Stan i Joy przez lata prowadzili świetnie prosperującą szkołę tenisową, doczekali się czwórki dzieci. Deleneyowie wydają się jedną drużyną. Dlaczego więc nagle Joy znika, a Stan zachowuje się tak, jakby był winny? I jaki związek z tym zniknięciem ma tajemnicza Savannah?
Liane Moriarty, znana australijska pisarka, zasłynęła swoimi niebanalnymi powieściami obyczajowymi z elementami rodem z thrillera, traktującymi o perypetiach w związkach czy rodzinie. Niewątpliwie palma pierwszeństwa należy się Wielkim kłamstewkom. Ta znakomita książka została fenomenalnie zekranizowana m.in. z udziałem Nicole Kidman, Reese Witherspoon czy Laury Dern. W tym przypadku film wyprzedził literaturę – powstał bardzo udany sequel serialu (do obsady dołączyła Meryl Streep). Nic dziwnego, że teraz na okładkach kolejnych książek Liane Moriarty pojawia się wzmianka o Wielkich kłamstewkach. Również zaliczam się do wielbicieli serialu i książkowego pierwowzoru. Zraziłem się trochę do autorki po słabej Dziewięcioro nieznajomych – jednak z nadzieją sięgnąłem po najnowszą powieść: Niedaleko pada jabłko.
„Dorosłe dzieci nie powinny usłyszeć prawdy o małżeństwie rodziców. Nie chcą znać prawdy, nawet jeśli im się wydaje, że jest inaczej.”
Stan i Joy Deleneyowie przechodzą na emeryturę. Ona zbliża się do siedemdziesiątki, on ją już przekroczył. Wydawałoby się, że bilans ich życia jest dodatni. Wspólnymi siłami stworzyli jedną z najlepszych szkół tenisowych w Australii i z wielką pasją pełnili pieczę nad kolejnymi pokoleniami tenisistów. Wychowali czworo dzieci. Stanowili zgraną drużynę. Dlaczego więc nagle Joy przepada bez wieści? Co prawda wysłała dzieciom smsa, że będzie poza zasięgiem, ale wiadomość okazała się nieczytelna – a komórka porzucona w domu. Głównym podejrzanym okazuje się właśnie Stan. Wszystkie dowody wskazują na niego. Tylko czy właśnie on zabił żonę? A jeśli tak to dlaczego? Co naprawdę stało się z Joy? I czy jakiś związek z jej zniknięciem może mieć Savannah – dziewczyna znikąd, która z dnia na dzień zajęła ważne miejsce w domu Deleneyów?
Tę historię śledzimy w dwóch perspektywach czasowych, oczami wielu bohaterów. Widzimy, jak rozwija się śledztwo, pojawiają się kolejne tropy, policjanci nieubłaganie dążą do straszliwej prawdy. Ta dramatyczna sytuacja sprawia, że dotychczas zgodna (czy aby na pewno?) rodzina staje w obliczu ogromnego napięcia. Co jeśli matka nie żyje, a ojciec okaże się winny? Świetnie wyszły rozdziały, w których osoby postronne – sąsiedzi, przyjaciele, pracownicy, usługodawcy – podsłuchują rodzeństwo Deleneyów, wyciągając własne wnioski. Sama historia wydaje się wręcz nieprawdopodobna. Przecież Joy i Stan byli „zwyczajną miłą parą”. To „Zwyczajne małżeństwo (…). Udane. (…) Są ze sobą od prawie piędziesięciu lat”. Dzieci również pozostają raczej zgodne: „Ich związek jest bardzo udany. Są mistrzami w deblu. Żeby dobrze grać debla, trzeba się świetnie rozumieć”. Amy, najstarsza córka, powie: „Moi rodzice jako jedyni trzymali się za ręce na szkolnych występach. Nadal potrafią się publicznie całować! Wspólnie pracowali, grają razem w debla. Nie twierdzę, że ich związek jest idealny, ale to dobre małżeństwo, wiem to z pierwszej ręki. Jako para są dla mnie wzorem”. Jednak policjantka, która prowadzi śledztwo czuje, że świadkowie kłamią, zatajają prawdę: „Nie umiała rozgryźć tej rodziny. Z pozoru wydawali się zżyci i weseli, lecz wyczuwała jakąś patologię, złowrogo przyczajoną pod tą wysportowaną, rzeczową fasadą”.
