Lektura na weekend – Lida (i jej mężczyźni)

Lida – bohaterka najnowszej powieści Zyty Rudzkiej „Tylko durnie żyją do końca” – funkcjonuje na własnych zasadach: z dala od miejskiego zgiełku, ale i schematów oraz ludzkich oczekiwań. Jak brzmi jej historia?

„Tylko durnie żyją do końca. Ale tak właśnie żyjemy. Mieszkam na odludziu, mam Ziuta, Rocha i dużo psów, na tym raj polega”.

Zyta Rudzka to jedna z najciekawszych współczesnych pisarek. W swojej prozie przedstawia najczęściej kobiece doświadczenie od niecodziennej perspektywy. Jej bohaterki są nietuzinkowe. Taka była Wera z nagrodzonej Literacką Nagrodą Nike powieści Ten się śmieje, kto ma zęby (pisałem o niej w „Lekturze na weekend”), fryzjerka, która wyruszyła w istną funeralną odyseję, aby znaleźć ukochanemu Dżokejowi odpowiednie buty do trumny. Wera funkcjonuje być może na marginesie społeczeństwa, ale na własnych zasadach – i tak zwycięża. Podobnie jest z jej literacką „siostrą” Lidą, bohaterka najnowszej powieści Rudzkiej: Tylko durnie żyją do końca.

„Mam dobre życie, szczodre jak świński cyc. Ale nie będę się opowiadać. Żadnego nura w przeszłość. Wspomnienia to nie moja konkurencja. Nie startuję w tym” – tak Lida zaczyna swoją opowieść. Jest bardzo atrakcyjna, cechuje ją wygląd Dolly Parton. Kiedyś marzyła o karierze sportowej, ale jej własne ciało spłatało jej figla (jak to dosadnie i w ohydnych słowach ujął trener: „z takimi cycami to na ulicę albo do rozrodu”. Teraz Lida zajmuje się „krzewieniem kultury fizycznej”, jest „nauczycielką z byłym powołaniem”. Brzmi mało optymistycznie?

Być może jej marzenia legły w gruzach, ale ona nie z tych, co dałyby się pokonać. Zbuntowała się, a może po prostu poszła własną drogą, nie oglądając się na nikogo. Jak to ujmuje już na początku powieści: „Pływam stylem wolnym. (…) Jestem swoją trenerką. Nikogo więcej mi nie trzeba. (…) Nikt mnie nie będzie tresował”. Wyniosła się z miasta. Z pomocą finansową ojca kupiła podupadające gospodarstwo na wsi, mieszczące się nieopodal lasu i rzeki. Nie zamieszkała tam sama, ale z dwoma mężczyznami: miejscowym hydraulikiem Ziutem i geodetą Rochem, a także z wieloma zwierzętami, często takimi, które ktoś inny porzucił (w tym nietypowym domu znajdzie się nawet miejsce dla miniaturowej świni). Lida, Ziut i Roch tworzą zgodne stadło: „Cała nasza trójka miała plan, żeby żyć bez planu, i ten plan w stu procentach wykonujemy” (nieco ironicznie można powiedzieć, że to wspólne realizowanie planu polega głównie na piciu pędzonego przez siebie bimbru: „Gustujemy nawadniać się w ciszy, tylko czasem słowo o szkło brzęknie”). Dopełnieniem tej rodziny jest Jagoda, córka Lidy (i obu ojców), ale ona realizuje się w mieście jako kobieta biznesu. Wątek tej nietypowej rodziny jest jednym z najciekawszych w książce:

„Ile razy chciałam jednego czy drugiego przegonić, za innymi gnać. Nic z tego nie wyszło. Nawet się dobrze nie rozpędziłam. Tu nie ma się za kim obejrzeć. Nikt mi się nie podoba, nawet na raz. Seks to nie przelewki.
Roch i Ziut uklepali się we mnie, przestali uwierać. Żaden mnie nie zawiódł. Tylko nie są tymi co kiedyś.
Śpimy w jednym łóżku, łączą nas różne stosunki. Musieliśmy się rozćwiczyć. Trójkąt ostry czy polarny każdy zmajstrować potrafi.
Dobrze nam w tym składzie, gramy do jednej bramki”.

