Kate Jones próbuje zacząć wszystko od nowa – razem z dorastającą córką przeprowadza się na Parkview Road. Mieszkają tam już m.in. zamożni Andersonowie i para małżeńska – Chris i Sally Gastrellowie. Ich życie wydaje się idealne, ale czy naprawdę takie jest?
„- Czasami bardzo trudno jest być szczerą”.
Głównymi bohaterkami powieści Kerry Fisher są mieszkanki Parkview Road znajdującego się na nowym osiedlu dla klasy średniej. Gisela Anderson to żona zamożnego biznesmena. Zrezygnowała ze studiów i rozwijania kariery zawodowej, aby poświęcić się macierzyństwu. Dla swoich bliskich stworzyła ciepły, przyjazny dom. Sally Gastrell jest mężatką od dziesięciu lat. Zrealizowała się zawodowo jako specjalistka od wina, często podróżuje służbowo. Jednak w jej związku dochodzi do poważnego rozłamu – ona coraz goręcej pragnie dziecka, ale Chris nie zamierza zostać ojcem. Dziecko wywróciłoby jego poukładane życie do góry nogami. Być może najciekawszą z bohaterek Kobiety, którą byłam jest Kate Jones, ratowniczka medyczna. Sprowadza się na Parkview Road z dorastającą córką, ma nadzieję po raz kolejny zacząć wszystko od nowa – bez wspomnień o tragedii, której uczestniczką była w przeszłości, bez namolnych dziennikarzy żerujących na cudzych dramatach, wreszcie bez kogoś, kto ma do Kate ogromny żal…
Daisy, córka Kate, nie może żyć tak swobodnie jak jej rówieśnicy. Nie wolno jej korzystać z mediów społecznościowych czy whatsupa, musi zadowolić się archaiczną Nokią zamiast smartfonem z dostępem do internetu. Jednocześnie troszczy się o swoją mamę, chciałaby, żeby Kate nawiązała nowe znajomości, wyszła do ludzi, otworzyła się na innych, zamiast trzymać się na dystans (jedna z bohaterek tak określi Kate: „Właściwie była jedną z tych kobiet, które wydają się życzliwe, zawsze pomachają, zawołają: Dzień dobry! zza parkanu, ale nie opowiadała o swoim życiu ani nie pytała o twoje”). Jej jednak brakuje odwagi:
„Brzmiało tak łatwo. Ale paraliżował mnie strach, że dowiedzą się, kim jestem, że przyjdzie chwila, kiedy będę siedzieć naprzeciwko nich , patrzeć, jak obracają im się trybiki w mózgu i kawałki układanki trafiają na swoje miejsce. Jakoś dziwnym trafem po czymś takim większość ludzi nie paliła się, żeby się ze mną zadawać. Powoli wyczerpywały się zaproszenia i esemesy”.
Gisela, Kate i Sally poznają się lepiej. Wkrótce w poukładanym życiu każdej z nich nastąpi istna rewolucja, choć będą starały się to ukryć przed światem. Jednak gdy prawda wyjdzie na jaw (a raczej wiele „prawd”), będą mogły na siebie liczyć. Bo to jedna z tych książek o nieoczekiwanych zmianach, złudzeniach, kobiecej solidarności i przyjaźni będącej ponad problemami (może się kojarzyć z powieścią Wielkie kłamstewka Liane Moriarty), a także o tym, co kryje się za drzwiami pięknych domów i rzekomo szczęśliwych rodzin.
