Dziś 23 czerwca, a zatem obchodzimy Dzień Ojca. Z tej okazji chciałem wam przypomnieć trochę chyba zapomnianą książkę i zapomnianego bohatera literackiego – ojca Balladyny z powieści Marii Pruszkowskiej „Przyślę panu list i klucz”.
Czy znacie Przyślę panu list i klucz Marii Pruszkowskiej? To pełna ciepła opowieść o pewnej zaczytanej rodzinie. Akcja rozgrywa się w dwudziestoleciu międzywojennym w Warszawie. Narratorką jest Dyna (zdrobnienie od Balladyny). Akceptuje ona życie wśród książek. A wszystko zawdzięcza Ojcu. Oto jak go przedstawia w pierwszym rozdziale „Ojciec i książki”:
„Istotą życia Ojca były książki. Ojciec czytał ciągle. Czytał przy jedzeniu, czytał w pociągu i w tramwaju, i na przystanku. Czytał po południu w fotelu, wieczorem w łóżku.
Najważniejsze obowiązki życiowe odwalał – można by powiedzieć – szybko, uczciwie i precyzyjnie, ale nie wkładając w nie serca ani zapału. Odwalał je też cierpliwie, nigdy się nie buntując, ażeby kupić sobie prawo do zatracania się w książkach podczas godzin należących do niego.
Posiadaliśmy w naszym mieszkaniu dwie biblioteki. Pierwszą nazywaliśmy „Miesiąc Zatajony” według pięknej nazwy herbu pana Snitko z Pana Wołodyjowskiego. Była to dość obszerna szafka, kryjąca skarby swego wnętrza za przesłoniętym tkaniną szkłem. „Zatajone” tam były książki ukochane, książki, które czytało się po wiele razy i do których wracało się ciągle. Klucz od tej szafki chowaliśmy w zegarze, lecz dla najbliższej nawet rodziny i przyjaciół był niby zawsze zagubiony. Pod tym względem byliśmy obrzydliwie egoistyczni. Chętnego do pożyczania książek częstowaliśmy różnymi Zarzyckimi, Dellami i tym podobnymi głupstwami, które znajdowały się w bibliotece numer drugi, na półkach w przedpokoju. Tę drugą bibliotekę nazywaliśmy „Dary Księżycowe” od tytułu bardzo głupiej książki Farnola. Chętnie wypożyczaliśmy książki z tych półek, bo jeśli nawet jakieś Dary Księżycowe wywędrowały z naszego domu na wieczne nieoddanie, nikt się tym nie przejmował. Znajdowały się tam bowiem książki kupione bez przemyślenia lub przypadkowo, do których nikt nie miał zamiaru wracać i czytać ich powtórnie.
Ojciec uważał, że książki, której nie ma się zamiaru czytać powtórnie, nie warto czytać po raz pierwszy. Mądra ta zasada zupełnie nie przeszkadzała mu pochłaniać wszystkiego, co wpadło mu w rękę.
Ojciec nigdy nie czytał tylko jednej książki. Na ogół najmniej trzy na raz, a czasem cztery i pięć. Stworzył sobie własny system, z którego podśmiewałyśmy się w młodości, ale który z wiekiem przejęłyśmy. Na jego stoliku leżało zwykle kilka książek, które określał:
– To są książki w transie. – Książek tych nie wolno nam było ruszać. Dorwać się do nich mogłyśmy dopiero wtedy, gdy wyszły z transu, czyli gdy Ojciec już je przeczytał. Rozróżniałyśmy w tym stosie następujące działy według naszej klasyfikacji: jedna książka to była zwykle „piła”, czyli książka naukowa lub popularnonaukowa, drugą nazywałyśmy „kobyłą” – była to monografia lub powieść historyczna albo jakiś cięższy kaliber beletrystyczny, trzecią był zwykle jakiś Dar Księżycowy, czyli coś z zakresu bardzo lekkiej beletrystyki, czwartą jakiś Miesiąc Zatajony, czyli książka znana, kochana, którą co jakiś czas czyta się znów od początku.
Poza tym na stoliku przy książkach leżały stosy atlasów, ponieważ wraz z bohaterami Ojciec odbywał wszystkie podróże, częściowo w wyobraźni, częściowo palcem po mapie.
Co parę dni wyruszał Ojciec z teczką na żer. Odwiedzał wtedy dwie biblioteki związkowe i jedną wypożyczalnie prywatną, z których przynosił nowe naręcza. Miał też swoje meliny u różnych przyjaciół i znajomych, którym rewanżował się tylko Darami Księżycowymi.
Gdy trafił na jakiś rodzynek książkowy i pragnął go mieć w Miesiącu Zatajonym, kokietował Matkę i czarował, usiłując jej wytłumaczyć, że dla całej rodziny będzie korzystniej nabyć tę właśnie książkę, a bez maszynki do mięsa można się przecież obejść, bo któż o duszy wzniosłej zwraca uwagę na to, jakie zajada kotlety: bite czy mielone.
Ojciec oddawał Matce wszystkie zarobione pieniądze i był abnegatem życiowym. Twierdził za Chestertonem, że: „żeby dojść do majątku, trzeba być dość głupim, aby tego pragnąć”. Nie pragnął więc majątku i nieliczne okazje, jakie z pewnością zdarzały się w jego życiu, zbywał wzruszeniem ramion.
Nie wiem, czy to wszystko, co tu o Ojcu naszym napisałam, dobrze o nim świadczy, ale my z Aliną uważałyśmy, że jest nadzwyczajny i że nie ma na świecie drugiego takiego Ojca jak nasz”.
A jaka jest wasza ulubiona postać ojca? Oczywiście, nie musi to być mól książkowy!
Przy okazji – zachęcam was do odwiedzenia tej zaczytanej rodziny. Zapewniam, że to będzie bardzo przyjemna podróż!
A na zakończenie – jeszcze jeden sympatyczny cytat:
„Są książki, które się czyta.
Są książki, które się pochłania.
Są książki, które pochłaniają czytającego”
Źródło cytatów: Maria Pruszkowska, Przyślę panu list i klucz, Wydawnictwo Morskie, Gdynia 1962.
To jedna z moich ulubionych książek. Przypomniałeś mi, że już dawno jej sobie nie powtarzałam! A których jeszcze czytających ojców z literatury byś wymienił? Umówmy się, że nestor rodu Borejków jest już na tej liście- kto jeszcze?
Olimpia
Zastanawiam się, czy ojciec Marty z „Tabu” Kingi Dunin nie czytał dosyć dużo?:)
Piekny, wzruszajacy tekst. Chcialabym miec zaczytanego ojca, ktory znosi do domu pelno ksiazek.
A co do ukochanych pozycji literackich, toi ja nie potrafie pozbyc sie zadnej ksiazki. Zawsze cos mnie wstrzymuje, o to nietuzinkowy bohater, a to zabawna historia, poczucie humoru przebijajace z kart powiesci, albo obraz swiata odmalowany przez autora.
U mnie brak polskich liter, moj komputer znowu zapomnial jezyka polskiego.
Właśnie czytam i jestem zachwycona 😁 przypomina mi moją zaczytaną młodość.
Cieszę się bardzo:) Ta książka jest urocza!