Mela nie miała łatwego startu, a jednak zdawać by się mogło, że wyszła na prostą. Ma ciekawą, choć wymagającą pracę, oddanego męża, dwoje dorastających dzieci. W ten poukładany świat wkracza jej matka, która po dwudziestu latach wychodzi z więzienia…
Kilka dni temu premierę miała najnowsza powieść Danuty Awolusi, lubianej przez was nauczycielki Pasji Pisania. W Powrocie matki oddaje ona głos dwóm narratorkom – matce i córce. To dorosłe kobiety, połączone więzami krwi i wspólnymi wspomnieniami (niezbyt dobrymi), a jakby obce. Wanda Adasiak ostatnie dwadzieścia lat spędziła w najcięższym więzieniu dla kobiet w Polsce. Teraz wychodzi na wolność. Oczekuje, że córka, Mela się nią zaopiekuje – bo niby do kogo miałaby się zwrócić o pomoc? Mela kwituje to tyleż ironicznie, co i gorzko:
„Ludzie się nie zmieniają. Moja matka się nie zmienia. To miejsce przez dwadzieścia lat być może także nie zdołało jej zmienić. Wciąż pozostaje skupiona na własnych potrzebach. Typ królowej. Wychodzi z pierdla i wydaje się jej, że wszyscy będą o nią dbać. Wszyscy, czyli głównie ja”.
Rzecz w tym, że świat – nawet ten prywatny mikrokosmos córki – nie czeka na nią z otwartymi ramionami. Mela, menadżerka restauracji serwującej sushi, jest przepracowana. Co więcej, ona i Bronek przeżywają kryzys małżeński. Ich dorastające dzieci też mierzą się z problemami: Julka odkrywa swoją seksualność, a Gabryś doświadcza przemocy w szkole. Zasadniczy Bronek nie życzy sobie, aby dzieci spędzały wakacje z babcią-recydywistką. Zabiera Gabrysia i wyjeżdżają nad morze. Mela musi radzić sobie sama. Szybko przekonuje się, że Wanda, która na dwie dekady została odizolowana od społeczeństwa, nie potrafi się w nim odnaleźć, jest „niczym gość z przeszłości, który odbył podróż w czasie”. Nieporozumienia i żale narastają, tym bardziej, że matka i córka mają swoje tajemnice i nieprzepracowane sprawy. Wydaje się, że sytuacja jest patowa… czy na pewno?
Danuta Awolusi stopniowo odsłania historię tej rodziny. Przedstawia dwa wyraziste portrety zagubionych kobiet, które pogubiły się łączącej je relacji. To Mela była bardziej jak matka dla Wandy – już jako nastolatka troszczyła się o nią i prowadziła dom, musiała wykazać się rozsądkiem, przymykać oczy na pewne aspekty codzienności (wiedziała, że Wanda obraca się w środowisku przestępczym). Kiedy matka trafiła do więzienia, ledwie dorosła Mela była skazana na siebie i samotna. Nie znała poczucia bezpieczeństwa przy drugim człowieku. Jako blisko czterdziestoletnia kobieta, nauczona opiekowania się innymi, odsuwania własnych potrzeb, troszczy się o Bronka dźwigającego własne demony, o dzieci. Nawet pracowników restauracji traktuje jak członków rodziny. To dlatego opieka nad matką wydaje jej się czymś oczywistym („Nie widzę innej opcji, muszę o nią zadbać, bo system przeżuwał ją przez długie lata, wyzuł ze wszelkich umiejętności społecznych i wypluł jak kość. Zrobię wszystko, by jej pomóc. Bardzo mi na tym zależy. Tylko niech nie rozwala wszystkiego wokół siebie, w tym naszych relacji”). Choć starała się trzymać dystans, odkryła, że wciąż kocha matkę.
Wbrew pozorom Wanda jest nieoczywistą postacią. Łatwo byłoby ją zaetykietować jako recydywistkę i pozostawić na marginesie społeczeństwa. Tymczasem choć bywa nieprzyjemna i bezmyślna (co wynika z jej nieprzystosowania), stosunkowo łatwo obdarza się ją sympatią. Szybko można zrozumieć motywy jej postępowania. Wanda jako była więźniarka jest odrzucona i niepotrzebna:
„Mam na sobie wczorajsze ciuchy, bo innych nie mam. Gdy wychodzisz z ciupy, nikt nie daje pożegnalnej paczki z ubraniami, butami, kosmetykami. Nowe życie witasz z minimalnym pakietem. A im dłużej siedzisz, tym bardziej dziczejesz. Fajnie iść przed siebie, oddychać letnim powietrzem, nie robić kółek na spacerniaku, tylko maszerować w linii prostej – pytanie jednak, czy jest w tym jakiś cel? Za kratkami nie trzeba go mieć, bo wszystko ktoś robi za ciebie, podejmuje wszystkie decyzje. Można się do tego przyzwyczaić, niektórzy nawet to lubią”.
