Podwójny debiut Joanny Lorenowicz

Mamy kolejny powód do świętowania! Coraz więcej absolwentów Pasji Pisania debiutuje. Teraz do tego grona dołączyła Joanna Lorenowicz i to z niejako podwójnym debiutem. Opublikowała aż trzy teksty na łamach dwóch czasopism! Dwa z opowiadań powstały na Kursie Inspiracje.

Miło nam ogłosić, że grono debiutujących kursantów Pasji Pisania znów się powiększyło. Tym razem Joanna Lorenowicz opublikowała swoje opowiadania na łamach „Myśli polskiej” oraz pisma społeczno-kulturalnego „Własnym Głosem”. Mgła oraz Rosół pierwotnie powstały jako ćwiczenia na Internetowym Kursie Inspiracje.

Joannę Lorenowicz poznałem w kwietniu 2019 roku. Uczestniczyła w prowadzonym przeze mnie Internetowym Kursie Pasja Pisania I. Od pierwszych ćwiczeń wiedziałem, że mam do czynienia z osobą utalentowaną, obdarzoną dobrze rozwiniętą pisarską intuicją. Jej teksty były pomysłowe, prezentowały sobą wysoki poziom. Joanna Lorenowicz uczestniczyła później w Internetowym Kursie Pasja Pisania II – pod przewodnictwem Jakuba Winiarskiego – a wiosną 2020 roku w moim autorskim Kursie Inspiracje. Miałem poczucie, że ze swoim talentem i wytrwałością, osiągnie literacki sukces. Dziś Joanna doczekała się debiutu.

Opublikowany na łamach „Myśli polskiej” Józio stanowi próbę ocalenia pamięci o swoich przodkach. To przejmująca miniatura o tym, jak małemu chłopcu ktoś niemal przemocą otwiera nowy, niechciany rozdział życia. Oto początek:

„Rzeka wiła się leniwie pomiędzy pasmem wzgórz porośniętym gęstymi lasami, ciągnącymi się gdzieś po najdalsze krańce Karpat. Pola uprawne i łąki, rozsiane po zboczach, mieniły się kolorami późnego lata, tworząc złotozieloną szachownicę, poprzetykaną polnymi drogami. Większa część plonów znajdowała się już w stodołach, ale ziemniaki i inne okopowe jeszcze czekały, aż je pracowite dłonie wydrą z tej urodzajnej, ale trudnej ziemi. Przy niedzieli nikt jednak w polu nie pracował. W obejściach też było pusto. Większość mieszkańców wiosek rozrzuconych wzdłuż gościńca poszła dzień święty święcić – jedni do cerkwi, a inni do kościoła, w zależności od tego, kto do jakiego krzyża się modlił albo gdzie komu było bliżej. Słońce stało już wysoko, kiedy na jednej z polnych dróżek pojawiła się kobieta. Szybko przebiegła przez dolinę i łagodne wzniesienie, lecz im wyżej, tym trudniej było jej się poruszać. Zwolniła i chustką, która spadła jej z głowy, co chwilę ścierała pot spływający z czoła do oczu.
Tymczasem, z drugiej strony pagórka, drogą od lasu schodzili wędrowcy – mężczyzna w sile wieku, ogorzały od słońca i postawny, wiódł mizernego chłopca. Szli w milczeniu. Dzieciak często przystawał, obskubywał krzaki głogu, zaglądał do ptasich gniazd i zbierał kamyczki, mężczyzna zaś co jakiś czas gniewnym spojrzeniem przywoływał go do siebie.
Kobieta dotarła na wzgórze. Zmęczona szaleńczym pędem padła na trawę, próbując złapać oddech; przed oczyma zamajaczyły jej plamy, wnętrzności skręciły się i z pewnością oddałyby swoją zawartość, gdyby jakąkolwiek miały. Podniosła się po chwili i zgięta, trzymając się za bok, poszła w kierunku szczytu, gdzie wąskie pasmo lasu, z widocznymi prześwitami, dawało możliwość przejścia na drugą stronę wzniesienia. W tym czasie wędrowcy doszli już do głównej drogi. Przez jakiś czas biegła ona wzdłuż pól, które żółcąc się ścierniskami, czekały na podorywkę, potem podchodziła pod samą rzekę tak, że można było usłyszeć szemranie rwącego nurtu, by na koniec odbić w kierunku widocznej z oddali wioski.
Nagle na dolinę spadł krzyk:
– Jóóóziooo!
Słysząc swoje imię, dzieciak odwrócił się gwałtownie, gotowy pobiec w stronę najdroższego głosu, lecz w tej samej chwili szorstka, silna dłoń chwyciła jego rączkę i zmusiła do dalszej wędrówki. – Józio! Józio, wracaj! – zawodziła kobieta. Chłopiec jej nie widział, lecz dobrze zgadywał, że stoi pomiędzy drzewami na górce, skąd rozciąga się widok na całą okolicę.
– Jóóóziooo! – Raz jeszcze rozległo się wołanie.
Potem wędrowców ścigało już tylko wycie – nie było wiadomo, czy wydobywa się z człowieka, czy dzikiego zwierzęcia. Mężczyzna skulił się na ten dźwięk, jakby mu ktoś położył na plecy wielki ciężar, ale nie zatrzymał się, nie obejrzał, tylko mocniej ścisnął dłoń dziecka i przyspieszył kroku.”

