Pora rozstrzygnąć sierpniowy „anielski” konkurs Pasji Pisania. Przyszło sporo prac. Kto otrzymał książkę Doroty Wójcik „Bieg Anioła”?
Kolejny konkurs na blogu Pasji Pisania dobiegł końca. Jak zwykle dopisaliście. Zadaniem konkursowym było tym razem napisanie opowiadania z motywem anielskim. Mogliście wygrać powieść Bieg Anioła Doroty Wójcik, absolwentki kursów Pasji Pisania. To właśnie ona wybrała zwycięskie prace. Na zakończenie konkursu przekazała kilka słów konkursowiczom:
„Wszystkim uczestnikom dziękuję za udział w zabawie, i jestem pod wrażeniem waszego talentu, który jasno wskazuje, że ze słowem pisanym jest wam po drodze i z tej ścieżki nie powinniście zbaczać”.
A teraz pora ogłosić wyniki! Książkę Bieg Anioła otrzymują (w kolejności nadsyłania prac): Wojciech, Babownia i Cezary.
Wszystkie prace konkursowe możecie przeczytać tutaj.
A oto zwycięskie teksty:
Wojciech zaproponował przejmującą historię o pogrzebie:
„– No i patrz pan, panie Zenku jakie to wszystko popieprzone. Dziś znów przyszło zamówienie na mały dołek. Trzecie w tym miesiącu. Roboty się odechciewa. Coś panu powiem… Ja tam w Boga zbytnio nie wierzę, ale Bóg mi świadkiem, jak kiedyś stanę przed jego obliczem, to mu powiem prosto z mostu, że to po prostu trzeba Boga w sercu nie mieć, by takim małym istotom życie zabierać. Trzydzieści lat w tym fachu robię i różne rzeczy się wdziało, ale do dzieci nijak nie mogę się przyzwyczaić. Dobrze, że pan masz jutro zmianę, bo mnie zawsze w gardle ściska jak na to muszę patrzeć. Matek najbardziej szkoda. No, co pan powiesz, panie Zenku?
Ale pan Zenek nic nie odpowiedział. Zaciągnął się papierosem i pomyślał o tym, co wie, a czego mówić mu nie wolno. A nawet gdyby było wolno, to i tak by nikt nie zrozumiał. Jeszcze nie. Jutro stanie sobie jak zawsze, tu pod lipą i z daleka będzie obserwować kondukt żałobników. Oparty o łopatę, z beretem zasuniętym na czoło nie zwróci na siebie niczyjej uwagi. Będzie słuchać ciężkiego szurania butów o chodnik, westchnień, szlochów i ponurych myśli. Kiedy czarny tłum pochyli się nad mała trumienką, by po raz ostatni pożegnać dziecinę, zdejmie roboczy płaszcz, by wydobyć spod niego swoje skrzydła. Rozpostrze je na całą szerokość nakrywając płaczący tłum. Wtedy przez moment ludziom zda się, że chyba słońce wyszło spoza chmur, bo jakby cieplej się zrobiło. Koniuszkami skrzydeł obejmie matkę. Najpierw muśnie ją po policzkach przecierając łzy. Poprzez opary rozpaczy dotknie się do jej serca i rozpalając w nim iskierkę. „To nadzieja” – szepnie jej do ucha. „ Mimo wszystko żyj, mimo wszystko kochaj. Jestem przy tobie. Nie pozwolę ci upaść. Możesz się zawsze wesprzeć na moim skrzydle, gdy będziesz tego potrzebować”.”
Babownia przedstawia równie smutną i trochę magiczną opowieść:
„Nikt nie zbliżał się do miejsca, w którym stary mężczyzna rozłożył swoje skarby.
Nie było to dziwne, bo nie pachniał dobrze, a stos pudełek, który piętrzył się na straganie, był wyświechtany od ciągłego przekładania.
Stary człowiek wyglądał na zrezygnowanego. Nie patrzył na ludzi. Sprawiał wrażenie jak gdyby drzemał.
Blanka mijała go w każdy wtorek, gdy szła na targ po produkty dla syna.
Dawało jej to nadzieję, że dba o chłopaka bardziej. Że matczyną miłością zatrzyma postępującą chorobę.
Tego dnia poczuła, że nie ma wyboru. To było w żołądku. Jak ciepła włochata kulka. Przeczucie i nakaz.
