Przekazywanie komuś swoich tekstów do oceny nigdy nie jest proste. Trzeba znaleźć w sobie wielką odwagę! A jednak – jeśli myślicie poważnie o swoim pisaniu – ten dzień musi nadejść. Dziś uznani pisarze musieli przejść tę próbę. A jak ta próba wyglądała w przypadku Szczepana Twardocha?
Szczepan Twardoch w tytułowym felietonie ze zbioru Jak nie zostałem poetą wspomina swoje licealne lata i ówczesne literackie ambicje:
„Pisywałem wtedy wiersze. Inspirowali mnie Jim Morrison oraz literatura fantasy, pisałem więc o ciemnych stronach rzeczywistości. Pisałem przede wszystkim z myślą o tym, że jako tajemniczy, mroczny poeta będę się bardziej podobał dziewczętom, z którymi się wtedy spotykałem, ale ciągle nie byłem gotów, aby te moje surowe utwory dziewczętom pokazać. Obawiałem się, czy docenią. Wstydziłem się też samego aktu wierszopisania i wolałbym raczej, by obnażono mnie przed całą szkołą zgromadzoną na sali gimnastycznej, niż by ktoś miał moją twórczość przeczytać. A jednak wydawały mi się już wtedy czymś ważnym i cennym, zaś naszą eteryczną profesor od polskiego uznałem za jedyną osobę na świecie, której mógłbym ich lekturę powierzyć. Zaufałem jej czystości, jej niepokalaniu. Wierzyłem słusznie, że ktoś taki jak ona nie przestraszy się wielkości tych utworów, nie odrzuci ich z zazdrości o mój talent; wierzyłem, że nie ma w niej zawiści, więc jej ocena mojej poezji będzie czysta i prawdziwa”.
Wreszcie się przełamał. Przygotował wiersze i przyniósł je nauczycielce (dziś uznaje to za najodważniejszy czyn w swoim życiu). Nazajutrz, niewyspany, niepewny, przeczekał wszystkie lekcje, aż w końcu polonistka przywołała go do siebie:
„Czułem, że jest między nami, między moją nauczycielką a mną, dziwna intymność, jakiś związek. Czytała przecież moje wiersze, to prawie jakby widziała mnie nagiego. Podniecała mnie ta intymność i przerażała jednocześnie.
– Czytałam twoje wiersze – powiedziała polonistka, zwracając mi plik zadrukowanych kartek. – Niektóre mi się podobają, inne nie, jednak nie czuję się na siłach, by je ocenić. Myślę, że powinieneś pójść na zebranie klubu poetyckiego przy domu kultury.
Tyle. Tylko tyle.
Jakże byłem rozczarowany!
Myślałem, że coś się między nami wydarzyło, że łączy nas wspomniana przedziwna intymność, że moja pierwsza czytelniczka zrozumie, kim jestem, i ujrzy mnie prawdziwego. Wyobrażałem sobie, jak mówi, że jestem wielkim młodym poetą, że moje wiersze są najwspanialszymi, jakie czytała, że mój talent jest nie z tej ziemi, a z innego świata, i że mam pisać, pisać, że nie zmieniłaby ani jednej litery, nie skreśliła ani jednego wersu. Że to wszystko, co napisałem, jest krystaliczne i doskonałe. Tymczasem zostałem odesłany”.
Jak przebiegła wizyta Szczepana Twardocha w domu kultury? Odsyłam was do Jak nie zostałem poetą – to książka niewątpliwie warta lektury!
Wiele zależy od tego, kto przeczyta wasze prace jako pierwszy. Pamiętajcie, że w Pasji Pisania nikogo nie odsyłamy, nie wymigujemy się od dogłębnych analiz waszych tekstów. Otrzymacie od nas rzetelną krytykę i dalsze wskazówki. Pokażcie nam swoje teksty podczas najbliższego Kursu Podstawowego, który ruszy już 6 listopada:
http://www.pasjapisania.pl/kurs-podstawowy-2.html
Czekamy na was, wasze powieści i opowiadania!
Źródło cytatów: Szczepan Twardoch, Jak nie zostałem poetą, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019.
Źródło grafiki: http://lubimyczytac.pl/autor/3472/szczepan-twardoch
Michał, na pewno sięgnę po tę książkę:) To na pewno bardzo pouczająca lektura:)
Jest bardzo „pisarska”:) Polecam:)