Lektura na weekend – Nieprzedawniona zemsta

Swoistym pulsem Grabina – wioski położonej w Górach Świętokrzyskich – jest trwająca od dziesięcioleci wojna między dwiema miejscowymi rodzinami: Kończaków i Cebrzynów. Tu zemsta jest nie grzechem, lecz obowiązkiem. Czy Stefanowi Cebrzynie i Jadwidze Kończakównie uda się przerwać rodową spiralę nienawiści?

Maciej Siembieda, znany dziennikarz, kilka lat temu sięgnął po pióro, aby stworzyć fikcję literacką. Dziś jest również uznanym autorem literatury kryminalnej. Jego cykl, którego bohaterem jest uczciwy, dociekliwy prokurator Jakub Kania, niebezzasadnie zdobył sobie wielką popularność. Ostatnim tomem jest Sobowtór – o którym pisałem w „Lekturze na weekend”, Wydawnictwo Agora niedawno wznowiło też jedną z wcześniejszych części cyklu – Miejsce i imię (moją recenzję przeczytacie tutaj). Gołoborze, najnowsza powieść Macieja Siembiedy, nie wpisuje się w ten cykl. Trudno ją też uznać za kryminał.

„A takie rzeczy niepomszczone, są jak demony, zabierające człowiekowi duszę i zżerające go od środka. Tak mówili najmądrzejsi starcy w Grabinie”.

Tytułowe gołoborze to rumowisko skalne (na zdjęciu powyżej widać takie z Gór Świętokrzyskich). Fragment stoku górskiego, w którym nie rośnie las, swego rodzaju kamienne pole. To taka przestrzeń, do której dostęp jest trudny – zarówno dla człowieka, jak i dla roślin. Górskie legendy umieszczają tam jedynie czarownice, diabły i demony. To miejsce niosące w sobie jakąś niepokojącą odwieczność i niezmienność. Idealna sceneria dla tej powieści.

Bo tak samo niezmienna i odwieczna jest nienawiść między dwoma rodami mieszkającymi w Grabinie w Górach Świętokrzyskich. Sięga naprawdę daleko, bo osiemnastego wieku. Wówczas poszło o kiełbasę ukradzioną podczas wesela z komory Kończaków przez chciwych Cebrzynów. Kiedy następnego dnia się rozmówiono, skończyło się to tragicznie – bitką rodową. Dwóch uczestników zginęło, kilkunastu zostało rannych. Klany poróżniły się na dobre. A opowieść snuta w Gołoborzu rozpoczyna się w powstaniu styczniowym w 1863 roku. Wtedy to jeden z Cebrzynów zdradza Rosjanom tożsamość pojmanego Tomasza Kończaka. Ten zostaje okrutnie okaleczony. Właściwie powinien umrzeć, ksiądz odprawia już ostatnie rytuały – ale wtedy do chaty Kończaków przychodzi Pężyrka, znachorka-wiedźma (najbardziej niesamowita postać w powieści), dokonuje aktu świętokradztwa i uzdrawia umierającego. Wkrótce Tomasz po części odzyska wzrok, a i, jak się okazuje, kalectwo nie odsunie go na margines życia. I nie pozbawi chęci zemsty na Cebrzynach. To jest prawo, które stoi ponad wszelkimi innymi prawami w Grabinie:

„Jeden na jednego. Taki obyczaj jest w Grabinie od wieków. Donieść do władz to hańba. Zaczaić się za stodołą i ukradkiem łeb roztrzaskać siekierą niehonorowo. Napaść w paru i zatłuc, wstyd przed ludźmi. Ale wyzwać na walkę w imię zemsty to święta rzecz. Dwaj ludzie, dwa noże, na śmierć i życie. To grabińskie prawo. Każdy uszanuje”.

Powstanie styczniowe dobiegnie końca, przyjdą kolejne dziejowe zawieruchy, a między Cebrzynami i Kończakami nadal będzie trwać nienawiść. W konflikt wejdą m.in. potomek Cebrzynów zwany Karasiem, będący kimś pomiędzy człowiekiem a gadem („Broniły go niepoczytalność i dziwna choroba skóry, przez którą wyglądał jak pokryty łuską. Nikt nie chciał się tym jaszczurczo-rybim paskudztwem zarazić”) i Zygmunt Kończak, partyzant, który wsławi się jako Mściciel. A co się stanie, kiedy dwoje ze zwaśnionych rodów – Stefan Cebrzyna i Jadwiga Kończak, córka Zygmunta – zapała do siebie szczerym, czystym uczuciem? Czy zdołają pokonać rodzinne uprzedzenia? Czy przerwą tę linię, którą wyznacza „wróżda, krwawa zemsta rodowo-plemienna, tocząca świętokrzyską wieś jak rak”?