Wolno podeszła do straganu.
Pudełka nie były tak zniszczone, jak wydawało się z oddali. Pokrywał je kurz, ale jak to możliwe? Przecież stary człowiek musiał zabierać je codziennie do domu, tam i z powrotem.
– Nie są ładne – głos człowieka był równie stary jak on sam, lecz kiedy Blanka zobaczyła jego jasne oczy, zrozumiała, że wiek nie miał znaczenia.
– Mogę? – delikatnie przeciągnęła opuszką wskazującego palca po pudełku, które z jakiegoś powodu wydawało się najwłaściwsze. To było dobre słowo – najwłaściwsze.
– Nawet powinnaś – uśmiech miał delikatny i pełen smutku – Masz mało czasu. Śpiesz się.
Zaczęła szukać portfela, ale stary człowiek machnął ręką.
– Idź. To jest za darmo. Dla syna. Już czas.
Gdyby potrafiła, pofrunęłaby, ale mogła tylko biec.
Kiedy wpadła do domu, Kajtek umierał. Tak mówiła linia życia na monitorze posapującej maszyny, która przeliczała jego życie na piksele.
Pudełko otworzyło się samo, a skrzydła wysunęły się z niego i delikatnie przylgnęły do Kajtka.
Był gotowy do drogi.
Zdążyła.
Na targu, stary człowiek spokojnie wsiadł do furgonetki z napisem „Anioły”. Mógł już wracać”.
Cezary przesłał tekst utrzymany w nieco innym tonie niż powyższe:
„Na północnym skraju lasku powinno być dobrze. Teren jest tam wyższy niż tu, będzie sucho, a gęste korony lip i buków dadzą ochronę przed deszczem. Pójdę dróżką przez polankę, postanawia, dwie godziny i będę na miejscu.
Ścieżka jest nierówna, wózek giba się na wykrotach. Jest zdezelowany, rozklekotany, po przejściach, zapewne w ciągu kilkudziesięciu lat woził dzieci w niejednej rodzinie. Koła ma duże, szprychowe, z pełnym ogumieniem, co ważne, bo nie złapią kapcia. A to kłopot, bo gdzie go naprawić? I za ile? Niska podłoga daje niski środek ciężkości, a to nie raz i nie dwa ratowało wózek przed wywrotką, kiedy wiózł nim stertę kartonów, szmat albo złomu. Kiedyś Danielak, ten ze skupu, strzyknął oliwiarką w piasty, to i skrzypieć przestał; trzeba tam znowu zajechać. W czasie swojej świetności miał ruchomą część podłogi, żeby bobaskowi, kiedy już się wyspał, wygodniej było patrzeć na świat. Teraz podłoga się nie podnosi, zresztą nie ma potrzeby, bo od lat nie jechał nim żaden dzieciak. Kiedyś – Okoń, ale tylko dlatego, że skręcił kostkę, a był drobny i lekki. Boczne ściany wózka były śliczno-niebieskie, ze zdobieniami w kształcie skrzydeł, których końce wystawały poza obrys tych ścianek. Dzisiaj po kolorze zostało wspomnienie, co prawda wyraźne, ale zdobienia trzymają się dzielnie.
W połowie drogi zbacza ze ścieżki w lewo. Niedaleko jest spory śmietnik, taki na sześć kontenerów. Warto tam zajrzeć. Ostatni połów to składany zydelek wędkarski. Może trafi się jakiś parasol, marzy, albo chociaż szeroki kapelusz. Niestety, mały wózek na zakupy stojący przed wejściem, rozwiewa te marzenia. Kormoran już tu jest, nie będzie dobrze, oj nie będzie.
– Te, Aniołek! – słyszy. – Fruwaj stąd!”
Serdecznie gratuluję zwycięzcom oraz wszystkim, którzy postanowili zmierzyć się z tematem i wzięli udział w konkursie. Choć podium może zmieścić tylko trzy osoby, tu nie ma przegranych! A niedługo zaproszę was do kolejnego konkursu.
Źródło cytatów: https://blog.pasjapisania.pl/2021/08/22/bieg-aniola-konkurs/
Gratulacje dla zwycięzców i chcemy się dowiedzieć, kto jest aniołem w książce!
