Lektura na weekend – Pisarka i pszczoły

„Nie piszę dlatego, że roi mi się, iż mam coś do powiedzenia. Piszę, bo jeśli tego nie robię, wszystko zdaje mi się jeszcze bardziej okropne”, wyznaje narratorka powieści Lily King „Kochankowie i pisarze”. Pisze wytrwale, na przekór rozmaitym barierom. Czy odniesie sukces?

1997 rok. Trzydziestojednoletnia Camila „Casey” Peabody, narratorka powieści Lily King Kochankowie i pisarze (na marginesie – nie wiem, czemu wydawca w ten sposób przetłumaczył oryginalny tytuł Writers&Lovers będący najwyraźniej aluzją do wspomnianej w tekście powieści Davida Herberta Lawrence’a Synowie i kochankowie) jest aspirującą pisarką. Poznajemy ją w trudnym momencie – po śmierci matki, zawodzie miłosnym i następnej przeprowadzce. Kiedyś Casey świetnie grała w golfa, zdobyła magisterium z pisania kreatywnego. Dziś wynajmuje mały zapleśniały pokój, pracuje jako kelnerka w podrzędnej restauracji, próbuje spłacić ogromny dług (tak zwaną „pożyczkę studencką”), a wreszcie walczy z wewnętrznymi demonami uosabianymi przez metaforyczne pszczoły. Ma jednak pewną broń, czy może raczej ucieczkę. Jest nią pisanie.

Casey zawsze miała ambicje pisarskie – i wytrwała w nich, podczas gdy większość jej pisarskich przyjaciół stopniowo odkładała pióra. Co więcej, w obecnej sytuacji pisanie powieści ma dla niej wymiar głęboko terapeutyczny – to historia mocno inspirowana pewnym rozdziałem z życia jej matki. W ten sposób Casey spotyka się z ukochaną osobą, którą nagle utraciła. Bohaterka wybrała własną drogę życiową bez względu na konsekwencje, ale czy na pewno bilans jej życia jest dodatni? Mieszka w wynajętej norze, nie ma z kim dzielić życia (i tylko odrzuca kolejne zaproszenia na śluby zdumiona, że jej znajome „chcą uczestniczyć w płytkim mizoginistycznym rytuale, który doprowadzi do nieszczęścia”), relacje rodzinne się rozluźniły. Ponadto Casey tonie w długach, wykonuje monotonną pracę, która nie pasuje do jej wykształcenia. Wreszcie – pracuje wytrwale (w powieści sporo jest podobnych pisarskich wtrętów w rodzaju: „Najtrudniejsze w pisaniu jest codzienne zabieranie się do niego, przedzieranie przez membranę. Potem z kolei trudne jest oderwanie się od pisania”), ale nie odnotowała większych sukcesów literackich, co otoczenie nierzadko jej wytyka, przykładowo od przyjaciela brata słyszy: „- Nie mogę się nadziwić, że roi ci się, iż masz coś do powiedzenia”. Dawna koleżanka wyraża swój sprzeciw jeszcze dosadniej:

„Czy nie powinnaś wreszcie wziąć się za siebie? Nie możesz oczekiwać, że wszyscy będą zawsze stosować wobec ciebie taryfę ulgową. Czas wydorośleć. Nie możesz żyć przez całe życie w swoich wymyślonych światach. Ludzie mają prawdziwe prace, w których zarabiają prawdziwe pieniądze”.

Jednak coś w życiu Casey się zmienia. Poznaje dwóch bardzo różnych mężczyzn, których łączy podobna (rzecz jasna, pisarska) droga życiowa. Obaj w pewien sposób ją fascynują. Niestety, zmiany nie zawsze zwiastują coś dobrego. Czy guz, który pojawił się w ciele jest groźny? Czy Casey powinna raczej żegnać się z życiem, niż układać je sobie na nowo? Nawet niewątpliwy sukces, jakim jest ostateczne ukończenie książki, nie przynosi takiego wyzwolenia, jak sądziła:

„Myślałam kiedyś, że gdy tylko wypuszczę powieść z rąk, pszczoły odlecą i będę mogła się odprężyć. Ale one są teraz jeszcze gorsze. Przez całą noc leżę w ciemności na futonie, podczas gdy one wiercą mi się pod skórą. Staram się uspakajać myślami o agentach czytających moją powieść, ale zaczynają ulegać zmianie uczucia z nią związane. Wkrótce na każdą myśl o niej pali mnie wstyd. Sześć lat i to ma być to, co mam do zaprezentowania? Próbuję utrzymać całość w głowie i nie mogę. Myślę o kilku pierwszych stronach i panika zakwita mi w piersiach, po czym roznosi się jak ogień na wszystkie kończyny”.

