Rose Napolitano nigdy nie chciała mieć dzieci. Woli się skupić na karierze naukowej, na swoim małżeństwie, na sobie samej. Co się stanie, gdy jej mąż zmieni zdanie w kwestii powiększenia rodziny? Czy Rose ulegnie jego namowom, czy też zostanie przy swoim? I jakie konsekwencje będzie miała każda z tych decyzji?
Tytułowa bohaterka Wszystkich ścieżek Rose, powieści amerykańskiej pisarki Donny Freitas, ma jasno ustalone priorytety. Chce zająć się przede wszystkim karierą, skupić się na sobie i swoim mężu Luke’u. W jej życiu nie tylko nie ma miejsca na dzieci, sama Rose nie odczuwa potrzeby ich posiadania. Mało kto potrafi uszanować jej decyzję – jakby bezdzietne małżeństwo było z założenia gorszą wersją związku. Teściowie na nią naciskają, rodzice są rozczarowani, znajomi zdumieni. Rose skarży się:
„Za każdym razem, gdy mówię, że nie chcę mieć dzieci i że nie planujemy z Lukiem powiększać rodziny, ludzie dziwnie na mnie patrzą. A później wygłaszają protekcjonalne uwagi o tym, że prawdziwy cel w życiu odkryję dopiero wtedy, gdy zostanę matką. Zupełnie jakby każda kobieta tylko czekała na to, aż urodzi dziecko. Jakby nasze dojrzewanie było jednoznaczne z dojrzewaniem do macierzyństwa rozumianego jako ukryta genetyczna przypadłość ujawniająca się dopiero w określonym wieku, a wszystkie kobiety wcześniej czy później uświadamiały sobie, że je też to dotyczy”.
Rose i Luke’a poznajemy w trakcie kłótni, gdy on przypadkowo odkrywa, że jego żona nie zażywa witamin prenatalnych. A przecież obiecała! Tylko, że on również obiecał – w ich świecie nie miało pojawić się dziecko! Świadkami tej kłótni będziemy jeszcze kilkukrotnie. To dla tej pary – dotąd dobranej, oddanej sobie – moment przełomowy. Pora na decyzję. Czy Rose ustąpi? A może ustąpi Luke? Czy wypracują jakiś kompromis? Jeśli w ogóle może tu być mowa o kompromisach…
Donna Freitas prowadzi tę historię naprawdę pomysłowo i z wielkim wyczuciem. Widzimy, jak pod wpływem różnych decyzji zmienia się życie Rose i Luke’a. Nie ma tej jednej dobrej drogi. W jednej wersji to Luke odchodzi, zdając sobie sprawę, że ukochana kobieta nie da mu upragnionego dziecka (trudno się nie zastanawiać, na ile to realna potrzeba, a na ile bohater padł ofiarą zwyczajnej presji). Rose, kobieta porzucona, początkowo przeżywa kryzys, aby dojść do tego, że stało się lepiej. Postawiła na swoim, będzie trwać w zgodzie z samą sobą:
„Całe szczęście, że Luke odszedł. Całe szczęście, że już go nie ma. Całe szczęście, że ten człowiek, który próbował mnie zmusić do bycia kimś, kim nigdy nie pragnęłam się stać, zniknął z mojego życia, mojego mieszkania i mojego łóżka. Luke doszedł do wniosku, że nie jestem dla niego wystarczająco dobra. Ale może tak naprawdę to on nie był wystarczająco dobry dla mnie.”
W jednej z kolejnych wersji Rose ustępuje i niebawem zachodzi w ciążę, przychodzi na świat Addie (przynajmniej w niektórych wariantach tej historii), ale i to nie rozwiązuje problemów. Luke raz nie radzi sobie zupełnie jako ojciec (w rezultacie kryzys, który państwo Napolitano chcieli zażegnać, ciągnie się w najlepsze), raz, zakochany w córce, przestaje dostrzegać żonę. Z kolei Rose raz jest pełna nadziei, czekając na narodziny dziecka, obserwuje jak, nomen omen, rodzi się w niej miłość, a na innej ścieżce jest na siebie wściekła za własną uległość („Jak mogłam być taka głupia? Jak mogłam pozwolić sobie na coś takiego? Dlaczego się zgodziłam? Dlaczego nie walczyłam zacieklej o siebie, o to jedno, co na pewno wiem na swój temat? I tak znalazłam się w potrzasku”). W konsekwencji niejako sabotuje ów „projekt”. Nie chce pozwolić, aby przyszłe dziecko ją zmieniło. Staje się „Rose rebeliantką. Antymatką” i sukcesywnie niszczy to, co dotąd udało jej się zbudować. Tych tytułowych ścieżek jest jeszcze kilka, nierzadko zaskakujących. Rose na każdej z nich uczy się czegoś nowego – o macierzyństwie, o małżeństwie, o Luke’u, wreszcie o samej sobie.
