Lektura na weekend – Spoza kadru

Tom i Anna to para młodych ludzi, którzy próbują układać sobie życie. Pracują jako freelancerzy. Wyjeżdżają za granicę: do Berlina, po lepszą przyszłość. Na ich social mediach to wygląda jak spełnienie marzeń – ale co widnieje poza kadrem?

Podobno nie ocenia się książki po okładce – za to na okładkę polskiego wydania Do perfekcji włoskiego pisarza i tłumacza Vincezo Latronico (powieść znalazła się w finale Międzynarodowej Nagrody Bookera) na pewno warto zwrócić uwagę. Uderza jej minimalizm – oto wieża z kart, tworząca piramidę. Trudno przejść obojętnie obok tak pięknej symetrii. Wszystko jest tu starannie zaplanowane, poukładane, jakoś się trzyma. Jednak wystarczyłby ledwie jeden ruch, aby ta wieża rozleciała się – bo to przecież bardzo delikatna konstrukcja. Jakże ów obraz pasuje do tej historii!

„Żyli w dwóch światach. Z jednej strony – otaczająca ich namacalna rzeczywistość; z drugiej obrazy. Które też ich otaczały. Pokazywały się na wyświetlaczu smartfona zaraz po przebudzeniu.”

Akcja powieści obejmuje kilka intensywnych lat z życia pewnej pary. A zaczyna się osobliwie – kilkustronicowym opisem głównego miejsca akcji, czyli mieszkania głównych bohaterów. Jeszcze nie zostało im wynajęte, oglądają je na zdjęciach, które „niosą obietnicę łatwego życia i pełnego jasności”. To może pobudzić pomyślną wyobraźnię („To życie szczęśliwe, a przynajmniej tak wygląda na zdjęciach dołączonych do ogłoszenia”). Tom i Anna, para freelancerów reprezentujących branżę kreatywną (i zawody o obco brzmiących nazwach, pracę zrodzoną z pasji i dotychczasowych ścieżek), połyka ten kuszący haczyk. Decyduje się na emigrację po lepsze jutro. Nie chcą dać się zakleszczyć w pułapce tkwienia w peryferyjnej miejscowości gdzieś na południu Europy, gdzie losy są monotonne, przewidywalne, niemal już przygotowane dla każdego. Tom i Anna odkrywają, że „brakuje im swobody bycia sobą, to znaczy stworzenia siebie na nowo, to znaczy bycia innymi, niż są”. A zatem otwierają nowy rozdział w obcym kraju niczym ekscytującą przygodę pełną obietnic. Układają sobie życie, aby się przekonać, że rzeczywistość nie zawsze odpowiada zdjęciom, a oni nie pasują na bohaterów tej rzeczywistości („Byli jak oszuści, którzy przedarli się do świata dorosłych, a ten niechybnie wykryje ich nieadekwatność, jeśli tylko obiektyw kamery internetowej będzie miał szerszy kąt”). Diabeł tkwi w szczegółach, zwykle tych nieinstagramowych: postępującym bałaganie, zmęczeniu, niekiedy zagubieniu. A sytuacja pary bohaterów wcale nie jest łatwa, podobnie jak spełnione marzenia:

„Żyli w kraju, którego języka nie znali, mieli elastyczną pracę, którą mogli wykonywać, gdzie i kiedy chcieli, i która w dużym stopniu zależała od kaprysów klientów, od kontaktów w social mediach. Ich dom, który sobie wybrali, stworzyli, w którym sypiali i pracowali, stanowił jedyny namacalny przejaw tego, kim byli. Mieszkanie i przedmioty nie tylko odpowiadały ich osobowości: dawały im także oparcie, a zarazem poczucie trwałości stylu życia, który z innej perspektywy (normalnej w poprzednim pokoleniu) wydawałby się kruchy. Chaos sam w sobie mógł być postrzegany jako coś twórczego i beztroskiego, lecz w takim kontekście zdawał się objawem tymczasowości”.

Anna i Tom właściwie są samotni. Bliscy, pozostawieni w ojczyźnie, mocno mieszczańscy, o ugruntowanych, raczej konserwatywnych przekonaniach, nie akceptują ich przeprowadzki tak daleko od domu, ich wyborów („już sama praca zdalna miała w sobie coś podejrzanego, zbytnio przypominała popołudnia spędzane nad grami komputerowymi w okresie liceum”). Dla nich „ten pomysł był jak wybryk, Erasmus poniewczasie”. Lepiej rozumieją ich dawni znajomi, wyrażający sympatię – a może i zazdrość – lajkami pod zdjęciami. Para może i tęskni za swoim pierwszym domem, ale też widzi jego prowincjonalność, zaściankowość w zderzeniu z Berlinem – z ulgą konstatują, że oni, dawni reprezentanci tego świata, są już tak bardzo inni.

