Lektura na weekend – W Byszewach, w Wilku, w Radachówce

Co było pierwowzorem Wilka? I kogo Iwaszkiewicz tam spotkał: panny, czy raczej młodzieńców? Kto miał pierwotnie grać Kazię, a kto wuja Roberta? Książka Grażyny Stachówny pozwala powrócić raz jeszcze do jednego z najciekawszych utworów rodzimej literatury i jego ekranizacji – arcydzieła polskiego kina.

„I niepokoję się, czy moje Panny z Wilka, nad którymi ślęczałem przez wszystkie te dni w Syrakuzach, kiedy czekałem na okręt z Trypolisu – wyrażają mój czas? Nie wiem. Wyrażają po prostu mnie.”

Jarosław Iwaszkiewicz napisał Panny z Wilka niespełna sto lat temu. Zmarł blisko pół wieku później, zostawiając po sobie imponującą literacką spuściznę – m.in. wiersze, powieści, opowiadania, utwory dramatyczne, ale także eseje, listy czy dzienniki, których publikacja okazała się wielkim literackim wydarzeniem. Wiele jego utworów zostało docenionych przez czytelników, krytyków literackich, badaczy. Został też bodaj najczęściej filmowanym polskim twórcą (i w wielu przypadkach były to bardzo udane ekranizacje). Natomiast wydaje się, że dziś pierwszym literackim skojarzeniem z Iwaszkiewiczem pozostają właśnie Panny z Wilka – i trudno się temu dziwić. To jedno z największych arcydzieł polskiej literatury. Historia Wiktora i kobiet jego życia wydaje się wiecznie żywa. Wciąż czyta się Panny z Wilka, wciąż wydaje na nowo, wciąż analizuje, bada. To opowiadanie inspiruje kolejnych pisarzy, twórców filmowych czy teatralnych. Temu dziełu poświęcona jest także książka Grażyny Stachówny, teoretyka i historyka filmu: Trzy dwory. O Pannach z Wilka – prawdziwych, literackich i filmowych.

Zgodnie z tytułem całość została podzielona na trzy łączące się ze sobą opowieści o trzech miejscach i ich bohaterach. Pierwsze na tej literackiej mapie są Byszewy (dwór pod Łodzią), gdzie siedemnastoletni Iwaszkiewicz spędził wakacje. Został tam zaproszony przez swojego gimnazjalnego kolegę Józefa Świerczyńskiego, siostrzeńca Józefa Plichty, właściciela dworu. Nie chodziło tylko o wakacje, Jarosław Iwaszkiewicz miał pełnić rolę korepetytora niektórych z braci Świerczyńskich. Badaczka w tym rozdziale, opisując historię dworu i sześciu braci, bazuje przede wszystkim na autobiograficznej Książce moich wspomnień Iwaszkiewicza oraz nieopublikowanych wspomnieniach Heleny Haliny Kaszuby, córki Józefa Plichty, często zestawiając ze sobą te dwie relacje. Dwukrotny pobyt w Byszewach był z wielu względów dla przyszłego pisarza przełomowy przełomowy – jak wspominał w Książce moich wspomnień:

„Ze wszystkich ludzi i domów, jakie spotkałem w młodości, najważniejszym stał się dla mnie dom w Byszewach, toteż najdłuższy z nim utrzymałem kontakt. Znaczenie jego polegało przede wszystkim na tym, że otwierał on przede mną nieznany mi zupełnie świat ziemiańskiego życia…”.

To tu Iwaszkiewicz nabrał pisarskich inspiracji (nie tylko do Panien z Wilka – przykładowo młyn znajdujący się nieopodal Byszew będzie powracał w jego opowiadaniach). Tu przeżył jedne ze swoich najważniejszych, formacyjnych doświadczeń erotycznych (Józef Świerczyński, choć ponoć nieobdarzony miłością, na zawsze pozostał dla Iwaszkiewicza pewnym wzorem i powracał w jego utworach – ta relacja znalazła swoje odbicie w scenie tajemnej schadzki Wiktora Rubena z Julcią – to jedna z najpiękniejszych scen erotycznych w literaturze polskiej). Mało brakowało, a Iwaszkiewicz stałby się właścicielem Byszew. W późniejszych latach zabiegał o ratowanie niszczejącego dworu. Wystąpił tam również w krótkometrażowym filmie dokumentalnym Wajdy nakręconym przy okazji tworzenia ekranizacji Panien z Wilka. W Książce moich wspomnień skwitował: „Byszewy stały się (…) moją własnością w literaturze”.