Jednocześnie poznajemy życie Deleneyów i ich dzieci – wcale nie tak idealne, jak mogłoby się wydawać. Liane Moriarty tworzy kilka bardzo ciekawych postaci – niby silnych, a tak naprawdę pogubionych, naznaczonych traumami. Dzieci Stana i Joy dorastały w cieniu tenisa – każde z nich na swój sposób starało się zaimponować rodzicom, zwłaszcza wymagającemu ojcu. Paradoksalnie nikt nie zrobił kariery w sporcie. To ludzie przeważnie nieszczęśliwi: Amy z tymi swoimi neurozami („przypominała popsute urządzenie domowe, którego nikt nie zamierzał wymienić, ale wszyscy wiedzieli, że będzie szwankować w najbardziej niedogodnych momentach”), Logan niepotrafiący utrzymać dobrego związku, bardzo bogaty Troy, który osiągnął tak wiele, a jednak wciąż rozpaczliwie pragnie akceptacji ojca, wreszcie Brooke, zdominowana przez uporczywe migreny, kryjąca fakt, że jej małżeństwo nieuchronnie zmierza do rozwodu. Również ich rodzice są nieszczęśliwi, nie tylko z powodu dzieci, które zawiodły wszelkie sportowe nadzieje („Historia stara jak świat: utalentowane dzieciaki wyrastają na przeciętnych dorosłych. Motyle zmieniają się w ćmy”) i nie obdarzyły ich wnukami. W Niedaleko pada jabłko pojawia się interesujący wątek pisarski – Joy uczęszcza na kurs kreatywnego pisania. W trakcie rodzinnej kłótni rozmyśla ironicznie:
„Mogłaby o tym napisać w autobiografii: Gdy myślę o minionej dekadzie, wyobrażam ją sobie jako pole bitwy usłane ciałami uroczych młodych mężczyzn i kobiet, którzy wdawali się w nieudane związki z moimi wkurzającymi, niewdzięcznymi dziećmi. Ciekawe, co by na to powiedziała ta miła niewinna prowadząca? Ale sama radziła, by nie bać się barwnych opisów”.
Zresztą również między Stanem i Joy przez te wszystkie lata dochodziło do nieporozumień (wszak „być może w każdym małżeństwie są rysy, które z czasem mogą zmieni się w przepaście”). Na zewnątrz – na przykład w oczach Savannah – uchodzą za idealną parę. Prawda jest jednak inna – jednak takiej prawdy Joy nigdy by nie wypowiedziała na głos:
„Tak, Savannah zdecydowanie nie musiała wiedzieć, jak wiele razy ona i Stan zakochiwali się w sobie i odkochiwali z powrotem przez ostatnich pięćdziesiąt lat ani że zdarzały się chwile, kiedy nienawidziła Stana aż do bólu brzucha i że kiedy trójka starszych dzieci była jeszcze mała, poważnie, rzeczowo i niemal uprzejmie rozmawiali o rozstaniu, a ona, Joy, była przekonana, że faktycznie do niego dojdzie, ale Brooke okazała się dzieckiem niespodzianką, efektem zaskakującego rozejmu, po czym naprawdę poczuli się, jakby zaczynali wszystko od nowa, a fakt, że prawie się nawzajem stracili, uczynił ich związek głębszym i bogatszym. Potem jednak znów coś się popsuło i cała ta miłość i szczęście pomału, niepostrzeżenie z nich wyciekały, jak gdyby gdzieś doszło do drobnego, niewidzialnego pęknięcia.”
A właśnie, Savannah – czy to nie od niej wszystko się zaczęło? Ta dziwna dziewczyna znikąd, która pojawiła się pewnej nocy, pobita i rozdygotana. Miała zostać na noc, a została na dłużej, zdobywając serca swoich gospodarzy – nie tylko doskonałą kuchnią. Stała się kimś w rodzaju idealnej córki, co niepokoi prawowite dzieci („Rodzice Troya nie rozumieli, że nawet jeśli ktoś jest ofiarą przemocy, to jeszcze nie oznacza, że sam musi być dobrym człowiekiem. Savannah mogła być drobną złodziejką, psychopatką albo po prostu oportunistką, która zobaczyła ich duży dom, łagodne, starsze niewinne twarze i pomyślała: pieniądze”). Jakie intencje ma Savannah?
Sporo tu wątków, ale wszystkie są dobrze uporządkowane, napięcie stopniowo wzrasta, a zagadka goni zagadkę aż do zaskakującego rozwiązania. Czyta się tę powieść szybko i z zainteresowaniem, a tematy, które porusza, są bardzo ważne. To właściwie wieloaspektowy portret nieszczęśliwej rodziny, naznaczonej nieuświadomionymi traumami. Portret bardzo wiarygodny. Jeśli coś można Moriarty zarzucić to niemożliwie rozwleczone zakończenie. Jednak pomimo słabszych ostatnich kilkudziesięciu stron, Niedaleko pada jabłko nadal się broni. Może się okazać świetną lekturą – nie tylko dla fanów Wielkich kłamstewek. Już niebawem będziecie ją mogli wygrać w blogowym konkursie!
Źródło cytatów: Liane Moriarty, Niedaleko pada jabłko, tłum. Aleksandra Kamińska, Wydawnictwo Znak Literanova, Kraków 2022.