Ebenezer Scrooge, człowiek skąpy i nieprzyjemny dla otoczenia, nienawidzi zwłaszcza świąt Bożego Narodzenia. A jednak kolejne Święta będą inne niż poprzednie – Scrooge’a odwiedzą trzy duchy. Brzmi znajomo, prawda? Teraz „Opowieść wigilijna czyli kolęda prozą” Charlesa Dickensa ukazuje się w nowym tłumaczeniu autorstwa Jacka Dehnela.
Ten tekst pozwolę sobie zacząć od wtrętu autobiograficznego, bo też omawiana w tym wpisie książka jest dla mnie szczególna. Wiąże się z bardzo ważnym wspomnieniem z czasów gimnazjalnych. Wkrótce po lekturze książki zaproponowałem w klasie, żebyśmy wystawili spektakl na podstawie historii Ebenezera Scrooge’a i przy okazji zebrali pieniądze, które przekażemy na któryś z domów dziecka. O dziwo, pomysł się przyjął. Napisałem pierwszą wersję scenariusza (później przerobioną przez kolegę tak, aby całości dodać o wiele więcej humoru). Znalazłem rolę dla każdego w klasie (sam grałem Boba Cratchita, pamiętam, że nosiłem sztruksy z wyszytymi przez babcię kolorowymi łatkami). Wiele lekcji polskiego upłynęło nam na próbach. Sprawiało nam to coraz więcej frajdy. Samo przedstawienie okazało się takim sukcesem, którego chyba się nie spodziewaliśmy. Jeszcze długo mówiono o nim w szkole. Pewnego dnia, już po przedstawieniu, przyjechała do nas delegacja z obdarowanego domu dziecka. Podarowali nam ogromny plakat z napisem „Dziękujemy”. Pamiętam, jak bardzo byliśmy wzruszeni. Taka to była nasza klasowa opowieść wigilijna…
Czy Opowieść wigilijną Charlesa Dickensa (pod takim właśnie tytułem ta książka funkcjonuje w powszechnej świadomości – wbrew oryginalnej Kolędzie prozą) trzeba komukolwiek przedstawiać? Wydaje się, że praktycznie każdy miał okazję zetknąć się z historią Ebenezera Scrooge’a w tej czy innej formie – nie tylko dzięki książce czy jej rozlicznym ekranizacjom, ale także najprzeróżniejszym przeróbkom. To wszak bardzo inspirująca opowieść! Jeden z najważniejszych (a zarazem najbogatszych i najbardziej skąpych) mieszkańców Kaczogrodu nosi imię Scrooge McDuck (w Polsce znany jako Sknerus McKwacz), właśnie po głównym bohaterze Opowieści wigilijnej. To Sknerus wcielił się w tę rolę w Disneyowskiej ekranizacji Dickensa pod tytułem Opowieść wigilijna Myszki Miki. Jeden z odcinków Jetsonów stanowi przeróbkę Opowieści wigilijnej, choć bez wątku świątecznego, a Flintstonowie w jednym z filmów wystawiają dzieło Dickensa na scenie (pomińmy fakt, że akcja dzieje się na wiele lat przed narodzinami Chrystusa). Ta historia rozgrywała się także w uniwersum Looney Tunnes (z Kaczorem Duffym w roli Scrooge’a). Również mupety doczekały się własnej wersji Opowieści wigilijnej. Czasami sam pomysł zostaje wzięty z Dickensa i przerobiony (jak w niezbyt dobrze przyjętym filmie Zołza z Małgorzatą Kożuchowską). Także pisarze od lat wykorzystują tę historię, aby napisać jej współczesne wersje – zwykle są to ciepłe historie o przemianach bohaterów w obliczu Bożego Narodzenia. Przychodzą na myśl takie powieści jak Noelka Małgorzaty Musierowicz czy Stokrotki w śniegu Richarda Paula Evansa. A jak sama Opowieść wigilijna czyli kolęda prozą przedstawia się w nowym tłumaczeniu autorstwa Jacka Dehnela? Dodam jeszcze, że najnowsze wydanie wzbogacone jest o imponujące ilustracje Lisy Aisato – zobrazowane postacie wyglądają wiarygodnie, a tło doskonale współgra z kolejnymi zdarzeniami.
„Ach! Cały ten Scrooge był jak zaciśnięta garść, jak szlifierski kamień! Stary chciwy grzesznik, co tylko by wyduszał, zdzierał, cisnął, wyskrobywał i ściągał! Twardy i ostry jak krzemień, z którego żadna stal nigdy nie wydobyła hojnego ognia; skryty, zamknięty w sobie, samotny jak ostryga. Jego wewnętrzne zimno mroziło starczą twarz: szczypało w szpiczasty nos, marszczyło policzki, usztywniało krok; to od tego oczy miał czerwone, a wąskie wargi – sine; mówił przebiegle, głosem zgryźliwym. Lodowaty szron okrywał jego głowę, brwi i żylastą szyję. Ten swój chłód wszędzie obnosił; mroził nim biuro nawet w porze kanikuły, a i na Boże Narodzenie nie topniał ani o stopień.”
