Bywamy uprzedzeni do którejś książki, bywa też, że autor kojarzy ma się negatywnie. Może zwyczajnie obawiamy się bliskiego zapoznania? Tymczasem literackie przyjaźnie mogą się narodzić zupełnie nieoczekiwanie. Jedna z moich narodziła się właśnie na wybitnie wręcz niepodatnym gruncie.
Czasami zdarza się, że znajdziemy jakąś ciekawą książkę przez zupełny przypadek – a może to one nas znajdują? Niedawno buszując po jednym z serwisów czytelniczych, natrafiłem na Drugie życie pani Marii Moniki Warneńskiej z 1966 roku. Okazało się, że to powieść biograficzna, której bohaterką jest Maria Konopnicka. Przyznam, miałem trochę obaw – no bo co jeśli ta książka okaże się niestrawną laurką? Albo została naszpikowana propagandowymi treściami? Mimo wszystko nie mogłem się powstrzymać – wrzuciłem Drugie życie pani Marii do koszyka przy okazji zakupów w jednym z antykwariatów internetowych.
Powieść rozpoczyna się piękną sceną – oto Maria Konopnicka, jeszcze nie uznana pisarka, jeszcze nie wieszczka ludu, ale zaledwie początkująca poetka, dopiero próbująca swoich sił w pisaniu, spotyka się z pochwałą swego wiersza W górach – a jej pióro pochwalił sam Henryk Sienkiewicz! Napisał: „Pod wierszem znalazłem napis: Maria Konopnicka. Nie znam tej poetki. W każdym razie ta pani lub panna ma prawdziwy talent, który prześwieca przez wiersze jak promienie świtu przez mgłę”. Oto jak w powieści Moniki Warneńskiej reaguje tytułowa pani Maria:
„Rozejrzała się wokół, jak gdyby obudzona ze snu. Wszystko jest takie samo, jak przedtem. Nad głową szeleszczą liście. Ziemia pachnie upalnym latem. Z daleka dobiegł śmiech dziecięcy. A jednak coś jest inaczej. jak gdyby w nagłym przebłysku światła, w raptownym uchyleniu szczelnie zawartych drzwi pojawił się inny świat, nowy ląd. Ląd nieznany, świat odmieniony, piękniejszy. Inne życie. drugie życie.”
Tu pora na dygresję: kiedy mówię, że czytam Konopnicką, często napotykam na mur autentycznego zdumienia. „Po co?”, „Przecież to takie nudne”, „Nie masz czegoś innego? Jest tyle współczesnych książek”. Wydaje się, że większości Maria Konopnicka kojarzy się z postacią uwiecznioną na cokołach, autorką Sierotki Marysi, Roty i kilku smutnych, nielubianych nowel. Nie chce się jej bliżej poznać – bo po co dotykać zimnych, nieruchomych pomników? Nawet jeśli Maria Konopnicka przeżywa dzisiaj swoiste drugie życie w świadomości społecznej – wyrywają ją sobie jako ikonę narodowcy i przedstawiciele środowiska LGBTI – jej twórczość „pozaszkolną” pokrywa kurz. Wyjątkiem są tu chyba biblioteki uniwersyteckie.
Sam długo miałem podobne podejście do utworów Marii Konopnickiej. Coś się we mnie zmieniło dopiero na studiach, kiedy w ramach zajęć z pozytywizmu omawialiśmy Naszą szkapę. Okazało się, że to nie jest tylko opowiadanie o dzieciach, które – nie wiedzieć czemu – bardziej interesuje zabawa z tytułową szkapą niż pogrzeb własnej matki. Ten tekst miał w sobie głębię, nieoczywistą symbolikę. Myślę, że tamte ćwiczenia przekształciły mój pogląd na nowelki pozytywistyczne.
A jednak do Marii Konopnickiej wróciłem długo po studiach i to zupełnym przypadkiem. Kiedy przeglądałem rzeczy, które zostały w opustoszałym już mieszkaniu po moich ukochanych dziadkach, natrafiłem na rozlatującą się książkę Marii Szypowskiej Konopnicka jakiej nie znamy. Była to ważna pozycja w księgozbiorze moich dziadków – pamiętałem ją z dzieciństwa, wyeksponowaną na meblościance. Wziąłem ją sobie na pamiątkę – co tu kryć – bardziej z poczucia polonistycznego obowiązku niż potrzeby lektury. Przeleżała zapomniana w czeluściach regału kilka lat, aż znów przypadkiem wpadła mi w ręce. Zacząłem czytać i nie mogłem się oderwać. Zafascynowała mnie Maria Konopnicka, odważna kobieta, spełniająca artystyczne ambicje na przekór oczekiwaniom społecznym. Celebrytka swoich czasów. Matka daleka od wizerunku Matki Polki. Ciekawa świata podróżniczka. Kobieta wyczulona na cudzą krzywdę. Wreszcie – świetna pisarka.
Szybko uzupełniłem księgozbiór o obszerny wybór nowel Marii Konopnickiej – i oniemiałem. Te opowiadania okazały się genialne w swym wyrafinowaniu ukrytym za pozornie prostymi historiami. Wysmakowane językowo, autentyczne psychologicznie, zdumiewająco mocne, nie dawały o sobie zapomnieć. A tematyka? Odrzucenie. Zdrada w związku. Nieślubne dzieci. Seks. Trudne relacje między rodzicami i dziećmi. Alkoholizm. Tragiczne wypadki. A większość z tego inspirowana rzeczywistością. Wracam do tych opowiadań do dziś – aby odkryć ich kolejne warstwy, aby znów się zachwycić. Możecie mnie nazwać polonistycznym świrem – imponuje mi to, wcale nie obraża! – ale Maria Konopnicka dołączyła do tych autorek, które mnie fascynują, których tajemnicę chciałbym zgłębić.
Dlatego od paru już lat co jakiś czas sięgam po kolejne książki Konopnickiej, albo jej biografie. Drugie życie pani Marii może nie jest literackim arcydziełem, widać tu luki, bliżej końca całość traci impet. Jednak jest zarazem powieścią zrodzoną z autentycznej fascynacji. Monika Warneńska stara się zrozumieć Konopnicką jako silną i niezależną kobietę, która w pewnym momencie porzuciła utarte schematy, zbuntowała się względem przypisanych sobie powinności, wybrała drugie życie – to, które było jej przeznaczone.
Dawno żadna lektura nie sprawiła mi tyle czystej przyjemności – no ale tak to jest z tymi literackimi przyjaźniami, nieprawdaż? A czy wy zawarliście podobne literackie przyjaźnie – nieoczekiwane lub zrodzone w niesprzyjających okolicznościach?
Źródło cytatów: Monika Warneńska, Drugie życie pani Marii, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1966.
Źródło grafiki: https://www.kuriergalicyjski.com/historia/postacie/101-k/1104-konopnicka-jakiej-nie-znamy