwanych sesji rozwodowych Ernest poznaje intrygującą Juliette. Sesja wydaje się udana, lecz dzieje się coś dziwnego – niemal wszystkie zdjęcia okazują się prześwietlone, nieudane. Wkrótce Ernest dostanie kolejne intratne zlecenie. Juliette – bo to ona go wynajmuje – trzyma szczegóły w tajemnicy, prosi jedynie o niezwłoczne przybycie do Paryża. Ernest postrzega to jako ciekawą przygodę, napędza go też fascynacja nową znajomą.

Katarzyna Lewandowska potrafi zaintrygować czytelnika od pierwszych stron. Czy to rzeczywiście możliwe, żeby literatura wyprzedzała życie? Choć psychoterapeuta na początku próbuje znaleźć racjonalne wyjaśnienie problemów pacjentki, wydaje się, że ani fizyka kwantowa, ani apofenia, ani zjawisko synchroniczności, będące przedmiotem badań Carla Junga, nie przystają do tego, co spotyka Martę. Nie wiadomo zatem, czy mamy do czynienia z horrorem – i ingerencją sił nadnaturalnych – czy z thrillerem (bo może ktoś najzupełniej rzeczywisty bawi się kosztem Marty – ona sama miewa takie podejrzenia). Zarówno w opowieści Marty, jak i w jej powieści napięcie narasta z każdą stroną, zagadki się mnożą, trudno oderwać się od tej historii. Z fascynacją śledzi się to, jak kolejne wątki w obu książkach zazębiają się ze sobą, światy przenikają, artefakty (apaszka, tchórzofretka, niepokojąca zagadka przekazana pocztą) „wędrują” między nimi. Marta stopniowo odkrywa, co tak naprawdę za tym stoi. Najzabawniejszy kawał świata niekiedy przywodzi na myśl Krainę Chichów, bodaj najsłynniejsze dzieło Jonathana Carrolla, traktujące o niezwykłej mocy słowa i pióra. Jednak, o ile ten swego czasu modny pisarz rzadko panował nad przesadnie udziwnionymi fabułami, doprowadzając kolejne historie na granice absurdu, Katarzynie Lewandowskiej tego zarzucić nie sposób.

Bo równie dobrze można czytać tę powieść jak przejmującą prozę psychologiczną. Oto dwoje bohaterów znudzonych, obarczonych traumami utraty, zamknięci w zwyczajnej codzienności u boku ludzi, którzy przestali ich rozumieć. Każde z nich ucieka do Paryża, przestrzeni w pewnym sensie umownej, stworzonej na nowo od podstaw, osadzonej na romantycznych legendach („Paryż jest utopią. Czymś w rodzaju marzenia, które nigdy nie może się spełnić”), aby dowiedzieć się czegoś o sobie.

Katarzyna Lewandowska – w przeciwieństwie do swojej bohaterki – doskonale panuje nad tą historią. Ma świetnie rozwiniętą twórczą intuicję. Umiejętnie buduje napięcie, ale zarazem potrafi się zatrzymać przy emocjach swoich bohaterów, opisać świat w nietuzinkowy sposób, zwrócić uwagę na ciekawy szczegół, dyskretnie wskazać symbol (ważną rolę odgrywają tu ptaki czy ocalony motyl, pojawia się nawiązanie do powieści Morgana Robertsona, który „opisał” katastrofę Titanica na kilkanaście lat przed tym, zanim miała miejsce). Zarówno historia Marty, jak i historia Ernesta mają w sobie drugie dno.

Najzabawniejszy kawał świata to dopracowana, nietuzinkowa, skonstruowana z wielką precyzją i bardzo mocna powieść. Bardzo dojrzała jak na debiut! Koniecznie poznajcie tę historię.

Źródło cytatów: Katarzyna Lewandowska, Najzabawniejszy kawał świata, Wydawnictwo Seqoja, Olsztyn 2025.

3 Replies to “Lektura na weekend – Z fikcji do rzeczywistości”

  1. Rety, jestem zaintrygowana i zauroczona opisem tej książki!
    Brzmi bardzo nietuzinkowo.
    Kasiu, gratuluję wyobraźni i wrażliwości!
    Miałam zaszczyt poznać wycinki Twojego pisania na kursie Pracy nad Tekstem, stąd WIEM, że lektura Twojej książki będzie dla mnie ucztą cztelniczą.

    Z całego serca Cię podziwiam, gratuluję i cieszę się Twoim sukcesem (kolejnym). 🙂

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Emi, to zapraszam do konkursu:)

  2. Bardzo mi miło i ciekawa będę Twoich wrażeń jeśli po nią sięgniesz, Emi.

Dodaj komentarz