Opublikowany we „Własnym Głosem” Rosół to pełna napięcia, przewrotna historia. Zobaczcie fragment:

„Małgorzata obudziła się po jedenastej. Usiadła na łóżku, rozmasowała obolały kark i zaczęła analizować wydarzenia z poprzedniego wieczoru.
Popełniła błąd, który będzie ją dużo kosztował.
Miała złe przeczucia, kiedy zobaczyła ich po raz pierwszy. Spodziewała się pary kochanków szukających azylu, w zaciszu bieszczadzkich lasów, tymczasem z samochodu, który zajechał pod pensjonat, wysiadło dwóch mężczyzn. Rezerwacja na koniec listopada, pytania, jak duże ma obłożenie pokoi – wszystko to wskazywało, że komuś zależy na dyskrecji. Dlatego obserwując przez okno gości, wypakowujących bagaże, miała nadzieję, że to jednak para kochanków.
Lubiła zakochanych. Nie zwracali uwagi na to, co się dzieje wokół nich. Ułatwiali jej zadanie.
Okazało się jednak, że są braćmi.
Młodszy wydawał się nieśmiały, mało się odzywał i uciekał wzrokiem, za każdym razem, kiedy na niego spojrzała.
Starszy od początku ją adorował.
– Mam nadzieję, że po kolacji, nasza piękna gospodyni, napije się z nami wina.
Napiła się. Potem za dużo mówiła, za głośno się śmiała, więc kiedy zapukał do niej w nocy, pomyślała, że jest mu to winna…
– Będę czekała z kolacją. – Pomachała im przez okno, kiedy o świcie wychodzili na szlak.
To miała być ich ostatnia kolacja, więc postanowiła, że przygotuje coś wyjątkowego. Uznała, że po całym dniu na chłodzie, dobrze zrobi im gorący rosół.
Było już dobrze po zmroku, kiedy zaskrzypiały drzwi wejściowe. Zobaczyła młodszego z braci, idącego szybko przez hol.
– Nareszcie ¬ – zawołała z kuchni – już zaczynałam się martwić. Gdzie Krzysztof?
– Nieważne – burknął przez ramię, wbiegając na schody.
¬Po chwili zszedł do jadalni.
Podała mu kolację i usiadła przy nim. Patrzyła na łyżkę, wędrującą tam i z powrotem pomiędzy talerzem a jego ustami. Niemal widziała, jak złocisty płyn spływa przełykiem do żołądka i dalej, do wszystkich komórek ciała. Delikatny meszek nad górną wargą chłopaka, pokrył się kropelkami potu. Policzki miał zaognione, może przez rosół, a może przez nią – tego nie wiedziała.
– Co z twoim bratem?
Spojrzał na nią po raz pierwszy, odkąd przyjechał.
– Nie twoja sprawa! ”.

Z kolei Mgła – która również znalazła się na łamach „Własnym Głosem” to urocza miniatura inspirowana wierszem Bolesława Leśmiana W zakątku cmentarza. Oba teksty w całości możecie przeczytać w wydaniu internetowym czasopisma – znajdziecie je tutaj.

Joanno, w imieniu całego zespołu Pasji Pisania serdecznie ci gratuluję! Jestem z ciebie naprawdę dumny. Cieszę się, że jedno z twoich pisarskich marzeń się spełniło. Czekam na kolejne spełnione pisarskie marzenia!

Źródło cytatów: Joanna Lorenowicz, Józio, [w:] „Myśl polska”, nr 39-40/2020 oraz taż: Rosół [w:] „Własnym Głosem”, nr 2/2020/111.
Źródło grafiki: archiwum Autorki.

8 Replies to “Podwójny debiut Joanny Lorenowicz”

  1. Gratulacje Joasiu:)

    1. Dzięki Agatko. Pozdrawiam
      .

  2. Wielkie gratulacje!

    1. Bardzo dziękuję.

  3. Michał, bardzo Ci dziękuję, za tyle miłych słów pod moim adresem. Bardzo się cieszę, że trafiłam na Twoje kursy.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      🙂

  4. Gratulacje! Piękne teksty. Przejmujące. Życzę dalszych sukcesów i wytrwałości w pisaniu :-).

Dodaj komentarz