Wydawnictwo Marginesy proponuje czytelnikom serię klasyki literatury polskiej i światowej w eleganckich wydaniach. Niedawno ukazały się „Sklepy cynamonowe” Brunona Schulza, teraz przyszła pora na „Panią Bovary” Gustave’a Flauberta. To świetny pretekst, aby powrócić do tej historii – i jej fascynującej bohaterki.
Uwaga – w poniższym tekście odwołuję się do szczegółów fabularnych i zakończenia powieści.
Czy Emmę Bovary trzeba komukolwiek przedstawiać? To jedna z najbardziej znanych postaci literatury światowej. Wielu pisarzy odwoływało się do niej (wymienia się ją jednym tchem z Anną Kareniną stworzoną przez Tołstoja), wiele czytelników odnajduje jej rozterkach własne. Literaturoznawcy wprowadzili nawet pojęcie „bowaryzm” pochodzące od jej nazwiska. Nic dziwnego, że ta powieść wciąż jest tłumaczona i wydawana na nowo – bo przecież nadal fascynuje kolejne pokolenia czytelników. Tym razem Panią Bovary opublikowało Wydawnictwo Marginesy w ramach przypomnienia znakomitych powieści z nurtu klasyki.
„Na spotkanie pana Bovary wyszła na próg młoda kobieta, w niebieskiej, wełnianej sukni, przybranej trzema falbanami; wprowadziła go do kuchni, gdzie płonął wielki ogień. Dokoła w garnuszkach rozmaitych kształtów bulgotało śniadanie czeladzi. Nad kominem suszyła się wilgotna odzież. Łopatka, szczypce i rurka od miechu (wszystko olbrzymich rozmiarów) lśniły jak wypolerowana stal, a w baterii porozwieszanych na ścianach rondli odbijał się jasny, chybotliwy płomień ogniska i pierwsze blaski słońca wpadającego przez kwadratowe szybki.”
Oto wchodzi na powieściową scenę Emma Bovary, najbardziej znana bohaterka Gustave’a Flauberta (który twierdził „pani Bovary to ja”, tymczasem podobno pod koniec życia nie mógł słuchać o nieszczęśliwej pani doktorowej). Dziś wielu czytelników jej nie znosi. Uważają, że była głupia, bezmyślna, nie doceniała własnego szczęścia i niewłaściwie dobierała sobie lektury. Jednak to trochę zbyt surowy osąd. Bo czy kierowały nią takie znowu niezwykłe pobudki? Emma nie chciała żyć zwyczajnie. pragnęła wzniosłości na każdym kroku. W rezultacie goniła za ułudą, której doścignąć nie sposób. Przegrywała raz za razem – jej podniosłe uczucia i zbyt śmiałe marzenia musiały wciąż ustępować prozie życia. Zamiast mistycznych przeżyć – drętwota klasztornej dyscypliny. Zamiast nocnego ślubu przy pochodniach – huczne, ale pospolite weselisko. Zamiast fascynującego wzajemnego odkrywania się w małżeństwie – nuda i rozmowy płaskie jak uliczny chodnik. Zamiast upragnionego syna – brzydka córka. Zamiast porywającej namiętności romansu – uciążliwe spowszednienie. Zamiast dozgonnej miłości – wygasające stopniowo żądze. Zamiast oddanych, czułych kochanków – interesowni, trochę tchórzliwi absztyfikanci, których stać na wielkie słowa, ale nie na wielkie czyny.
Tak, to dramat, dramat całego życia. Już w pierwszej scenie, w której ją poznajemy, Emma zostaje ukazana w nader pospolitym anturażu – wśród schnącego prania i wypolerowanych rondli. Oczywiście historia pani Bovary jest wciąż rozpięta między dramatem a satyrą – bo też trudno nie uśmiechnąć się z politowaniem, gdy pretensjonalność pani doktorowej i jej górnolotne słowa ścierają się z realnym życiem. Choć Flaubert traktuje swoją bohaterkę czule, to również się z niej trochę naśmiewa, łobuzersko mrugając do czytelnika. Spójrzcie na ten dłuższy fragment, w którym widzimy piękną doktorową oczami jej znudzonego kochanka:
„Zaczęła się stawać nader sentymentalna. Musieli wymienić miniatury, obciąć pukle włosów, a teraz prosiła o pierścionek, o prawdziwą obrączkę ślubną na znak wieczystego związku. Często prawiła mu o wieczornych dzwonach lub o głosach natury. Potem mówiła o swojej i o jego matce. Rudolf stracił ją dwadzieścia lat temu, ale Emma pocieszała go pieszczotliwym gaworzeniem, jakby był osieroconym malcem, a nawet czasem mówiła, patrząc w księżyc:
– Jestem pewna, że tam, na górze, cieszą się obie z naszej miłości!