Ebenezer Scrooge to człowiek nieżyczliwy, skąpy i chciwy. Po śmierci swojego wspólnika Jakuba Marleya, sam prowadzi firmę (nie jest sprecyzowane, czym właściwie się zajmuje – czy chodziło o pożyczki, czy o udzielanie kredytów, bądź skupowanie długów). Nie nawiązał przyjaźni, wzbudza powszechną niechęć, odpycha od siebie innych. Dickens wykreował takiego bohatera, którego – zdawałoby się – nic nie jest w stanie przełamać w jego zatwardziałości. A jednak wydarza się coś niezwykłego – Scrooge ma wrażenie, że kołatka w jego domu zaczyna przypominać twarz zmarłego wspólnika. Jest to o tyle osobliwe, że „Scrooge był najbardziej może pozbawionym fantazji człowiekiem w całym Londynie, wliczając w to nawet – co jest śmiałym założeniem – miejskich urzędników, rajców i lokajów”. Wkrótce sam Marley odwiedzi bohatera i zapowie nadejście trzech innych reprezentantów zaświatów.
Ebenezer Scrooge dzięki kolejnym duchom wyrusza w podróż przez własne życie. Charles Dickens w ten sposób uwiarygadnia jego portret psychologiczny, budując silny kontrast między jego dawnym życiem a obecnym. Widzimy Ebenezera w chwilach wielkiego szczęścia i wielkiego smutku. On sam niekiedy ledwo poznaje siebie. Lód, który otaczał jego serce, stopniowo topnieje. Bohater jest gotowy do dalszej nauki („Zeszłej nocy szedłem pod przymusem i dostałem lekcję, która dopiero teraz zaczyna przynosić owoce. Jeśli chcesz mnie dziś czegoś nauczyć, to chciałbym z tego skorzystać”). Jednak lekcje będą ciężkie. Ebenezer Scrooge zajrzy do cudzych domów, pełnych radujących się – często na przekór biedzie – ludzi, ale także będzie podglądał ludzi w wielkim kryzysie (jak Cratchitów po śmierci Tyciego Tima – przyznam, że dla mnie to już zawsze będzie Mały Tim, ale to tłumaczenie jest bliższe oryginału). W końcu ostatni z duchów zaprowadzi Scrooge’a na cmentarz. Łatwo przewidzieć, że po tej lekcji nie będzie już tym samym człowiekiem.
To bardzo prosta historia – napisana dla pieniędzy – okazała się jednym z najważniejszych dokonań Dickensa. Pierwsi czytelnicy pokochali Opowieść wigilijną i ta miłość niesie się przez kolejne pokolenia. Ta książka nadal potrafi wzruszyć do łez. A warto przy okazji zwrócić uwagę na świetny warsztat Dickensa, jego łatwość opowiadania historii, błyskotliwy angielski humor („Jeśli jakimś sposobem, co mało prawdopodobne, poznacie człowieka, który jest hojniej obdarzony śmiechem niż siostrzeniec Scrooge’a, to mogę tylko powiedzieć, że również chciałbym go poznać. poznajcie mnie z nim, a ja będę tę znajomość pielęgnował”) i umiejętność tworzenia plastycznych opisów:
„Głęboko w trzewiach tej niesławnej okolicy znajdował się sklepik o daszku nasuniętym nisko jak nawis brwi, gdzie handlowano żelastwem, szmatami, flaszkami, kośćmi i tłustymi podrobami. Wewnątrz na podłodze piętrzyły się hałdami zardzewiałe klucze, gwoździe, łańcuchy, zawiasy, pilniki, wagi, odważniki i złom wszelkiego innego rodzaju. W górach odrażających ścierek, kupach zepsutego tłuszczu i stertach kości gnieździły się i pęczniały tajemnice, które mało kto chciałby zgłębić.”
Opowieść wigilijna, czyli kolęda prozą Charlesa Dickensa zachwyca od niespełna dwóch wieków – i trudno się temu dziwić! To matka krzepiących świątecznych opowieści. Dajcie i wy (znów) uwieść się tej historii – nie tylko na Święta!
I wesołych Świąt!
Źródło cytatów: Charles Dickens, Opowieść wigilijna, czyli kolęda prozą, tłum. Jacek Dehnel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023.
Źródło grafiki: https://www.quartertothree.com/fp/2019/12/21/christmas-carol-movies-stave-v-a-christmas-carol-1984/