Lektura na weekend – Pierwszy lot w chmurach

Główny bohater opowiadań Macieja Dobosiewicza przeistacza się z dziecka w mężczyznę. Tylko co to właściwie oznacza – i czy niesie ze sobą ładunek pozytywny, czy wręcz przeciwnie? Jakie doświadczenia, jakie wzorce, jakie osoby ukształtują dorastającego chłopaka?  

„- Dziwne słowo, »laszowanie«. Bardzo dziwne. Wiesz, od czego pochodzi?
– Nie wiem, od czego pochodzi, ale wiem, co oznacza. To pierwszy samodzielny lot – odpowiedziałem, zaciągając się lucky strikiem.”

Laszowanie, któremu zbiór opowiadań Macieja Dobosiewicza zawdzięcza swój tytuł, powróci dopiero w ostatnim tekście. Narrator będzie czekał na swój próby lot na przekór rozlicznym przeciwnościom, a także wejdzie w relację z dziewczyną (czyżby miała ją zwieńczyć inicjacja seksualna?). Tymczasem wróćmy do początku tej historii, czy raczej do pierwszego opowiadania, które stanowi nie tyle początek, co punkt przełomowy dla bohatera. Rakietą do nieba (uhonorowane nagrodą główną na Międzynarodowym Festiwalu Opowiadania we Wrocławiu w 2020 roku) to być może najlepsze opowiadanie w tym zbiorze. Od pierwszych zdań uderza brawurowa ironia:

„Ojciec wypalał dwie paczki ekstra mocnych dziennie. Dwie paczki to dokładnie czterdzieści papierosów i każdy, kto choć przez rok zaczynał dzień od sięgnięcia po zapalniczkę, wie, że to nie jest mało. Trzeba się ostro sprężać, żeby się z tym wyrobić, szczególnie jak człowiek ma normalne obowiązki: pracę, dzieci, jakieś hobby. Ojciec na przykład dojeżdżał do pracy dwie godziny w jedną, dwie z powrotem, a w pracy poza przerwami palić mógł raczej średnio, bo był majstrem na lakierni. Lakiery wtedy były bardzo niebezpieczne. W autobusach też już wprowadzono zakaz. Zostawało mu jedynie jakieś dwanaście godzin na palenie, musiał więc się uwijać, żeby zdążyć te swoje dwie paczki załatwić”.

To niebanalne, napisane z pazurem opowiadanie skupia się wokół palenia kolejnych „obowiązkowych” papierosów z tych dwóch paczek dziennie. Aż nadchodzi czas ostatniego papierosa – ojciec nagle umiera. Zostaje po nim „rakieta mocnych, ledwie napoczęta”. I nagle okazuje się, że nonszalancka ironia narracyjna skrywa w sobie drugie dno – żal i smutek z powodu śmierci ojca, ogromne poczucie pustki. Wszystko niby niedopowiedziane, a jednak czytelne – Dobosiewicz kapitalnie gra tu na emocjach czytelnika.

Kolejne miniatury prozatorskie w Laszowaniu składają się na swoisty pamiętnik z okresu dojrzewania bohatera. Dojrzewania, w którym największą rolę odegrał ojciec, ale również inni mężczyźni z otoczenia chłopca: dziadek, Boniek, kolega ojca, człowiek prymitywny w swojej bezpośredniości, czy nawet fryzjer urządzający narratorowi sesje golenia twarzy. Matka czy babcia pozostają na drugim planie tych opowieści – życiowo zaradne, ale niesłuchane, niemal nieważne. Przykładowo matka ostrzega, daje dobre rady (które się zazwyczaj lekceważy), sprząta po zabawach swoich mężczyzn, dyskretnie organizuje rodzinny świat. A czego uczy ojciec? Jakże znamienny jest ten dialog z opowiadania W samo południe:

„- Walisz pierwszy. Prosto w ryj. Rozumiesz?
– Nie umiem.
– Zasada jest prosta. Albo ty bijesz po ryju, albo ciebie biją.
– Nie da się inaczej.
– Nie da. Nie mówię, że masz się lać z każdym. Wystarczy, że wpierdolisz jednemu”.

Bohater odrabia tę lekcję – uderza innego chłopaka i go pokonuje, lecz to pyrrusowe zwycięstwo: sam czuje się jak przegrany. Właśnie o tym zdaje się traktować Laszowanie – przymusowym dojrzewaniu do męskości – jednak to męskość spod znaku patriarchatu, trudnych, opartych o płciowe stereotypy wymagań, których wcale nie chce się spełniać. Tylko co zrobić, skoro bunt rozczaruje ojca – a temu ojcu właśnie chciałoby się zaimponować (skądinąd człowiekowi na pewno kochającemu syna i troszczącego się o niego na swój sposób, a z drugiej strony mocno ograniczonemu, prostackiemu, przejawiającemu emocjonalne kalectwo).