Wątek powrotu na łono społeczeństwa po sumiennym odbyciu kary ciekawi w powieści najbardziej. Wanda nienawidziła więzienia, ale czuła się w nim bezpiecznie. Na zewnątrz został pełen wyzwań świat. W retrospekcjach obserwujemy jak bohaterka, dopiero dorastająca, schodzi na złą drogę, bo nie widzi innej („Zawsze szłam na łatwiznę, bo byłam tak wkurwiona na świat. Każda, nawet najmniejsza rzecz, wymagała tak wiele wysiłku. Całe moje życie to wieczne wtaczanie się pod górę. Ile można się męczyć? Dlaczego inni mieli normalne domy, warunki do nauki, opiekę, a ja musiałam się tułać po domach zastępczych i spotykać mało fajnych ludzi? To pech czy karma?”) – lecz to jest droga jednokierunkowa. A piętno więźnia nosi się na zawsze („Wypuszczają człowieka jak jagnię z klatki w sam środek dzikiej puszczy. Nie wiesz, co masz ze sobą zrobić. Jak jest rodzina, to chociaż możesz liczyć na wsparcie. A potem się okazuje, że niekoniecznie, bo kto chce dźwigać na plecach ciężar recydywistki?”). Mela zaczyna dostrzegać, że matka niekoniecznie jest wszystkiemu winna:
„Państwo naprawdę nie potrafi zapewnić byłym skazanym żadnego wsparcia, zajęcia. Rodzina zostaje sama z problemem. Problemem nie jest mama sama w sobie, ale jej sytuacja. Okropne życie, jakie wiodła, i fatalne dzieciństwo. Żadnych bliskich, żadnych krewnych. Rodziny zastępcze, błąkanie się od domu do domu. Nastoletnia ciąża, której efektem jestem ja. A później nieudolna próba bycia matką. Całkowicie samodzielną czy w tym przypadku szalenie samotną. Ciekawi mnie, kto jej pomagał, gdy byłam noworodkiem. Jak poradziła sobie z całkowicie bezbronną, delikatną istotą? Nigdy jej o to nie pytałam, bo boję się odpowiedzi”.
Całość została napisana z wielkim wyczuciem. Portrety bohaterek są wiarygodne, ich problemy psychologiczne pogłębione i przekonujące, fabuła gruntownie przemyślana, informacje odpowiednio dawkowane. Widać też solidny research – co świadczy o szacunku zarówno do podjętego tematu, jak i czytelników. Pojawiają się ważne społecznie tematy – wypalenie zawodowe i jego konsekwencje, akceptacja osób LGBT, konieczna troska względem zwierząt, nieumiejętność poradzenia sobie z traumami. Niejednego czytelnika zaskoczą zwroty akcji. Ta historia wciąga, trudno się oderwać, rozstać się choćby na chwilę z tą rodziną. Czasem można się uśmiechnąć, czasem otrzeć łzę wzruszenia albo niezgody z policzka – bo Powrót matki to gorzka i bolesna książka. Jednak w tym tunelu beznadziei nieoczekiwanie pojawia się światełko, a całość nabiera wiele ciepła. Bliskość wciąż jest możliwa, uczucia nie wygasły. Jeszcze jest czas, aby się zrozumieć i pojednać („Rodzina rozsypała się jak koraliki. Trzeba je nawlec z powrotem na żyłkę. Przypomnieć sobie, że razem jest jednak zawsze najlepiej”), aby zacząć od nowa.
Polecam! To mądra literatura, bo zmuszająca do refleksji, stawiania sobie pytań. Jest zarazem boleśnie prawdziwa i krzepiąca. Sięgnijcie koniecznie! Nie zapomnicie tej historii.
A już niebawem będziecie mogli wygrać Powrót matki w kolejnym blogowym konkursie.
Źródło cytatów: Danuta Awolusi, Powrót matki, Wydawnictwo Fala, Warszawa 2024.