Do perfekcji to kameralna historia o tym, jak przystosowujemy swoje życie na użytek własny i innych (zgromadzonych tłumnie przed ekranami komputerów czy smartfonów). Wszystko zbudowane jest na kontraście między niełatwą, pełną wyzwań codziennością, a jej uładzonym odbiciem w social mediach. Bohaterowie we dwoje borykają się z rozlicznymi problemami, a jednocześnie pokazują inną wersję życia – będącą w gruncie rzeczy tanim oszustwem, udokumentowanym zdjęciami, które „poświadczały życie pełne swobody, przygód, pełne piękna i skupienia, usiane drobnymi niespodziankami”. Właściwie w tej powieści nie ma konkretnej, wyrazistej fabuły. Ot, Tom i Anna próbują sobie poukładać codzienność w Berlinie, poznają nowych emigracyjnych znajomych, zyskują nowe poczucie misji (okresowa pomoc uchodźcom), pracują, stają się odnaleźć coś nowego najpierw w Lizbonie, potem na Sycylii. W chwilach frustracji przeglądają profile dawnych znajomych z ojczyzny, aby utwierdzić się w przekonaniu, że ich wybory nie tylko były słuszne, ale i o wiele lepsze. Pozostający w niepewności w obliczu zmieniającego się świata, który zajmują ludzie nowi, lepiej wykształceni, przygotowani czy zaadaptowani, Tom i Anna ciągle potrzebują coś sobie udowadniać:

„Przez dłuższy czas kryzysy były czymś przejściowym. Nigdy nic nie zdołało podważyć przekonania o słuszności dokonanych wyborów, naruszyć przeświadczenia, że są w miejscu, które w pełni im odpowiada. Rozglądali się wokół i wszelkie wątpliwości się rozwiewały: obraną drogę utwierdzała obecność tych, którzy również ją przemierzali – wcześniej czy potem.”

Vincenzo Latronico opisuje swoich bohaterów bardzo ogólnie, za to z iście chirurgiczną pisarską precyzją. Decyduje się na formę mocno skondensowaną, nie pada tu ani jedna kwestia dialogowa, brak znaczącej indywidualizacji postaci. A jednak bohaterowie są prawdziwi, a w ich dylematach, drodze do dojrzałości (życiowej i związkowej) można nierzadko odnaleźć własne. Kapitalnie wypada na przykład porównanie czasów studenckich i pospiesznych jednogarnkowych dań z kilka lat późniejszą celebracją gotowania i jedzenia. Świetny jest też rozdział o nie całkiem udanym eksplorowaniu własnej seksualności, podszyty ciągłym lękiem, że bohaterowie są niewystarczający, nie dość nowocześni, nie dość modni. Ta pogoń za byciem na topie, bycia lepszym od innych, zdaje się mówić włoski pisarz, zwyczajnie nie ma końca.

Do perfekcji Latronico uderza swoją prawdziwością. To powieść boleśnie aktualna i obnażająca nasze ludzkie słabości w czasach, kiedy pokazujemy swoje życie na profilach facebookowych czy instagramowych. Poza kadrem ta rzeczywistość wygląda zgoła odmiennie. Ta historia jest niewygodna, a przy tym bardzo błyskotliwa przez nietuzinkową formę. Każde słowo zdaje się tu na miejscu, każda cierpka obserwacja wzbudza do refleksji. Nie przegapcie tej powieści – to naprawdę wielka literatura!

Źródło cytatów: Vincenzo Latronico, Do perfekcji, tłum. Katarzyna Skórska, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2025.

2 Replies to “Lektura na weekend – Spoza kadru”

  1. Pisarczyk Amator says: Odpowiedz

    No tym razem Mistrzu zapodał coś ciekawego. Opis wygląda zachęcająco. Trochę się obawiam pitolenia o tym jak to kariera w korporacji zabiera ludziom życie (nie zgadzam się z taka opinią wcale – jeśli dałeś sobie zabrać życie to znaczy, że nie umiałeś żyć samodzielnie i zabrano by ci je tak czy siak, tyle że zamiast dobrze płacącej korpo mogłaby być to jakaś sekta), ale wizja porechotania z udawaczy na social mediach przeważa i raczej skołuje gdzieś tą książkę. „Nikt mnie nie lubi, nikt mnie nie kocha, społecznościowa katastrofa” (Patyczak lub jak wolisz Brudne Dzieci Sida).

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Nie, to nie tego typu książka – cieszę się, że udało mi się Ciebie zainteresować:)

Dodaj komentarz