31 grudnia to najlepszy czas na robienie podsumowań. Warto prześledzić mijający rok pod kątem lektur. A jaki był twój czytelniczy rok 2018?
Nadszedł ostatni dzień starego roku, a więc chciałem się z wami podzielić wrażeniami z przeczytanych lektur. Łączy nas przecież literatura.
Ten rok czytelniczo okazał się dla mnie pomyślny. Przeczytałem 205 książek, z tego blisko 40 ponownie. Mnóstwo było odkryć – niekiedy najzupełniej przypadkowych – mnóstwo emocji, łez ze śmiechu lub wzruszenia. Wiem, że do wielu z tych wrócę.
Wybór był trudny, ale moją rewelacją roku okazała się powieść Pierwotni Elizy Orzeszkowej. To taka pozycja, o którą nie podejrzewalibyście autorki, jeśli znacie ją tylko z Nad Niemnem, Tadeusza i opowiadań z powstaniem styczniowym w tle. Sama Orzeszkowa uznawała ją za najśmielszą i najostrzejszą ze swoich książek. Główne bohaterki to powracające do Polski po długich wojażach Izabella z Jagdyszów Odropolska, jeszcze atrakcyjna wdowa, i jej córka Adolfina. Pobyt w ojczyźnie wiąże się z zawieraniem nowych znajomości i nieoczekiwanymi problemami. Pierwotni to przede wszystkim powieść o (nienaruszalnych) hierarchiach społecznych. Orzeszkowa – jak dawniej Jane Austen – pokazuje dżunglę konwenansów, w których silniejsi zjadają słabszych, a sami są zjadani przez jeszcze silniejszych. Pogarda dla ludzi niżej urodzonych czy niewystarczająco majętnych oczywiście osłodzona jest tu uśmiechami, dobrymi manierami. To zdumiewająco dobra książka.
Rewelacją roku w kategorii „literatura faktu” została w moim zestawieniu Historia przemocy Eduarda Louisa. Nie jest to reportaż, ale powieść osnuta na autentycznych wydarzeniu z życia autora. Fabuła jest tu szczątkowa. Ēdouard wraca do domu po wigilijnym wieczorze spędzonym u przyjaciół. Nagle zaczepia go młody, przystojny Kabyl, który przedstawia się jako Reda. Nie kryje swego zainteresowania. Pomimo pewnych oporów Ēdouard zaprasza go do siebie – on i Reda spędzają razem upojny czas. Nieoczekiwanie dochodzi do konfliktu i Reda atakuje Ēdouarda, Powieść stanowi przerażające studium próby poradzenia sobie z traumą.
Moje odkrycie roku okazało się dość nieoczekiwane – bo po Kroniki marsjańskie Raya Bradbury’ego sięgnąłem zaledwie parę dni temu. Jakże się zaskoczyłem i zachwyciłem! Kosmos jest tu tylko pretekstem do ukazania destrukcyjnego procesu kolonizacji i funkcjonowania Ameryki u początku lat 50. I dziś zachwycają te opowiadania, poruszają głębią, przesłaniem, ale także pomysłowością z czysto literackiego punktu widzenia.
Chciałbym wyróżnić jeszcze jedną książkę spośród przeczytanych w tym roku – Samotnię Charlesa Dickensa. Było to moje tegoroczne wyzwanie czytelnicze. Tymczasem ta ogromna powieść tak mnie pochłonęła, że w sprzyjających okolicznościach dokończyłem ją w bardzo krótkim czasie. Bardzo cenię dziewiętnastowieczną klasykę, a Dickensa uważam za jednego z ojców nowoczesnej powieści. Samotnia także mnie zachwyciła – pięknym językiem, zawikłaną fabułą, prekursorskimi motywami, a nade wszystko – wspaniałą galerią postaci. Warto poświęcić tej pozycji czas.
Jeśli chodzi o tegoroczną książkę-przyjaciela, kot Bob zdeklasował konkurencję. Trylogia Jamesa Bowena kilka razy gościła już na blogu. Nie jest to wielka literatura, ale za to literatura dająca dużo ciepła, krzepiąca. Zwierzęta łagodzą obyczaje!
A jak tobie udał się ten rok pod względem czytelniczym? Przedstawisz mi swoich nowych książkowych przyjaciół, podzielisz się tegorocznymi odkryciami i zachwytami?