Maciej Siembieda snuje tę historię z imponującym rozmachem. Akcja rozgrywa się od powstania styczniowego aż do upadku Peerelu. Na życie bohaterów mają wpływ oczywiście wydarzenia Wielkiej Historii, ale i tak motywem napędowym pozostaje zemsta. Zarówno Cebrzynowie, jak i Kończakowie – zdumiewająco zgodnie – wyznają jedną zasadę: „Rodzina to jest święta rzecz i tylko ona się liczy, rozumiesz? Nawet wbrew prawdzie czy sprawiedliwości zawsze trzeba stanąć za swoimi. Bo to twoja krew”. Co nie znaczy, że absolutnie wszyscy wierzą w konieczność zemsty. Autor Kukieł tworzy rozbudowaną fabułę, pełną zwrotów akcji, ale równie wiele miejsca poświęca psychologii postaci. Każdy z liczących się bohaterów ma nieco inne podejście do spraw – od Zygmunta Kończaka, inteligentnego, przebiegłego, ale oddanego ślepo wendecie („W Zygmuncie od czasu do czasu budził się demon zemsty, który potrafił go opętać bez reszty. [Zygmunt] był wtedy jak upiór. Głuchy na słowa, ślepy na wszystko wokół”), aż po Halinkę Kończak, tak dobrą, że szykowaną do klasztoru. Wiele z nich dźwiga brzemię, skazujące wręcz na samotność – jak w przypadku Andrzeja Kończaka („W pewnej chwili poczuł, że jest sam. Jak wyschnięty krzak rosnący przy drodze, który trzyma się korzeni resztkami sił, ale diabelski wiatr zaraz okaże się silniejszy. Wyrwie go i poniesie w pola na zatracenie”). Co ważne, Siembieda wbrew pozorom nie staje po żadnej ze stron – uczynki obu rodów bywają tak samo ohydne, moralnie dwuznaczne. Czasy się zmieniają, ale ludzie nie.

Co tu kryć – to znakomita powieść. Ma się wrażenie dbałości o każdy aspekt, co świadczy nie tylko o kapitalnym warsztacie, ale też ogromnym szacunku dla czytelnika. Fabuła jest przemyślana perfekcyjnie, konstrukcja pozostaje bez zarzutu, zwroty akcji zaskakują, całość do końca trzyma w napięciu. Nie ma tu tanich, ogranych chwytów. Klimat Gór Świętokrzyskich został dobrze oddany i wykorzystany („Na górze przechowywano drzazgi z krzyża Chrystusa i trwały modły mnichów, ale na dole rządził diabeł i jego demony”. Pojawiają się legendy, niezwykłe miejsca – niekiedy prawdziwe, niekiedy fikcyjne jak Czarcia Polanka). Całość przywodzi na myśl nie kryminał, a ponurą sagę rodzinną. Inaczej mówiąc, Maciej Siembieda z tego, co mogłoby być zwykłym kryminałem z wątkiem historycznym tworzy dzieło na miarę współczesnego dramatu antycznego albo wręcz tragedii Szekspira w dziewięciu aktach (choćby w wątku Stefana i Jadźki widać echa Romea i Julii). Jest w tym mnóstwo głębi. A to wszystko napisane w wyśmienitym stylu i poprzedzone rzetelnym researchem. Może zdziwić posłowie, które zdradza, do jakiego stopnia autor inspirował się prawdziwymi historiami. To, co moglibyśmy wziąć za wytwór wyobraźni, często wcale nim nie jest.

„- A tam w waszych stronach to honor chyba od życia ważniejszy, co?” – pyta jedna z epizodycznych bohaterek. Nie da się ukryć, że Grabin rządzi się własnymi prawami. Poznajcie koniecznie tę historię. To nie jest wyłącznie przyjemna lekturowa rozrywka. Maciej Siembieda w Gołoborzu po raz kolejny zaprasza czytelników na prawdziwą ucztę.

Źródło cytatów: Maciej Siembieda, Gołoborze, Znak Literanova, Kraków 2025.
Źródło grafiki: https://pl.wikipedia.org/wiki/Go%C5%82oborze

Dodaj komentarz