Choć tak naprawdę zarówno Ziut, jak i Roch raczej bledną przy Lidzie (dotyczy to także Zygmunta, jej ojca, który od czasu do czasu przyjeżdża z miasta na wilegiaturę). No, ale takie są już bohaterki Rudzkiej – wypełniają sobą całą przestrzeń. To ona dominuje w tym związku. Układ jest odwrócony i naprawdę ciekawy („Roch i Ziut. To moje chłopy-Penelopy, zawsze na mnie czekają”).  

Zresztą tutaj rozmaitych nawiązań i inspiracji jest więcej. Tylko durnie żyją do końca to rodzaj współczesnej sielanki. Miejsce, które wybrała główna bohaterka jest swoistym rajem, gdzie można chodzić nago, bez skrępowania, uprawiać miłość, łamać zasady. Ojciec zarzuca Lidzie (wywodzącej się z miasta córce zamożnych prawników) chłopomanię, miłość do parobków i „wsiuchów”. Ja w tej powieści widzę także parodie historii w stylu Domu nad rozlewiskiem Małgorzaty Kalicińskiej – bohaterka jest szczęśliwa (a przynajmniej tak mówi), nie ma tu schematów i taniego romantyzowania. Kontrast między miastem a wsią cechuje ironia. Bardzo ważny w tej historii jest też kontakt z naturą. Rzeka jest siłą, w której Lida pływa codziennie, istnieje nie tylko jako sceneria, ale i odrębna bohaterka – która zabiera, zrównuje, ale też wymaga. Nie każdy wejdzie w jej nurt, nie każdy bezpiecznie dotrze na brzeg. Ale Lida pozostaje panią natury:

„Pływam w rzece, biegam po lesie. Jeżdżę na motorze, na ostro, slalomem między drzewami. Znam ten las lepiej niż siebie. Rzeka nie da się poznać. Gdzie nurt, gdzie nowa płycizna. Nigdy nie wiem, kiedy wir za goleń capnie, podtopi, na dno pociągnie”.

Narratorka mówi o sobie: „„Ja do zakazów się nie stosuję. Żadnych znaków na ziemi i niebie do siebie nie biorę”. Nie odnajduje się już w mieście, wśród tradycyjnie (i nudno) żyjących osób. Wyraźnie odstaje podczas pewnej uroczystości rodzinnej, ale chce funkcjonować po swojemu (stąd urządza coś w rodzaju happeningu). Nie przynależy do tradycyjnego świata – i dlatego jest taką ciekawą postacią.

A całość została napisana z pomysłem i – zaryzykuję stwierdzenie – możliwe, że wbrew oczekiwaniom czytelnika. Jest zdumiewająco afabularna. Można ją uznać za opowieść o Lidzie i jej mężczyznach (acz głównie o Lidzie). Wątek trójkąta i możliwe konsekwencje (choćby społeczne) nie pojawiają się, jakby wszyscy uznali taki stan rzeczy. Między Lidą, Ziutem a Rochem nie ma większych rozłamów. Całość to po prostu uchwycona w pewne umowne ramy opowieść. Ciekawa psychologicznie, wyrafinowana językowo. To literatura, która drażni, ale niesie ze sobą sporo intelektualnej satysfakcji. Nie daje się łatwo klasyfikować, nie idzie na kompromisy z czytelnikiem. Będziecie myśleć o tej historii jeszcze długo po odłożeniu książki.

Koniecznie poznajcie Lidę!

Źródło cytatów: Zyta Rudzka, Tylko durnie żyją do końca, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2025.

Dodaj komentarz