Grupka nieznajomych dzieli przedział pociągu. Celina musi wybrać między miłością do rodziny a miłością do sztuki. Pewien mężczyzna, leżąc w łóżku, fantazjuje o ucieczce. Wakacje nad morzem okazują się przełomowe dla szczęśliwej na pozór rodziny. Kto jeszcze zamieszkuje świat opowiadań Grzegorza Filipa?
„Człowiek samotny, szczęśliwy zrazu w obliczu braku obowiązków wobec bliskich, wolny od konieczności opieki nad dziećmi i przymusu liczenia się z innymi, bywa na starość zaskoczony nowym rodzajem samotności dokuczliwej jak złośliwy chłystek w oknie, który kieszonkowym lusterkiem w słoneczny dzień może skutecznie irytować przechodniów”
Dobrze pamiętam swoje pierwsze spotkanie z prozą Grzegorza Filipa. Jego Dziennik Julii umieściłem w prywatnej czołówce opowiadań z antologii Zemsta jest kobietą. Ogromnie poruszyła mnie historia Celiny Różyckiej, realizującej się artystki-fotografki, która wiedzie szczęśliwe życie. Ma oddanego męża, udane dzieci, zyskała też pewien rodzaj uznania w świecie sztuki. Nagle przychodzi wielki sukces – i przynosi ze sobą nieoczekiwane emocje („Zamiast się cieszyć, Celina poczuła niepokój. Ten sukces przyszedł w złym momencie; akurat teraz nie wiedziała, co robić dalej. Była na rozdrożu, szukała i nie mogła znaleźć. Źródła inspiracji się wyczerpały, styl skostniał, groziła jej rutyna. I nagle – zainteresowanie mediów! Dziś to jeden program, ale będą kolejne”). Pojawia się nienazwana presja – Celina ma poczucie, że powinna przekroczyć własną dotychczasową twórczość, uczynić własne prace odważniejszymi. Nie do końca świadomie zaczyna naginać własną artystyczną wrażliwość pod oczekiwania publiki. Konsekwencje jednak będą dużo bardziej dalekosiężne, niż bohaterka przypuszcza.
Czytany po latach Dziennik Julii ponownie zrobił na mnie ogromne wrażenie. Zdaje się, że nie bez przyczyny otwiera najnowszą książkę Grzegorza Filipa – zbiór opowiadań Iluminacja. Bohaterami wielu z tekstów składających się na ten tom są właśnie artyści, a często i kontakty ze sztuką. Tak jest na przykład w przypadku Dziewczyny w niebieskim swetrze. Eryk z Latawca na plaży jest muzykiem – w pewnym momencie swego życia stanął przed podobnym dylematem jak Celina. Z kolei w intrygujących Rozesłanych do domu zmarłego rzeźbiarza zjeżdżają się jego przyjaciele i znajomi, którzy zainspirowali go do tworzenia dzieł (narrator powie: „jak Marek nas sobie wybrał? Dlaczego to my, a nie ktoś inny? Czemu milcząca Marta, śmieszni Zemanowie, tajemniczy Tadeusz? Dlaczego ja? W gruncie rzeczy byliśmy sobie obcy, jak pacjenci tego samego lekarza, których łączy tylko tyle, że czasami się spotykają w jednej poczekalni. Te pytania nurtowały mnie od pogrzebu, intrygowały od chwili, kiedy się dowiedziałem, że jest więcej takich jak ja, obdarowanych drewnianymi rzeźbami i że on sobie zażyczył, abyśmy się zjechali tu po jego śmierci, każdy ze swoim rzeźbionym portretem”). W podobnej sytuacji mamy do czynienia w Chłopaku z pociągu. Akcja tego opowiadania rozgrywa się w przedziale. Narrator obserwuje współpasażerów, buduje im osobowości, próbuje odgadnąć ich intencje – trochę po pisarsku. Inspiruje się po części książką Amosa Oza Rymy życia i śmierci. Zmyśla, przekonany, że „ciekawość drugiego człowieka bywa silniejsza od prawdy”. Zastanawia się:
„Co łączy kilka osób, które jadą w jednym przedziale? Niewiele, nawet cel podróży nie jest ten sam. Taka Mal wysiada w Dęblinie, gdzie nie byłem nigdy w życiu, i znika z horyzontu jak delfin, który wyskakuje nad powierzchnię, macha ogonem i gładko wchodzi z powrotem w topiel, a my pozostajemy jeszcze na jakiś czas i zastanawiamy się, czy w ogóle tutaj była. Powiedziała tylko kilka słów, a ja już w tej chwili nie pamiętam jej głosu, jutro zapomnę rysy twarzy, za tydzień nie przypomnę sobie żadnego szczegółu sylwetki, a za miesiąc gdy zobaczę u kogoś na ulicy piekielnie zieloną torbę, przeleci mi przez głowę, że gdzieś już taką widziałem, tylko gdzie? Za kilkadziesiąt minut i my wysiądziemy jak ona i zapomnimy o sobie (…). Bo czy w ciągu dwóch godzin między czterema osobami, które jednoczy tylko to, że siedzą w pewnym przedziale jadącego do Warszawy pociągu i nawet ze sobą nie rozmawiają, wytwarza się więź albo wspólnota? Co musiałoby się stać, żeby powstała?”.
