Esther Greenwood, bohaterka „Szklanego klosza” Sylvii Plath, chciała napisać powieść. Nawet się za to zabrała, a jednak utknęła na pierwszym fragmencie. Dokończyliście ten fragment za nią. Jak wyszło?
Zakończył się już kolejny konkurs na blogu Pasji Pisania. Cieszymy się, że znów świetnie dopisaliście! Nadesłaliście mnóstwo wspaniałych prac, czyniąc nasz wybór bardzo trudnym. Pod koniec – jak zwykle – decydowały niuanse. Kto zwyciężył?
Szklany klosz Sylvii Plath otrzymują (w kolejności napływania prac): Kulawanoga, Kurkuma oraz Olo.
Ponadto zdecydowaliśmy się wyróżnić autorów kilku prac 15%-owym rabatem na wybrany kurs Pasji Pisania. Rabat otrzymują: JN, F, Anna (3057) oraz Sosna.
Wszystkie teksty konkursowe możecie znaleźć tutaj.
A oto zwycięskie prace:
Kulawanoga proponuje świetną żywą historię z zaskakującym epilogiem, dobrze wpisującym się w powieść Sylvii Plath:
„Elaine zastanawiała się, skąd w jej głowie pojawiło się porównanie kropli potu do leniwych insektów. Owady są przecież zazwyczaj szybkie, zwinne. Roje much, stada szerszeni, pochody mrówek. Ujrzała je wszystkie przed oczami i zadrżała na samą myśl, że właśnie mogą szykować na nią atak. Żółć koszuli na pewno je zwabi, pomyślała. Pożółkłe paznokcie palacza. Jej miodowe włosy. Złote myśli. Żółte papiery w starej komodzie na strychu. Śniadanie. Banan wkrajany do płatków pszenicznych. Żółć w wątrobie.
Na pewno już po nią idą.
Dreptają małymi, owadzimi nóżkami, podśpiewując pieśń o topazowym, zmasowanym ataku. Na nogach poczuła mrowienie. Coraz wyżej. Coraz więcej małych, niespokojnych nóżek. Na brzuchu i karku. Na zaciśniętych ze strachu powiekach.
Pozbyć się wszystkiego co żółte! – zakrzyczało coś w jej umyśle.
Zrzuciła koszulę matki.
Zamordowała słońce.
Miodowe włosy upadły na zielony trawnik, kiedy pożółkłe paznokcie Elaine szarpały je w szalonym tańcu. Upadła. Zwymiotowała bananem i pszenicą.
W ustach poczuła smak żółci. Leżała na plecach, czekając na śmierć. Była mistrzynią umierania. Była królową w gnieździe szerszeni. Matką, karmiącą złotymi sokami larwy przyszłych pokoleń. Kobiecością przyspawaną do rozpłodowego krzesła.
Nagle z oddali dobiegł ją ciepły, męski głos.
– Była pani dzielna, Elaine. – Młody mężczyzna w białym kitlu nachylił się nad nią i odpiął skórzane pasy.
Podniosła się z łóżka i pobiegła w stronę drzwi. Przed wyjściem obróciła głowę i spojrzała na miodowe włosy lekarza. Jego żółte zęby. Trzaśnięcie drzwiami poprzedziło głośny upadek metalowej tabliczki, na której drukowanymi literami widniał napis żółty jak paznokcie Elaine: TERAPIA ELEKTROWSTRZĄSOWA”.
Kurkuma snuje poruszającą opowieść o toksycznej relacji Elaine z dominującą, przełamującą konwenanse matką:
„Elaine rozejrzała się, jakby mogła dostrzec coś, co pomogłoby jej w napisaniu powieści, ale jej wzrok napotkał jedynie obdrapane ściany domu i garażu. Poczuła się klaustrofobicznie. Podciągnęła nogi na ławkę, oparła brodę o kolana i wtuliła policzek w materiał koszuli. Tej samej, którą niegdyś matka zabrała ze sobą do Pragi. Był środek nocy, gdy wpadła do pokoju Elaine:
– Pakuj się.
Pół godziny później siedziały w taksówce, którą przejechały z Tuluzy do Pragi, bo „nigdy nie były, a przecież mieszkał tam Hrabal!”.
Ukryła twarz w koszuli, wciągnęła głęboko powietrze. Nic. Ani śladu jej zapachu. Podobnie w całym domu – wszystko zostało uporządkowane, zdezynfekowane i wykrochmalone. Jakiś czas temu matka zadzwoniła do niej:
– Niezłe te twoje opowiadania, ale stać cię na więcej.
Tydzień później zniknęła. Nikt nie wiedział, co mogło się z nią stać.
