Poruszyć czytelnika

Czy nie o to właśnie – o emocje czytelnika – chodzi w pisaniu? Ruth Morse nie jest zachwycona opowiadaniami Martina Edena – ale jest nimi poruszona. Czy to nie sukces? Przekonajcie się!

Martin Eden – wcześniej marynarz, a teraz aspirujący pisarz – wreszcie się przełamał. Coraz pewniejszy w pisaniu, pokazał swoje opowiadania ukochanej Ruth Morse – mentorce, nauczycielce, która jako pierwsza w niego uwierzyła. Ona – bogatsza o uniwersyteckie nauki, a w gruncie rzeczy żyjąca pod kloszem konwenansów – nie rozumie prozy Martina. Mimo wszystko jest nią poruszona. Martin prezentuje jej kolejne ze swoich opowiadań, w które bardzo wierzy („udało mi się zamknąć tam coś istotnego”). To tekst inspirowany rzeczywistością.

„- Jakież to okropne! – zawołała Ruth, gdy skończył czytać. – To straszne, niewypowiedzianie straszne!
Martin z ukrytym zadowoleniem zauważył jej pobladłą twarz, szeroko rozwarte oczy o wejrzeniu pełnym napięcia i zaciśnięte dłonie. Tym razem udało się! Przekazał drugiej istocie ludzkiej wydarty z własnego mózgu szmat wyobraźni i uczucia. Dopiął celu. Obojętne było, czy opowiadanie spodobało jej się. Wystarcza, że ją chwyciło i ujarzmiło, każąc siedzieć w zasłuchaniu i nie myśleć o szczegółach.
– Takie jest życie – rzekł – a życie nie zawsze bywa piękne. A jednak, może dlatego, że jestem dziwak, dostrzegam w tym coś pięknego. Wydaje mi się, że piękno dziesięciokrotnie zyskuje na wartości przez to, iż ujawnia się w takim otoczeniu.
– Ale czemuż ta biedna kobieta… – przerwała Ruth nie zważając na jego słowa. Nie wyraziła jednak całego buntu swoich myśli i wykrzyknęła tylko: – Ach, to jest poniżające! To brzydkie! To plugawe! Przez chwilę zdawało się chłopcu, że serce mu przestaje bić. Plugawe!
Coś podobnego nigdy mu się nie śniło. Nie miał wcale takiego zamiaru. Cała nowela ognistymi głoskami stanęła mu przed oczyma, lecz w tym olśniewającym świetle szukał na próżno zarzucanego mu plugastwa. Wtedy serce ożyło mu znowu. Nie poczuwał się do żadnej winy.
– Dlaczego nie wybrał pan milszego tematu? – pytała. – Wiadomo, że istnieją na świecie rzeczy ohydne, ale to nie powód…
Mówiła jeszcze długo w zapale oburzenia, ale Martin już jej nie słuchał. Uśmiechał się sam do siebie, patrząc na jej twarz dziewiczą, tak niewinną, tak do głębi niewinną, że jej czystość zdawała się nieustannie przenikać doń, wymiatając z jego duszy wszelki ziemski pył i nurzając go w jakimś rajskim balsamie, równie chłodnym, miękkim i aksamitnym, jak blask gwiazd. Wiadomo, że istnieją na świecie rzeczy ohydne! Wyobraził sobie, co też ona o tym może wiedzieć, i potraktował to jako dobry żart. Zaraz potem rozbłysło mu przed oczyma wyobraźni, wraz ze wszystkimi szczegółami, całe to morze ohydy życiowej, które znał tak dobrze i przez które sam przewędrował”.

Martin Eden opisuje świat tak, jak go widzi. Korzysta z zasobu własnych doświadczeń. Chcesz wiedzieć, jak to robić? I jak wzbudzać emocje w czytelniku? Zapraszam na najbliższy Kurs Inspiracje, który ruszy 5 lipca:

https://www.pasjapisania.pl/kurs-inspiracje.html

Zapisz się już dziś i poznaj inne oblicze własnego pisania!

Źródło cytatów: Jack London, Martin Eden, tłum. Zygmunt Glinka, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 1984.

Dodaj komentarz