Jednak to nie sztuka jest wspólnym mianownikiem łączącym wszystkie opowiadania. Myślę, że można go określić bardziej ogólnie. Grzegorza Filipa interesują relacje międzyludzkie (niczym parę fizyków z Teorii strun. Aleksandra powie: „- Rozpędzamy cząstki prawie do prędkości światła (…) i obserwujemy ich zderzenia”). Tylko, że człowiek uwikłany w te relacje w gruncie rzeczy pozostaje samotny, skazany na samego siebie. Nie może odnaleźć wsparcia w rodzinie, w związku. Sam rani drugiego człowieka (jak profesor z Entropii zero), choćby bliskiego, albo zostaje zraniony. To samotność uderza w tych opowiadaniach najbardziej. W Między niebem a ziemią główny bohater snuje się po cmentarzu, próbując odnaleźć grób przyjaciela, kogoś bliskiego, ale nieuchwytnego. Podobnie wymyka się Marek, artysta z Rozesłanych. Eryk, Joanna i Kamil – rodzina z Latawca na plaży – ale każde z nich samotnie musi się zmierzyć z własnymi niespełnieniami, lękami, rozliczyć ze sobą. W przejmującej kameralnej miniaturze Ciepło-zimno poznajemy historię pewnego małżeństwa i pewnego więzienia. Jednym z najciekawszych opowiadań w tym zbiorze jest Teoria strun, w którym Paweł świadomie wybiera samotność jako sposób na życie:
„Samotność to nie wyrok, to łaska – myślał. Nikt na nią nie skazuje, może być przecież wyborem. Nie jest osamotnieniem izolacja mnicha, który obrał drogę skupienia. Tak trudno to zrozumieć? Ludzie współczują, kiwają głowami, mając cię za kogoś gorszego. Do kontaktów społecznych wymyślili język i to on jest winien napiętnowania samotności. Ten język zewnętrzny, który słychać i widać. Pożyteczniej gadać cokolwiek i z kimkolwiek, uważają, niż milczeć. Lepsze, przypadkowe, powierzchowne kontakty niż życie wewnętrzne. Ale żeby takie myślenie przełamać, trzeba dostrzec, że język można mieć wewnątrz, do rozmowy z samym sobą, ze światem, który się tworzy w wyobraźni.”
Paweł obserwuje ludzi uważnie, ale niejako przez szybę. A jednak istnieje w nim jakaś nieuświadomiona potrzeba kontaktu z drugim człowiekiem. Bada przestrzeń życiową mieszkania znajomych, w którym czasowo rezyduje, buduje określone narracje, ale też fantazjuje o pociągającej Aleksandrze. Gdy poznaje inną dziewczynę, zostaje na chwilę odarty ze swojej samotności z wyboru.
Tak, samotności jest tutaj zdecydowanie najwięcej, bo bohaterowie pozostają samotni, choć często rozpaczliwie potrzebują zrozumienia drugiego człowieka. Mnóstwo tu tych małych i większych ludzkich tragedii – utraty, niedopasowania, niewłaściwych wyborów. Iluminacja to dwanaście przejmujących, historii, choć zanurzonych w naszej codzienności i pozornie zwyczajnych, to mocno nieoczywistych. Grzegorz Filip stopniowo odsłania ich głębię. Polecam te opowiadania. To wymagająca, dojrzała proza. Taka, którą można odkrywać za każdym razem na nowo.
Źródło cytatów: Grzegorz Filip, Iluminacja. 12 opowiadań, Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2022.