Elaine też nie. Chociaż miała swoje podejrzenia.
Kiedyś, gdy chodziła do szkoły, matka pukała do jej pokoju:
– Chodź, musisz kogoś poznać. – Nawet nie zdążyła zdjąć ogromnego, męskiego płaszcza, w którego kieszeniach trzymała tytoń, bibułki, notatnik, eseje o Kancie lub powieść Céline.
– Mam lekcje. – Wiedziała, że pójdzie z matką, ale z tą wiedzą wiązało się coś jeszcze: z problemami w szkole będzie musiała radzić sobie sama.
– Lekcje? –Wahała się chwilę, jakby rozkładała to słowo na części, analizowała je. – Będąc pisarką, musisz skądś czerpać inspirację. A życie jest największą z nich. Chodź.
W salonie czekała pozornie przypadkowa zbieranina: nauczyciele, którzy przyjechali na gościnne wykłady, argentyński skrzypek, bezdomny nastolatek, zdradzony przez żonę profesor literatury, osierocony student-poeta…
To miały być jej lekcje”.
Bohaterki tekstu, którego autorem jest Olo, doświadczają odrzucenia i opuszczenia:
„Podjęła kolejną próbę przeczytania rozdziału podręcznika. Odpuściła. Mijały minuty, ciało obficie tłoczyło samorodny macerat, zaczyn jełczenia. Dać mu dzień, a w tym klimacie zmieni człowieka w smrodliwą kulę mięsa.
Od wiklinowego fotela na ganku dzieliło Elaine dwadzieścia stóp. Tam zasiądzie matka, kiedy odeśpi nocną zmianę, będzie godzinami gapić się na pokrytą rudym pyłem drogę, palić papierosy i popijać wodę z cytryną z wysokiej szklanki. Matka tam, ona tu, odrzucone od siebie na dystans nie większy, niż może odtoczyć się owoc od pnia drzewa.
Teraz matka jeszcze spała skąpana we własnym pocie. Elaine zaskoczyła ulga, którą przyniosła myśl, że to smród potu matki spowodował, że ojciec wyjechał na kilka dni do Lake Charles w interesach i nie pokazał się od sześciu lat. Wiedziała już coś niecoś o mężczyznach.
Wczoraj, na materacach w składziku przy hali sportowej, James zadarł jej spódnicę i opuścił spodnie. W geście współczucia dla maltretowanego palcami wiotkiego penisa, bladego jak kurczak z 7-Eleven, rozpięła bluzkę i uwolniła piersi. Miała co pokazać, największe cycki w klasie, sam tak powiedział. Nic z tego. Podciągnął portki i orzekł, że nie lubi dziewczyn, co pocą się jak prosię. Powinien wiedzieć, że zwierzęta się nie pocą, w przeciwieństwie do czarnych dziewczyn z Luizjany.
Trzasnęła otwierana moskitiera i wyszła matka mrużąc oczy. Kiwnęła głową w stronę Elaine, skontrolowała horyzont i ciężkim zadem zapadła w skrzypiący fotel. Kilka razy pstryknęła zapalniczką, wypuściła kłąb dymu i zawiesiła na nim wzrok.
Elaine podniosła się z trawy i poszła na ganek. Usiadła obok matki. Ta przesunęła w jej stronę paczkę papierosów.
Teraz obie czekały aż coś się wydarzy”.
Dziękujemy wam za udział w konkursie. Serdecznie gratulujemy laureatom, osobom wyróżnionym i wszystkim uczestnikom. Pamiętajcie, że samo podjęcie pisarskiego wyzwania to wasz sukces.
A już w kwietniu zaprosimy was do udziału w kolejnym pisarskim konkursie z atrakcyjnymi nagrodami! Ostrzcie pióra!
Źródło cytatów: https://blog.pasjapisania.pl/2019/03/10/a-pierwszym-zdaniu-konkurs/
Gratulacje:))
Świetne prace!
Gratki dla zwycięzców :DDD i wszystkich, którzy napisali.
Trzy wybrane są dobre!
Gratuluję!
Gratuluję! 🙂 Bardzo dobre prace!
Zwycięskie prace są niesamowicie dobre. Gratuluję serdecznie laureatom!
Monika, gratulacje!
Jakoś Sylvia Plath pasuje mi do Ciebie. 🙂
Martyna, dziękuję! Zdemaskowałaś mnie. 🙂 gratulacje dla wszystkich!
Gratuluję!!! Prace przeczytałam z wielką przyjemnością. Pomysły na nie były nietuzinkowe 🙂
Dołączam się do gratulacji dla zwycięzców. Serdecznie i solidarnie pozdrawiam autorów wszystkich prac.