O pisarskim rygorze

Danielle Steel należy do najbardziej znanych autorek powieści obyczajowych na świecie. Jej książki sprzedają się w ogromnych nakładach. Możliwe, że część jej sukcesu leży w swoistym reżimie pisarskim, jakiemu się poddawała.

Jeśli nawet nie zna się książek Danielle Steel, przypuszczalnie dość łatwo można skojarzyć jej nazwisko z pisarskim światem. Debiutowała w 1973 roku powieścią Powrót do domu. Od tamtej pory wydała dziesiątki książek. Wiele z nich trafiło na listy bestsellerów i zostało zekranizowanych. Mówi się o nich jako o romansach, ale sama autorka nie znosi tej etykiety. Bardzo poważnie traktuje swoje pisanie. Jeden z jej znajomych wspomniał: „Jeżeli jakakolwiek rzecz miała dla niej rangę świętości, było to jej pisanie”.

Z biografii Cała prawda o Danielle Steel Vickie L. Bane i Lorentzo Beneta można się m.in. dowiedzieć, że Danielle Steel na początku literackiej kariery prowadziła warsztaty kreatywnego pisania. Oto jak wspomina ją jedna z uczestniczek zajęć:

„Uważam, że dobrze wychodziło jej tworzenie w klasie takiej atmosfery, w której bez skrępowania dzieliliśmy się swoimi przemyśleniami i napisanymi przez nas tekstami. Bardzo dużo czytaliśmy głośno. Ona omawiała techniki pisania i objaśniała je na przykładach, a potem zadawała nam coś do napisania. Tłumaczyła, iż ważne jest, abyśmy pisali codziennie i z własnego doświadczenia. Niekoniecznie miało to być coś oryginalnego, ale własnego i dlatego wartościowego”.

Autorzy tej biografii sporo piszą o sposobie pracy Danielle Steel. Bardzo ważny jest dla niej pisarski rygor:

„Danielle opowiadała o swoim wyczerpującym reżimie pisarskim w wielu wywiadach. Zawsze zaczynała od tego, że oczyszczała swój kalendarz ze wszystkich spotkań, nie pozwalając, by w skupieniu przeszkadzało jej cokolwiek poza rodziną i sprawami najpilniejszymi. »Jeśli pozwolisz, by cokolwiek zabierało ci czas, to tak właśnie się stanie. I nie ukończysz pisania«, powiedziała kiedyś grupie pisarzy na konferencji pisarzy w Santa Barbara. »Zrobienie sobie jednego wolnego dnia może mnie kosztować następne pięć dni łapania natchnienia. Wyjście na lunch może mnie kosztować stratę czasu od pięciu godzin do trzech dni, a ja nie sądzę, że jest tego warte. Dla własnego dobrego samopoczucia muszę ukończyć pracę, zanim zabiorę się do rozrywek«, »Siedzę przy maszynie i piszę, dopóki wszystko nie boli mnie do tego stopnia, że nie mogę wstać. Po dwunastu czy czternastu godzinach pracy człowiek czuje się tak, jakby za chwilę miał się złamać na pół. Wszystko przeszywa ból — ręce, oczy, ramiona, szyję, dłonie. Miewałam tak silne skurcze, że gdy siadałam do maszyny, nie mogłam poruszać rękami przez kilka godzin, lecz zwykle siedziałam tam dalej i zmagałam się z tym przez następne pięć, sześć godzin… Mdlałam przy próbach wstawania i zasypiałam z głową na maszynie, po czym następnego dnia budziłam się z śladami klawiszy na twarzy… Przypomina to trochę maraton albo wspinanie się na górę”.

„Maraton”, „wyprawa pod górę” – czy i dla was tym jest pisanie? Czy udaje wam się pisać codziennie?

Chcecie się zmierzyć z własną twórczością? Zapraszamy was na internetowe kursy pisarskie:

Już 30 maja rusza Kurs Inspiracje. Zostały ostatnie miejsca!

http://www.pasjapisania.pl/kurs-inspiracje.html

20 czerwca zapraszam na Pracę nad Tekstem i wspólną miesięczną przygodę pisarską:

http://www.pasjapisania.pl/kurs-praca-nad-tekstem.html

Z kolei 27 czerwca rozpoczyna się Internetowy Kurs Podstawowy prowadzony przez Barbarę Sęk.

Czekamy na was!

Źródło cytatów, Vickie L. Bane, Lorenzo Benet, Cała prawda o Danielle Steel, przeł. Monika Zmyślona, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 1995.
Źródło grafiki: http://www.daniellesteel.net i https://www.znak.com.pl/autor/Danielle-Steel

6 Replies to “O pisarskim rygorze”

  1. Ojej, dla mnie to chyba za duży rygor 😀 Podobnie mówi o swoim pisaniu Katarzyna Bonda. Wiele razy wspominała, że zdarza się jej nie wstawać od pisania przez nawet czternaście godzin. Wczoraj byłam na spotkaniu autorskim z Katarzyną Puzyńską i ona również przyznała się do takich maratonów, podczas których traci kontakt z rzeczywistością, pisze do oporu i zapomina nawet o jedzeniu i piciu.
    Trochę im zazdroszczę, że mają taką możliwość 😉

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Magda, ja też pamiętam takie maratony u siebie – w pewnym momencie człowiek się zupełnie odcina, przestaje istnieć w tej „naszej’ rzeczywistości.

      1. W takim razie Tobie też zazdroszczę :> Dla mnie maks to było sześć godzin pisania z kilkuminutowymi przerwami. Ale wszystko przede mną! 😀

        1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

          Tak, wszystko przed Tobą:)

  2. Wow! To się nazywa zawzięcie! Ostatnio taki maraton miałam, kiedy pisałam pracę dyplomową. Wzięłam w pracy urlop i pisałam po dwanaście godzin dziennie. Pamiętam, że też obudziłam się z twarzą przyklejoną do klawiatury komputera, a dłonie miałam tak zgrabiałe, że trudno było mi sięgnąć po kubek z herbatą.
    Wniosek: wszystko da się zrobić i wszystko zależy od nas. Ach! Gdyby praktyka była tak łatwa jak teoria:)
    Ale wracając do pisarstwa. Bez wątpienia kursy kreatywnego pisania są niesamowitą inspiracją do tworzenia i uczenia się.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Lucy, tak, z teorią zawsze jest łatwiej:) A życie ma własny scenariusz i nie trzyma się teorii!

Dodaj komentarz