Kolejny rozdział książki Stachówny poświęcony jest stricte Pannom z Wilka – ich powstaniu i recepcji, ze szczególnym uwzględnieniem zależności zachodzących między autobiografizmem a twórczą kreacją – te zależności bez siebie nie istnieją (dlatego trudno tu o proste rozwiązania – na przykład uznanie, że tytułowe panny z Wilka to właściwie przebrani młodzieńcy z Byszew, z drugiej strony nie można pominąć mniej lub bardziej zakamuflowanych motywów homoerotycznego pożądania). Stachówna wykonała solidny literacki research – sięga po rozmaite analizy (nie tylko te zawarte w książce „Panny z Wilka” Jarosława Iwaszkiewicza pod redakcją Ingi Iwasiów), ale również po te najnowsze odczytania – przykładowo czy Wiktor Ruben może być traktowany jak Sinobrody, który testuje swoje potencjalne żony, a potem je „odkłada”? Śledzi się te analizy z fascynacją i podziwem dla geniuszu Iwaszkiewicza – bo jak różnie można odebrać ten sam tekst! Ile on pozostawia możliwości interpretacji, ile kluczy, tropów. Aż chciałoby się wrócić do tego pierwowzoru i skonfrontować wrażenia.

Rozdział trzeci – i z pewnych względów być może najciekawszy – poświęcony został ekranizacji dokonanej w 1979 roku przez Andrzeja Wajdę. Film został doceniony przez krytyków filmowych, recenzentów i widzów, otrzymał nawet nominację do Oscara (ponoć film Wajdy przegrał zaledwie jednym głosem z Blaszanym bębenkiem). M.in. dzięki notatkom samego Wajdy czy innych osób obecnych na palnie możemy zajrzeć za kulisy. Od poszukiwań odpowiedniego dworku (padło na Radachówkę) i jego przebudowę (dobudowano na przykład ganek) urządzanie (jak również Rożków należących w filmie do wujostwa Wiktora), pisanie scenariusza, wymyślanie kolejnych koncepcji. Daje to obraz fascynującej pracy nie tylko reżysera, ale i całej ekipy filmowej. Zdumiewające, że ten film mógł być zupełnie inny. Pojawiały się rozmaite pomysły, sam Wajda początkowo był sfrustrowany, nie umiejąc złapać odpowiedniego rytmu kręcenia. Można powiedzieć, że jego dzieło uratowała żona, filmowa Kazia:

„Wreszcie żona reżysera, Krystyna Zachwatowicz, uświadomiła mu, że ciągle usiłuje pracować w rytmie Człowieka z marmuru. A Panny z Wilka to nie film polityczny, który przedstawia aktywne działania bohaterów, ale opowieść o utajonym, wewnętrznym życiu kilku kobiet. Powiedziała mu: »Pamiętaj, że konfitury są tym słodsze, im bardziej po woli się je robi«. I w tym momencie uświadomiłem sobie, że tego filmu nie da się zrobić w ten sposób, w jaki się robi wszystkie inne. Że nie jest problemem scenariusz, że nie jest problemem adaptacja ani nawet aktorzy. Tylko, że wszyscy musimy się uspokoić. Że inny rytm jest w tej prozie, a inny rytm jest w nas. Od tej chwili nasza praca potoczyła się zgodnie z rytmem powolnej egzystencji kobiet zamieszkujących Wilko”.

Grażyna Stachówna przeprowadziła rzetelną analizę filmu scena po scenie, postać po postaci, niejako w oderwaniu od książkowego pierwowzoru. Ileż można dzięki temu odkryć! Sporo tu ciekawostek: która scena miłosna była najtrudniejsza do kręcenia przez egoizm aktorów? Jak autor Brzeziny postrzegał Olbrychskiego? Kto w zamyśle Wajdy pierwotnie miał zagrać Julcię, a kto Jolę czy Kazię? Dowiemy się, jaką powieść czytała w filmie Zosia, jaki wiersz zacytowano bez podania autora, który wątek – u Iwaszkiewicza ledwie zaznaczony – został tu wyeksponowany, nawet jeśli finalnie większość naprowadzających scen usunięto. Czy ekipa filmowa mogła się znaleźć przed kamerami? Wreszcie: czy Iwaszkiewiczowi podobała się ta ekranizacja? W zakończeniu zostały wyliczone spektakle i inne dzieła filmowe zrealizowane na podstawie Panien z Wilka.

A to wszystko napisane ze znawstwem tematu (imponująca jest liczba źródeł) z zafascynowaniem, z wielką pasją, którą tak łatwo się zarazić. To prawdziwa intelektualna uczta! Pozwolę sobie na koniec na osobisty wtręt – nie mogłem się od tej książki oderwać, mało brakowało, a zarwałbym nad nią noc. I mam ochotę jeszcze raz wrócić do Wilka – najpierw w wersji literackiej, a następnie filmowej!

Źródło cytatów: Grażyna Stachówna, Trzy dwory. O Pannach z Wilka – prawdziwych, literackich i filmowych. Wydawnictwo Universitas, Kraków 2025.
Źródło grafiki: https://www.tvp.pl/program-tv/panny-z-wilka/6328383ed0341076704a3d56

Dodaj komentarz