Gdy lektura za bardzo poruszy

Pamiętacie Balladynę z „Przyślę panu list i klucz” Marii Pruszkowskiej? Wybrała się do mamy do Zakopanego. Na podróż wybrała „Trędowatą” Heleny Mniszkówny. Zobaczcie, jak skończyła się ta wyprawa!

Dwunastoletnia Balladyna czyli Zofia, narratorka Przyślę panu list i klucz wybrała się w wakacyjną podróż, aby dołączyć do mamy w Zakopanem. Wzięła na podróż odpowiednio grubą lekturę – Trędowatą Heleny Mniszkówny, pożyczoną od lokatorki – Stefci. Świat powieści całkiem pochłonął Dynę – nie zwracała uwagi na uciążliwych  pasażerów ani piękne górskie widoki. Zbliżała się do końca lektury i [uwaga spoiler!] dotarło do niej, że ta historia miłosna nie skończy się dobrze – Stefcia umarła. Tę scenkę przeczytacie tutaj.

A jak dalej potoczyła się ta historia?

„Oparłam głowę o książkę i zalałam się tak rozpaczliwymi łzami, że całe towarzystwo odskoczyło od okna i rzuciło się do mnie usiłując się dowiedzieć, dlaczego płaczę. A przecież nie mogłam z nimi rozmawiać o tak subtelnych sprawach. Ukryłam więc głowę w czyjś płaszcz wiszący koło mnie i łkałam”.

Wreszcie dotarła do Zakopanego.

„Matka na widok mojej zapuchniętej z płaczu twarzy przeraziła się ogromnie i, jak to czynią wszystkie matki na świecie, chwyciła mnie w ramiona, toteż rozszlochałam się jeszcze bardziej. Ponieważ na żadne z jej przerażonych pytań nie mogłam odpowiedzieć, Matka wepchnęła mnie do bufetu stacyjnego. Naokoło nas rozstępowali się ludzie z bardzo współczującymi twarzami. W bufecie Matka kazała mi wypić trochę wody sodowej i zaczęła się dopytywać:
– Bój się Boga… – tak zaczynała zawsze, gdy była zdenerwowana. – Bój się Boga. Co się stało?
– Stefcia umarła – odpowiedziałam dzwoniąc zębami o szklankę.
Matka siadła ciężko na krześle. Bufetowa widząc mój stan, przerażenie Matki i słysząc nasz dialog, szybko podała Matce drugą szklankę wody. Matka ze zbielałą twarzą upiła dwa łyki i zaczęła pytać dalej.

– Jezus Maria! Czy chorowała?
– Tak! Na zapalenie mózgu.
– Kiedy umarła?
– W pociągu.
– Bój się Boga! To Stefcia z tobą jechała?
– Jechała i nie jechała – odpowiedziałam bo nie wiedziałam, jak inaczej odpowiedzieć.
– Dlaczego nic nie pisaliście, że Stefcia chora? Dlaczego będąc chora wyjechała do Zakopanego? Gdzie jest jej ciało? – zaczęła zadawać pytania jednym tchem.
Tu zdębiałam, bo zrozumiałam, że zaszło zasadnicze nieporozumienie i przerwałam dalszą litanię pytań.
– Mamuś! Ty mówisz o Stefci Wiszkównie, a ja o Stefci Rudeckiej. To Stefcia Rudecka umarła.
– Więc czego tak ryczysz? I co to za Stefcia Rudecka?
– Trędowata – szepnęłam dziwnie jakoś speszona. Matka dopiła resztę wody sodowej i nagle z ulgą roześmiała się na całe gardło i na cały bufet, co wywołało jeszcze większe zainteresowanie bufetowej i bliżej znajdujących się ludzi. Szybko zapłaciła i popychając mnie przed sobą powiedziała:
– Idź prędko. Już dosyć robiłyśmy z siebie idiotki”.

Zapraszam was do przeczytania Przyślę panu list i klucz. Więcej o tej powieści Marii Pruszkowskiej pisałem w lutowej „Lekturze na weekend”.

A chcecie nauczyć się pisać humorystyczne sceny? Zapraszamy na warsztaty Pasja Pisania II na zoomie. Najbliższa edycja rusza 29 października:

https://www.pasjapisania.pl/kurs-pasja-pisania-ii-2.html

Zapiszcie się już dziś!

Źródło cytatów: Maria Pruszkowska, Przyślę panu list i klucz, Wydawnictwo Morskie, Gdynia 1959.
Źródło grafiki: https://kultura.gazeta.pl/kultura/7,114438,26778461,nieznane-zdjecia-z-planu-kultowego-filmu-tredowata-nigdy.html

Dodaj komentarz