Narrator to wrażliwy chłopiec. Zdarza mu się wchodzić wymaganą rolę, lecz intuicyjnie czuje, że postępuje źle lub głupio – co kończy się wyrzutami sumienia (jak w opowiadaniu Uśmiechnięty, gdy przygotowuje się do spowiedzi i rozpamiętuje różne wykroczenia wcale niemałego kalibru). „Męska” biwakowa zabawa w Indian z ojcem właściwie go nie interesuje, nie umie się odnaleźć w tych warunkach – znów zawodzi, przede wszystkim samego siebie, ale i ukochanego ojca – tak to czuje, chociaż to ojciec w końcu daje sygnał do zakończenia zabawy, będącej raczej błazenadą: „Milczał dłuższą chwilę i tym milczeniem powiedział mi, jak bardzo go rozczarowałem. A może to nie ja, może rozczarowała go rzeczywistość? Nie byliśmy Indianami, chodnik między dwiema posesjami to nie Missisipi, a ogród nie przypominał amerykańskiej prerii”.

Jednym z najbardziej przejmujących opowiadań jest A karasie po kutasie, gdy Boniek uczy chłopca łowienia ryb. Urządza potworny pokaz siły i dominacji nad bezbronnymi stworzeniami. Fakt, że dla niego to rodzaj zabawy, jeszcze bardziej podkreśla okrucieństwo tej sceny, skonkludowanej tak:

„- Chodź, chodź, kochana. Nie bój się. Wszystko będzie dobrze.
Boniek kłamał, czułość kończyła się z chwilą odhaczenia ryby. Zdobycz lądowała w wiadrze beze zwody albo w plastikowej reklamówce, tak brudnej i starej, że nadającej się jego zdaniem już tylko na ryby”.

Główny bohater dzięki Bońkowi odkrywa swoją wielką pasję. Podoba się idea wędkowania, ale już nie dręczenie i zabijanie ryb. Jednak gdy chce odwrócić wzrok, nie dostaje na to przyzwolenia. Ten nakaz pozostanie w nim („»Nie zamykaj oczu«” brzmi mi w uszach nadal, gdy decyduję się złowionej rybie odebrać życie, a zdarza się to rzadko, coraz rzadziej. Nie zamykaj oczu”).

I właśnie to uderza w tym bolesnym pamiętniku z męskiego dojrzewania najbardziej – chłopiec chce zamknąć oczy, odciąć się od przemocowych zachowań, stereotypowo przypisywanych jego płci – na które to zachowania daje się niepisane społeczne przyzwolenie. Jednak nie dostaje przyzwolenia, nie może się odwrócić – wszak musi wyrosnąć na mężczyznę. Tylko jaka jest tego cena? I czy chłopak stanie się prawdziwym sobą? Jako kto pofrunie w swój pierwszy dojrzały lot? Czy może być szczęśliwy? A może rozbije się jak Ikar? Z tymi pytaniami pozostawia lektura Laszowania.

Sięgnijcie koniecznie po tę książkę – to kilka przemyślanych w najdrobniejszych szczegółach, dojrzałych opowiadań, które tworzą nietuzinkową, przejmującą całość.

Źródło cytatów: Maciej Dobosiewicz, Laszowanie, Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2025.

2 Replies to “Lektura na weekend – Pierwszy lot w chmurach”

  1. Pisarczyk Amator says: Odpowiedz

    „- Walisz pierwszy. Prosto w ryj. Rozumiesz?

    .. Nie mówię, że masz się lać z każdym. Wystarczy, że wpierdolisz jednemu”.
    Szacun. Dzisiaj takich mądrych ojców już nie ma.
    Karasi rzeczywiście szkoda. Gdyby ojciec był takim twardzielem jakiego zgrywał, to by się wybrał na połów ryby, która jest mu równa siłą (jak marlin u Hemingwaya).. Co to za sztuka polować (łowienie to też polowanie) bez ryzyka, że ciebie też upolują. „Mężczyzna bez wroga nie byłby w ogóle mężczyzną” (a co to za wróg z małego karasia?)
    Ale wreszcie powiew świeżości po Jane A. Chyba muszę przeczytać tę książkę.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Polecam 🙂

Dodaj komentarz