Ale była taka ładna! Równie naiwnych miał dotąd tak niewiele. Ta miłość wolna od rozwiązłości była dla niego czymś nowym, co zmieniając zupełnie jego łatwe obyczaje, pieściło zarazem jego pychę i zmysłowość. Egzaltację Emmy, którą gardził jego mieszczański zdrowy rozsądek, uważał w głębi serca za coś uroczego, gdyż to on był jej przedmiotem. I oto, pewny jej miłości, przestał się krępować i niepostrzeżenie zmienił sposób bycia. Nie miał już, jak dawniej, tych czułych słów, które wzruszały ją do łez, ni tych gwałtownych pieszczot, które doprowadzały ją do szaleństwa, i owa wielka miłość, w której żyła pogrążona zaczęła opadać jak woda w rzece, wsiąkając nagle w łożysko. Ukazało się dno. Nie chciała w to uwierzyć. Podwoiła czułości, a Rudolf coraz mniej ukrywał swą obojętność”.
Flaubert „napisał” tę bohaterkę z wielką uwagą, nader szczegółowo odmalowuje jej portret. Obserwujemy jej liczne przemiany – bo w swoim poszukiwaniu wzniosłości Emma szuka wciąż nowych inspiracji, zakłada rozmaite maski (m.in. oddanej żony, romantycznej, czułej kochanki, bigotki, troskliwej matki, władczej damy dyrygującej służbą, oburzającej otoczenie kobiety, która nie dba o konwenanse). Jednak wszystkie te role po jakimś czasie ją nudzą – zostaje tylko gorycz rozczarowania. Jej ideały ciągle doznają uszczerbku w zetknięciu z ordynarnym otoczeniem:
„Im bliżej coś jej dotyczyło, tym bardziej się od tego odsuwała. Zdawało jej się, że wszystko, co ją otacza: nudna wieś, bezmyślni jej mieszkańcy, całe to przeciętne życie, jest wyjątkiem, jakimś szczególnym przypadkiem, w który wplątała się nie wiedzieć czemu, podczas gdy wokół niej, jak okiem sięgnąć, rozciąga się kraina szałów i upojeń”.
Francuski prozaik bardzo wyraziście zaznacza ten kontrast – Emma żyje wśród prostych mieszczan, w świecie, w którym w lokalnej gospodzie wymienia się pikantne ploteczki i przepisy na marynowane korniszony, a wieczorami gra w domino. Miłość rozgrywa się w zwyczajnych dekoracjach (znamienna jest scena, w której Rudolf wyznaje Emmie uczucie podczas nudnego i pełnego frazesów przemówienia urzędnika), życie toczy się ściśle wytyczonym torem. Nawet śmierć nie nadaje bohaterce tak wyczekiwanej wzniosłości. Pani doktorowa popełniła samobójstwo nie romantycznie – z miłości, ale ze względu na problemy finansowe. Ksiądz i aptekarz Homais – żałosna kreatura – prowadzą jedną ze swoich odwiecznych kłótni nad jej zwłokami. Żałobnicy ziewają podczas czuwania. Żaden z jej kochanków nie zjawia się na pogrzebie.
I może jedna w tym wszystkim pociecha – biedna Emma nigdy nie zdała sobie sprawy, że jest tak samo pospolita jak ludzie, którzy ją otaczają. Miała się za stworzoną do wyższych celów, ale w istocie tylko wchodziła w kolejne role, aby po jakimś czasie się nimi znudzić. Szukała szczęścia, a ono zawsze było poza jej zasięgiem. To taka prosta historia. Żona prowincjonalnego lekarza, znudzona małżeńską rutyną, rzuca się w ramiona kolejnych kochanków. W końcu, uwięziona w pułapce niespłaconych długów, sięga po arszenik i umiera. Gustave Flaubert zrobił z niej arcydzieło, w którym każde zdanie, każdy opis to prawdziwa literacka uczta dla czytelnika.
Emma Bovary pragnęła miłości, wzniosłości, tymczasem mąż okazał się nudny, kochankowie niewiele warci, a życie mdłe i pospolite. Dziś – gdy jej historia jest już skończona, wszak ostatnią kropkę autor postawił dziesiątki lat temu – ma tak wielu oddanych czytelników. Kochających ją tą wierną, nabożną miłością, jaką odczuwa się wobec bohaterów literackich. I zachwycających się nieszczęśliwą Emmą wciąż od nowa. Ja sam jestem w niej zakochany już od wielu lat.
Gustave Flaubert, Pani Bovary, przeł. Aniela Micińska, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2022.
Źródło grafiki: https://www.imdb.com/title/tt0212318/
Świetna recenzja- jak zawsze! Ja jakos nigdy nie lubiłam tej bohaterki, ale czytałam książkę jako nastolatka. I niewiele pamiętam. Niedługo dam sobie i Emmie ponowna szansę:)
Będę czekał na Twoje wrażenia:)
Przypomniałeś mi Michale dawną lekturę i niedawno oglądany film. Mme Bovary to niespełnione oczekiwania – „Zamiast…” jak słusznie piszesz, trafiając w samo sedno problemu. Bovary jest zagubiona, niespełniona, kobieta nie potrafiąca się cieszyć życiem. Nudzi innych swoim znudzeniem i rozczarowaniami … Popularność powieści i jej aktualność właśnie wynika z tego, że każdy jest gdzieś w głębi duszy rozczarowany. Oczekiwał lub oczekuje od życia więcej niż dostrzega, nie zdając sobie sprawy, że błąd leży w przeżywaniu i widzenia świata wokół siebie. Ona nie potrafi żyć „tu i teraz” i cieszyć się z chwili… Potrzebne by jej były „trzewiczki szczęścia”.
Świetnie to ujęłaś.