I na koniec życzę wszystkim, aby 2019 rok przyniósł nowe niezapomniane książkowe znajomości!
Źródło grafiki: https://www.goodreads.com/book/show/23848554-a-gift-from-bob i https://www.imdb.com/title/tt0442632/mediaviewer/rm4050846208 i https://pl.wikipedia.org/wiki/Eliza_Orzeszkowa
Z pewnych względów ufundowałem sobie ostatnio cykl sercowo-naczyniowy i poza powtórnie skonsumowaną „Love story” pośród „Uwikłanych” i tym podobnych „Grejów” wyróżniła się dla mnie Jojo Moyes, więc idę w ciąg. Muszę też powiedzieć, że nadgryziona, potem długo odkładana i w końcu niedawno dojedzona „Księga Ryb Williama Goulda” Flannagana okazała się doprawdy czarująca i poszła w żyłę lepiej niźli jego „Klaśnięcie jednej dłoni”. Ze wszystkich jednak książek osiemnastego roku bezbłędnie skołowała mnie „Teraz – fizyka czasu” Mullera. Co tam się w niej nie dzieje! Tego żaden pisarz by nie wymyślił. A fizyka, potrafi. Jak ktoś chce się narąbać bez rozstroju żołądka, polecam. Poza tym, to świetna odtrutka na otaczającą nas, infantylnie konstruowaną fikcję.
Co by tu jeszcze? Acha, wszystkiego naj w dwadziewiętnastym. A dla Michała 206+
205 książek, niezły wynik.
W tym roku, jak i w poprzednich, czytałam prawie wyłącznie poradniki.
Polecam „Morderstwa i woń migdałów”, bardzo dobrze napisany zbiór opowiadań i przy okazji poradnik pisania kryminałów.
205 przeczytanych w roku książek to wynik prawdziwego ich miłośnika. Tak sądzę i gratuluję. Wydawało mi się, że takie wyniki osiągałem w dzieciństwie, bo co drugi dzień wypożyczałem w bibliotece dwie książki, ale pod koniec podstawówki moje czytelnictwo zmalało, bo przekopywałem się przez stare czasopisma i zacząłem oszczędzać wzrok. Tak, że teraz jak podsumowałem swoje czytelnictwo na LubimyCzytać to wyszło więcej niż skromnie.
W tym roku największe wrażenie wywarła na mnie autobiograficzna powieść, a właściwie reportaż „My, superimigranci” Emilii Smechowski. Dziewczyna jako pięciolatka została przeniesiona z Wejherowa do Berlina i wychowana w nadgorliwie imigrancki sposób całkowicie zniemczający. A jednak po latach odezwały się w niej polskie sentymenty. Dlatego napisała tę właśnie książkę, co prawda najpierw po niemiecku. Książka spotkała się z dużym oddźwiękiem w Niemczech, również ze względu na aktualną tematykę jak traktować imigrantów. Dla mnie książka podwójnie ciekawa, bo mieliśmy w rodzinie przypadki podobnych imigrantów.
Cóż, nie jestem w stanie wejść w konkurencję ilościową… niemniej gratuluję czytelniczego dorobku Michale! Z moich zachwytów – to chyba bym wybrała Orhana Pamuka z unoszącym mnie lekko ponad gruntem „Nowym życiem”. Bardzo cenne przeżycie literackie, wyzwanie dla czytelnika i jednocześnie ogromny materiał do przemyśleń. Nie pozostawia w obojętności, sięga głęboko do trzewi. Na drugim miejscu coś z zupełnie innego rodzaju – „Mądrość i cuda świata roślin” Jane Goodall. Z tej strony słynna przyjaciółka szympansów nie jest znana, a jednak trzeba chylić czoła przed pracą, którą włożyła w przygotowanie tego opracowania. Grube tomiszcze,a ledwo zarysowuje w niezwykle szerokim ujęciu rolę i samą istotę udziału roślin w świecie. Fascynująca opowieść, nie literacko, tylko poznawczo. Wydawało mi się zawsze, że jestem ekologicznie wyedukowana i świadomie uczestniczę w życiu universum. Ta książka pokazuje jednak, jak niewiele wiem. No i jest jeszcze trzecia strona medalu: mój powrót do klasyki odświeżający, z niemałym udziałem Twojej inspiracji, Michale, dorobek literatury dziewiętnastowiecznej. A zatem Flaubert, „Pani Bovary” i Mann, „Czarodziejska góra”. Warsztat, warsztat, warsztat. Noc dodać nic ująć.