Osobnym bohaterem Kobiety, którą byłam zdają się media społecznościowe. Kate się przed nimi broni, ale Gisela i Sally z ukontentowaniem zamieszczają kolejne zdjęcia na swoich profilach, opatrując je wymyślnymi hasztagami. Jest to jednak tylko wizerunek. To, co zobaczą bohaterowie powieści śledzący cudze profile stanowi raptem zaaranżowany wycinek pewnej sceny. Czytelnik ujrzy dużo więcej – przekona się na przykład, że wkrótce po zrobieniu rodzinnego zdjęcia z okazji Świąt, ta sama ukontentowana rodzina pokłóciła się. Zobaczy, że para która świętuje hucznie rocznicę ślubu, za kulisami facebookowymi przeżywa trudne chwile (nic, co nadawałoby się do publikacji). Kerry Fisher z pomysłem i empatią pokazuje, jak szkodliwe bywają media społecznościowe, kreowanie fałszywego wizerunku, ale też wiara w to, co widzimy na ekranach laptopów czy smartfonów. To może rodzić frustracje – odkrywa to Kate, gdy zakłada prowizoryczne konto i śledzi profile Sally i Giseli („uległam ciekawości co do moich nowych sąsiadek, chociaż wiedziałam, że w efekcie Facebookowego podglądactwa będę się czuć niezadowolona z własnego życia” (…). Miałam tylko dwie znajome, ale przeglądanie postów z ich życia było jak wstrzykiwanie sobie w żyłę narkotyku niezadowolenia, coś w rodzaju samookaleczania się online, bez żyletek”). To właśnie ona wypowiada sporo celnych uwag o funkcjonowaniu w świecie profili facebookowych, instagramowych, na przykład wtedy, gdy zniesmaczona obserwuje facebookową relację Sally z obchodów rocznicy ślubu:
„No przepraszam, ale to było po prostu dziwne. Chyba nikt nie musiał oglądać wstępu do namiętnej nocy? Nie mogłam być jedyną osobą na świecie, która uważała, że hasztag powinien raczej brzmieć: #ByłaKolacjaTerazKopulacja. Uh. Sally poświęcała tyle trudu na pokazanie wszystkim, jacy są z Chrisem szczęśliwi, że zakrawałoby na cud, gdyby mieli czas w ogóle skorzystać z tego łóżka”.
W takim świecie nie można też uciec od porównań, a bohaterki Kobiety, którą byłam, ciągle szukają punktu odniesienia – co potęguje frustracje. Gisela „zazdrościła każdemu, kto pisał na Facebooku o swoim fantastycznym życiu”. Z kolei Sally stwierdza uszczypliwie: „Gisela chyba nigdy nie zaciągała zasłon – z Designers Guild, po sto funtów za metr, sprawdzałam w internecie – żebyśmy my, sąsiedzi, mogli podglądać jej życie i poczuć, że czegoś nam brakuje”. Również Kate porównuje się z Giselą:
„Gisela była matką idealną – zawsze w domu, umiała się przekomarzać i dogadać z nastolatkami, podchodziła też ze znacznie większym luzem do plam na dywanie i na stole. Ja niczym domowa policja pilnowałam zdejmowania butów i rzucałam się z podkładką pod szklankę, gdy tylko słyszałam syk kapsla zdejmowanego z butelki coli light. Decydujące było jednak to, że Gisela lubiła zakupy, ciuchy i kosmetyki. Chciałam dzielić z Daisy tę płomienną pasję, ale za każdym razem, kiedy chodziliśmy po sklepach, zaczynałam pomrukiwać, że nie potrzebujemy niczego z tego badziewia”.
Muszę przyznać, że ta książka zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Przede wszystkim tym, że – w odróżnieniu od wielu podobnych pozycji – nie jest przesadnie dramatyczna, choć oczywiście nie brakuje poruszających wątków. Postaci (zwłaszcza kobiece) zostały wykreowane ciekawie, łatwo w nie uwierzyć i je polubić. Nie są bez wad, a niektóre ich wybory mogą dziwić. Sama historia jest naprawdę życiowa – pełna odcieni, nawet te szczęśliwe zakończenia nie są pełne i oczywiste. Jest w takim pisaniu pewna ujmująca uczciwość. Najważniejszy jednak pozostaje przekaz – czytelny, dobitny, mówiący wiele o naszych czasach i o tym, jak nauczyliśmy się funkcjonować. Warto tu przytoczyć rozmowę bohaterek:
„- Mało kto wrzuci swoją fotkę w bikini i napisze: Patrzcie, przytyłam dziesięć kilo albo: jestem bardzo rozczarowana tym, co wyrosło z mojego syna i córki i nawet ich za bardzo nie lubię. Kiedy ostatnio widziałaś, żeby ktoś przyznał: Moje rodzinne wakacje były do dupy, bo nie możemy się znieść dwadzieścia cztery godziny na dobę? Nigdy!
Ale właśnie o to chodzi. – Kate pochyliła się do przodu z poważną miną. – Wszyscy dajemy się wciągnąć w to udawanie, że każdy ma idealną rodzinę, wspaniałe wakacje, piękny dom. Nic dziwnego, że bez przerwy czujemy się jak jedna wielka chodząca porażka.”
Kobietę, którą byłam Kerry Fisher przeczytałem, zachęcony entuzjazmem mojej przyjaciółki. Teraz go podzielam – i wam również polecam tę świetną powieść!
Źródło cytatów: Kerry Fisher, Kobieta, którą byłam, tłum. Agnieszka Sobolewska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022.
Źródło grafiki: https://www.wydawnictwoliterackie.pl/autor/1213/kerry-fisher