Wszystkie ścieżki Rose to kapitalnie pomyślana powieść. Zdaje się, że nie ma tu nic przypadkowego. To niby kilka fabuł wysnutych z jednej przełomowej sceny, ale w konstrukcji panuje porządek, precyzja. Niektóre postaci towarzyszące głównym bohaterom – Thomas, Cheryl, a wreszcie Addie – pojawiają się w różnych okolicznościach, aby spełnić swoje role. Relacje Rose i Luke’a, Rose i Addie, również kształtują się odmiennie. Nietuzinkowa forma to jedno. Drugie – i ważniejsze – to wciąż aktualny temat. Dlaczego większość ludzi sądzi, że kobieta = matka? Chce się przyklasnąć Rose, gdy ta skarży się: „- I bardzo bym chciała, żeby świat wyglądał inaczej (…). Żeby ludzie uważali brak dzieci za coś równie naturalnego, jak macierzyństwo. Czasami czuję się przytłoczona tym, że muszę udawać kogoś, kim nie jestem”. Współczuje się jej, gdy – przerażona potencjalnym rozstaniem z mężczyzną, którego kocha, próbuje przekonać samą siebie: „Czy posiadanie dziecka naprawdę byłoby takie złe? Czy nie mogę po prostu zamknąć oczu i się do tego zmusić? Urodzić i spełnić marzenia swojego męża? Ocalić nasze małżeństwo? Może wszystko jakoś się ułoży. Może będzie wspaniale”. Oto ona – silna, asertywna kobieta, wybitna badaczka – porzuca swoje przekonania, prawdę, wedle której żyła. Jest do tego zmuszona. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to okrutne. Ile jest takich Rose? Kobiet, które świadomie rezygnują z macierzyństwa? Później nierzadko spotykają się z ostracyzmem społecznym, wmawia się im, że są gorsze, niepełne (czy ktoś jeszcze pamięta dość szybko obśmianą kampanię społeczną „Nie zdążyłam zostać mamą”?). Czasem nie mają sił, aby się bronić, presja staje się zbyt duża, zresztą niezależnie od dokonanego wyboru. Narratorka podsumowuje to gorzko: „Rose Napolitano – skazana na wieczne potępienie, niezależnie od tego, czy zostanie matką, czy nie”.
Donna Freitas walczy z powszechnym przekonaniem: „Dzieci to przecież element życia każdej kobiety! Wszystkie je w końcu mają. Oczywiście po tym, jak już wezmą ślub i zrobią karierę”, ale wbrew pozorom nie staje po żadnej ze stron. Nie ma tu z góry założonej tezy. Sposób ujęcia pozwala jej na spojrzenie na problem (niechcianego) macierzyństwa z szerszej perspektywy. Robi to uczciwie, z wiarygodnością psychologiczną, ale też niebanalnie pod względem czysto literackim.
Przyznam, że Wszystkie ścieżki Rose to jedno z moich największych zaskoczeń lekturowych tego roku. Spodziewałem się sprawnie napisanego obyczajowego czytadła, a dostałem kawał bardzo mocnej prozy psychologicznej. Dobrze, że ta powieść ukazała się w Polsce – żywo koresponduje z sytuacją, którą dziś określa się mianem „piekła kobiet”. Wydawnictwo Prószyński i S-ka nie pierwszy raz angażuje się poprzez publikowane książki w palące tematy debaty społecznej. To ważne. Dobra literatura ma w sobie wielką siłę.
Źródło cytatów: Donna Freitas, Wszystkie ścieżki Rose, tłum. Grażyna Woźniak, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2021.
Czyżby ta książka była pisana jako rozchodzące sie różne warianty podejmowanych przez bohaterów decyzji? Ciekawe jak to wygląda w druku i jak to się czyta?
Polecam:)