Na 2019 – życzę wszystkim czytelniczych zachwytów i odkryć, a Tobie Michale – może nie koniecznie więcej literatury, bo to już bardzo dużo, ale może choć jeszcze… mocniej? Głębiej? 😉
„Mądrość i cuda świata roślin” Jane Goodall przeczytalam juz jakis czas temu. O tak. takze polecam. Chyle czola az to ziemi przed Jane Goodall.
76 ksiazek. Mialam cel przeczytac wszystkie ksiazki Karin Slaughter i to mi sie udalo.
Odkryciem roku dla mnie byla „Patria” Fernanda Aramburu i „Madrosc Wilka” Elli Radinger.
Takze ostatnia czesc „Labiryntu zaginionych ksiazek” Zafona bardzo mi sie podobala. Planuej w tym roku jeszcze raz wszystki czesci przeczytac.
Przeczytalam na nowo thrillery z owcami w roli glownej Leonnie Swan i to bylo po prostu przepyszne czytanie 🙂
Wyslalo mi sie jako anonim niestety 🙂
205 książek w rok to dla mnie niewyobrażalna liczba 😀 Gratuluję i trochę też zazdroszczę 😉
Ale nie ma tego złego – choć w tym roku moja czytelnicza lista jest dość skromna, to po raz pierwszy więcej godzin spędziłam pisząc, niż czytając – zatem na duży plus 😉
Odkryciem roku był Jakub Małecki, którego psychofanką ogłaszam się publicznie. Mam wrażenie, że jego książki otworzyły mi w głowie jakieś klapki, przez które zaczęły sączyć się emocje.
Najgrubszą książką było „Małe Życie” – do którego wielokrotnie mnie namawiałeś – i nie żałuję. Morze wylanych łez, zdania czytane przeze mnie na głos w kółko i w kółko, aż byłam w stanie powtarzać je z pamięci (piękny sposób umilania sobie jazdy tramwajem lub stania w kolejce);
Zachwyciłam się też Johnem Irvingiem, a jego „Świat według Garpa” stał się moją osobistą biblią.
Książek nie było dużo, ale po raz pierwszy od dawna były wybierane bardzo świadomie, dogłębnie analizowane i niemal każda z nich zostawiła we mnie trwały ślad. I to jest chyba najlepsze 🙂
Życzę Wam wszystkim dużo literek w nowym roku – tych przeczytanych, ale przede wszystkim: wystukanych! 😀
O Emef, trafiłaś w samo sedno: mając świadomość ile czasu jesteśmy w stanie poświęcić na czytanie – ja dobieram również niesamowicie uważnie moje lektury. Z każdym rokiem uważniej…
Moimi tegorocznymi odkryciami są trzy książki.
,,Dawid Copperfield” Charlesa Dickensa. Niesamowita historia, która z moich oczu, wycisnęła niejedną łzę. Piękna opowieść obyczajowa. Wiele źródeł podaje, że autor zawarł w tej książce wiele wątków autobiograficznych. Zdecydowanie numer jeden w roku 2018.
Wyróżniam ,,Żonę” Meg Wolitzer, za pięknie napisaną opowieść o poświęceniu i jego konsekwencjach.
Ostatnio dane mi było przypomnieć sobie twórczość Krystyny Siesickiej i przeczytać, dotąd nieznaną mi, książkę ,,- ? … – zapytał czas”. Piękna, ciepła historia o trzech Juliach, które w nowym domu, pełnym tajemnic, odkrywają siłę miłości.
205! Michale, chylę czoła! Sama nie zdołałabym tylu książek po pierwsze przeczytać, po drugie mentalnie skonsumować. Jestem powolna jak Enty 🙂
W poprzedni rok weszłam z Gaimanem na uszach. Jego „Amerykańscy bogowie” mnie zachwycili i weszłam to dobre słowo. Większość książek czytam, chodząc i miejsca moich spacerów zrastają mi się ze słowami i niesionymi przez nie obrazami. Zupełnie jakbym idąc, przenosiła treść w grunt ścieżki, a dalej sokami w korony drzew. Czasem mam wrażenie, że do dziś słyszę w ich szumie te już przeczytane opowieści.