Anioł w książce ma cztery łapy, jajowaty łeb, oczy skośnie ustawione i uszy wilka 😀.
No, tak. Zwierzęta często mają anieską naturę. Poświęcają się całe życie, często ratują życie ludzi, a kiedy zajdzie potrzeba potrafią bez wahania oddać swoje.
Czyli to ten sportretowany na okladce? 😁
Och, ja nie jestem aniołem, bo w nie niewierzę. 😉 Ciekawe jak bym odebrał powieść sponsorki konkursu? Ale nic dziwnego, że nie będzie okazji 😉
Chociaż w dzieciństwie była pewna tajemnicza szafa, która natchnęła mnie pomysłem na kilka opowiadań fantastyczno-naukowych: https://doktorb.it/list-od-starszego-ja/ i opublikowane tu niedawno https://doktorb.it/aniolowie-stroze/ . To drugie pierwotnie było bez aniołów, ale konkurs natchnął mnie pomysłem, żeby je wprowadzić. A z tymi podróżami w czasie to wielu autorów powieści science-fiction nie wierzy w nie lub przestało w nie wierzyć np. Isaac Asimov. Tak, że podobnie jak istnienie smoków uważają za rodem z literatury fantasy.
A kto nie poważa literatury science-fiction to mu przypomnę, że w stulecie urodzin mamy rok poświęcony Stanisławowi Lemowi, który do dzisiaj jest najchętniej tłumaczonym Polakiem. Może któreś z wydawnictw zasponsorowałoby konkurs jemu poświęcony, bo okrągła rocznica już za tydzień: https://wydawnictwoliterackie.pl/wydarzenia/1636/rok-2021-rokiem-stanislawa-lema
Uwielbiam science-fiction i Lema! Wychowalam sie na radzieckich autorach, ktorych nie pomne nazwisk. Pomysl z nagroda w postaci ksiazki Lema przedni! Wlasnie sobie przesluchuje « Pokoj na ziemie », bo jej poczatek, gdy bohater ma rozdwojenie jazni, to moj ulubiony kawalek, ktory ktos w komentarzach na Youtubie nazwal nudnym!
Na pewno byli to bracia Borys i Arkadij Strugacki.
Ich powieść „Piknik na skraju drogi” sfilmowany jako „Stalker” to majstersztyk.
Wzorowało się na nich m.in. „Metro 2033” Glukhovsky Dmitryieja.
Ja przepraszam, że o to zapytam: dlaczego transkrypcji rosyjskiego imienia i nazwiska dokonuje Pan tak karkołomnie, przez angielszczyznę, skoro w polskim są właściwe znaki, by zrobić to wiernie, jak mawiają Rosjanie – toczka w toczkę?
W tekście oficjalnym, urzędowym niech będzie, skoro w paszporcie pewnie ma nazwisko również napisane po angielsku. Dlaczego w komentarzu całkowicie hobbystycznym – nie wiem.
Wikipedia w pierwszym wierszu podaje: „Jego książki również w Polsce ukazują się z angielską transliteracją nazwiska: Dmitry Glukhovsky.” Czytałem jego książkę, a nie zaglądałem do Wikipedii z polską transliteracją. Imię rzeczywiście ryzykownie czy wręcz niepoprawnie odmieniłem. Przepraszam.
Rozumiem, dziękuję za wyjaśnienie. Swoją drogą to dziwny znak czasu.
Wojciech Orliński „LEM- życie nie z tej ziemi” . właśnie mam przed nosem.
Wydawnictwo Agora. lem.pl
Gratuluję! Myślę, że to świetna lektura, nawet dla tych, których nie zachwyca s-f i Lem. Pokazuje jak się rozwijał ten geniusz i co nim kierowało. Ciekawe, że ten ateista bardzo lgnął do „Tygodnika powszechnego” i wiele czerpał stąd wiedzy o pisarstwie.
Uważam, że dla mnie to było wyjątkowe rozstrzygnięcie: za 1700 znaków (ze spacjami!) dostałem w zamian co najmniej… no, tak myślę, że ze trzysta, czterysta razy więcej! I w dodatku wszystkie ułożone w odpowiedniej kolejności!
Bardzo dziękuję!
Ach, Cezary!
Dopiero teraz zauważyłem, że wygrałeś ten konkurs.
Gratuluję! Świetny tekst.