Kochankowie i pisarze to książka, która od początku wzbudzała we mnie bardzo mieszane uczucia. Po lekturze pierwszych stron miałem wrażenie, że oto czytam kolejną wersję przygód Bridget Jones, a nie takiej lektury oczekiwałem. Raziły mnie też wtręty fizjologiczne. Jednak im głębiej wchodziłem czytelniczo w tę historię, tym bardziej moje odczucia się zmieniały. Lily King kapitalnie kreśli portret młodej kobiety, która z jednej strony jest bardzo niepewna siebie i zagubiona (z powodu dojmującej żałoby, ale nie tylko), a z drugiej – ma odwagę, aby dążyć do realizacji własnych marzeń w świecie, w którym inni idą na społecznie akceptowane kompromisy. Oczywiście i ona się waha na tej drodze, podejmuje czasem złe decyzje. Ma sporo wątpliwości, a ból po nagłej stracie matki niczego nie ułatwia:

„Moja matka była prawdziwą osobą. Ja nie jestem. Miała swoje przekonania i podejmowała działania. Miała cel i wiarę. Pomagała innym. Ja nikomu nie pomagam. (…) Ja chcę tylko pisać beletrystykę. Drenuję system, wlokąc za sobą długi i marzenia. Chciałam zajmować się wyłącznie pisaniem”.

Bohaterka jest w tym swoim wahaniu bardzo prawdziwa. Brak przekonania dopada ją również na gruncie pisarskim – kto z nas nie miewał takich rozterek?:

„Reszta tygodnia jest kiepska. Pisanie idzie mi jak po grudzie. Każde zdanie zdaje się płaskie, każdy szczegół fałszywy. (…) Przewijam te dwieście sześć stron, które mam w komputerze i gromadzę nowe strony, które zebrały się w notesie od czasu Red Barn. Nie mogę znaleźć ani jednego fragmentu, ani jednego zdania, które są dobre. Nawet sceny, których kurczowo się chwytam, kiedy reszta zdaje się stracona (…) też jakoś zbladły. Wszystko wygląda jak długi strumień słów, który wylał się przez kogoś cierpiącego na chorobę związaną z urojeniami. Marnuję sobie życie. Marnuję sobie życie. To zdanie dudni jak bicie serca”.

Wbrew tym kochankom w tytule nie mamy tu do czynienia z romansem, a raczej ciekawą powieścią psychologiczną. Ważniejsi jednak są tytułowi pisarze – bo to cudownie pisarska książka. Są tu momenty pospiesznie opowiedziane, są mocne sceny i fragmenty wręcz liryczne (ach, ten przewijający się przez powieść motyw gęsi!). Bywa zabawnie, bywa dramatycznie, nadchodzi czas nadziei i czas załamań – niczym w kalejdoskopie. Casey się po prostu kibicuje – zwłaszcza kiedy obrało się podobną drogę. Mnóstwo tu spraw pisarskich, mnóstwo literatury, bohaterowie naprawdę nią żyją. Momentami miałem wrażenie, że wkroczyłem między dobrych znajomych.

Ogromnie wam polecam Kochanków i pisarzy Lily King. Mam poczucie, że znalazłem kolejną pisarską książkę-przyjaciółkę. Czy zostanie także waszą przyjaciółką? Może i wy ją pokochacie? Jak mówi Casey: „To szczególny rodzaj przyjemności i bliskości, gdy kocha się z kimś tę samą książkę”. Ma rację.

A jeśli i wy chcecie wkroczyć na pisarską ścieżkę, zapraszamy na nasze kursy pisarskie. Rozpocznijcie tę wspaniałą przygodę!

https://www.pasjapisania.pl/harmonogram-kursow.html

Czekamy na was!

Źródło cytatów: Lily King, Kochankowie i pisarze, tłum. Magdalena Koziej, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2021.

5 Replies to “Lektura na weekend – Pisarka i pszczoły”

  1. Koniecznie muszę przeczytać:)

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Tak, koniecznie:)

  2. Czytam i jestem zachwycona:)

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Cieszę się, Aniu:)

  3. Ależ mi się podoba ta książka! Polecam wszystkim piszącym i nie tylko. 😍

Dodaj komentarz