Rok kończyłam niezwykłą „Granicą zapomnienia” Lebiediewa – książką napisaną tak pięknym językiem, że momentami nie sposób przejść dalej. Rzadko wracam do książek, ale do tej z pewnością wrócę, bo esencję tych zdań można zaparzać na różne sposoby i za każdym razem odnajdować inne smaki. Nieprawdopodobne połączenie piękna i głębokiego, a przy tym bezkresnego jak Rosja smutku.
Myślę, że obie książki stanowią dobrą klamrę dla tego roku. A pomiędzy było wiele innych fascynacji, przy czym sporo książek wybrałam, poszukując własnego sposobu na narrację. Z tego powodu sięgnęłam po „Inne pieśni” i „Xawrasa Wyżyna” Dukaja – chylę czoło przed wyobraźnią i inteligencją tego pisarza. A kończenie pełnego narodowych wątków Xawrasa w Dzień Niepodległości było jednym z bardziej surrealistycznych doświadczeń w moim życiu. „Labiryntem duchów” wróciłam do dawnej fascynacji Zafonem. Nie wyszło może aż tak magicznie jak za pierwszym razem, ale i tak warto było. „Rdzą” Małeckiego doświadczyłam niemal japońskiej powściągliwości słowa. A gdy uznałam, że czas wprowadzić więcej humoru do własnego pisania, chwyciłam się za Pratchetta. Tyle u niego zbędnej atrybucji i przysłówków, a uśmiałam się setnie 🙂 Ważny okazał się dla mnie też „Krabat” Preusslera. Uwielbiam baśni, a zwłaszcza te zrodzone z pierwotnej mądrości ludowej. A jako że ze wszystkich moich miłości największą jest Matka Natura, z ogromną przyjemnością przeczytałam „Prywatne życie łąki” Lewis-Stempela.
Podobnie jak EMEF mogę napisać, że książek nie było dużo, ale świadomość przy ich czytaniu większa i przyjemność w związku z tym też 🙂
Życzę Wam wszystkim nowych odkryć i fascynacji, a nade wszystko nieustającej pasji pisania!
” bo esencję tych zdań można zaparzać na różne sposoby i za każdym razem odnajdować inne smaki. ” To jest piekne! I jakie prawdziwe. 🙂
Dzięki, Amanda! 🙂
Dziękuję, że podzieliliście się ze mną swoimi zachwytami czytelniczymi:)
Gratuluję Michale pokaźnej liczby (pewnie jak co roku). Mnie jest baaaardzo daleko do przeczytania nawet jednej czwartej, ale parę książek na koncie swoim mam z zeszłego roku. Pewna pani poleciła mi sagę bałkańską, Agnieszki Walczak – Chojeckiej („Nie czas na miłość”, „Nie czas na zapomnienie”, „Nie czas na pożegnanie”). Sama powieść jak można się domyślić jest historią miłosną, ale na tle wydarzeń wojennych w byłej Jugosławii. Tak się składa, że byłam już nastolatką, kiedy ta wojna wybuchła, ale wielu faktów już nie pamiętałam i głupio się przyznać, ale nie znałam. Teraz ta lektura co nie co odświeżyła i idąc po tropie autorki zajrzałam do pozycji, które wymieniła jako książki ważne dla oddania realizmu historycznego. Sięgnęłam więc po „Dzienni Zlaty” Zlaty Filipović oraz „Jeszcze żyję” Joanny Tlałki- Stovrag. Są to historie ukazujące całe zło wojny widziane oczami dziecka i dorosłych i przyznam szczerze, że po tej lekturze doceniłam fakt życia w pokoju. Że mam prąd, wodę, gaz, żywność, ciepło, jadę gdzie chcę i kiedy chcę.
Lubię czytać fikcję wysokich i nawet tych niższych lotów, ale czasem przydaje się „kubeł zimnej wody” i chwila na refleksje z dobrym reportażem.
W tym roku będzie ich wiele, ponieważ już wzbogaciłam swoją biblioteczkę właśnie a takie książki.
Gratuluję Michał 🙂
Tyle książek w rok 😉 Szacun 🙂 🙂
Ja przed końcem roku zachwyciłem się „Wieżą Koronną” Michaela J. Sullivna. Naprawdę dobra dawka fantasy. I czuję, że zgłębię ten cykl bo o ostatnio zaczęło mi brakować dobrego fantasy. A tu proszę koniec roku i takie odkrycie 😉