W najnowszym numerze czasopisma „T.Y.T.U.Ł” znalazło się znakomite opowiadanie Pawła Izydorczyka „Frank”, które powstało na jednym z kursów Pasji Pisania. To bardzo udany debiut!
To dla nas zawsze wspaniały dzień, kiedy nasi kursanci debiutują! Do tego grona właśnie dołączył Paweł Izydorczyk. Jego opowiadanie Frank znalazło się na łamach czasopisma „T.Y.T.U.Ł”. To nietuzinkowa opowieść o człowieku, który żyje niejako pod dyktando własnej nerwicy natręctw. Paweł o sobie pisze tak:
Szczęśliwe dziecię roku 1986. Absolwent Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Zawodowo koordynator pracy lecznicy weterynaryjnej. Prywatnie miłośnik literatury i psów rasy boston terier. Wielbiciel twórczości Terry’ego Pratchetta, spacerów po lesie i psioczenia na bliżej nieokreślonych ludzi z bliżej nieokreślonych powodów.
Paweł zaczął swoją przygodę z Pasją Pisania na Internetowym Kursie Podstawowym (prowadzonym przez Jarosława Czechowicza) w październiku 2023 roku. Ja poznałem go na kursie Pasja Pisania I w grudniu tego samego roku. Urzekła mnie przede wszystkim jego wrażliwość, pomysłowość, otwarcie na różnego typu historie. Każda jego praca była dla mnie wielką niespodzianką. To właśnie podczas tego kursu powstał Frank. Później Paweł wziął jeszcze udział w Kursie Inspiracje.
A oto początek tego świetnego opowiadania:
„Frank budził się codziennie o szóstej trzydzieści siedem. Nieważne czy był to środek tygodnia, czy niedziela. Robił tak z konkretnego powodu. Kiedyś obudził się dokładnie o tej porze i nic złego nie spotkało go przez cały dzień. Korelacja godziny pobudki i braku nieszczęść była oczywista. Uznał szóstą trzydzieści siedem za bezpieczną. Nie chciał ryzykować wstawania o innej porze, skoro ta była pewna.
Nie zwracał uwagi czy wstanie z łóżka lewą, czy prawą nogą. Uważał to za głupi przesąd. Nawiasem mówiąc, Frank nie wierzył w przesądy. Powtarzał, że zabobony są domeną głupców. Wierzył za to we wzajemną zależność wszystkiego, co go otacza. Nawet najmniejsze zdarzenie może wywołać poważne i niemożliwe do przewidzenia konsekwencje. Niektórzy nazywali to efektem motyla.
Mechanizmy tworzące rzeczywistość były skomplikowane, ale poznał jedną z zasad ich działania. Założenie było proste. Jeśli spotkała go przykra sytuacja, należało znaleźć wydarzenie powiązane z nią w przeszłości. Frank analizował ostatnie dwadzieścia cztery godziny wstecz. Wiedział, że tyle wystarczy. Powiązania między wydarzeniami nie sięgają dalej. Przykładowo: kiedyś dostał straszny opieprz od szefa. Było to w poniedziałek. Przypomniał sobie, że w niedzielę wieczorem obcinał paznokcie. Od tamtej pory nigdy więcej nie obcinał ich w niedzielę.
Liczba odkrytych zależności rosła przez kolejne lata. Prania nie robił w piątki, bo groziło to awarią samochodu w sobotę. Dentysty nie należało umawiać na godzinę jedenastą, bo znieczulenie nie zadziała. Absolutnie zabronione było robienie zakupów w sobotę, gdyż gwarantowało to ból brzucha następnego dnia. Uzbrojony w tak szeroką wiedzę żył spokojnie i komfortowo. Mieszkał sam, więc nikt nie przeszkadzał w codziennych rytuałach. Wszystko działało jak w szwajcarskim zegarku.
Frank pracował w redakcji lokalnej gazety. Do jego obowiązków należało prowadzenie działu nekrologów. Ludzie umierali często. O większości wstawiał tylko krótką informację lub notkę na prośbę rodziny. Jeśli przekręcił się ktoś w miarę znany, należało napisać krótki tekst o dokonaniach denata.
Szczególnie interesowały go doniesienia o wypadkach śmiertelnych. Zdarzenia, w wyniku których dana duszyczka zawinęła się za wcześnie z tego padołu. Zastanawiał się wtedy godzinami, co takiego zaszło. Jak nieszczęśnik wywołał taki, a nie inny ciąg zdarzeń.
Zastanawiał się, co by było, gdyby potrafił widzieć powiązania do przodu, a nie tylko wstecz. Cóż to byłaby za moc. W marzeniach Frank widział siebie jako superbohatera ratującego ludzi. Podchodziłby do pięknej dziewczyny w galerii handlowej i mówił, żeby nie kupowała upatrzonej sukienki, bo zginie z ręki gwałciciela w ciągu dwudziestu czterech godzin. Ta dziękowałaby mu ze łzami w oczach i wpadała w ramiona. Potem żyliby długo i szczęśliwie, bo Frank wiedziałby o wszystkich możliwych nieszczęściach, jakie mogą na nich czyhać. Często odpływał w tego rodzaju fantazje.
Pokój w redakcji dzielił z niejaką Agnes. Była starą, brzydką babą odpowiedzialną za horoskopy. Szczerze jej nienawidził. Nie dość, że kładła ludziom bzdury do głowy, to jeszcze sama w nie wierzyła. Powtarzała, że jej dar jest prawdziwy, a Frank powinien zapoznać się ze światem duchowym, bo jest zacofany i twardogłowy. Gdyby tylko wiedziała, że on jest o kilka poziomów nad nią. Nigdy jednak nie wdawał się w dyskusję. Uważał, że nie ma co się z głupią sprzeczać. Lepiej przemilczeć.
Był piątek, godzina piętnasta. Za oknem panował półmrok. Jak na początek grudnia spadło sporo śniegu”.
Co się zdarzyło w ten grudniowy piątek? Zapraszam do lektury – tutaj.
Paweł, w imieniu całego zespołu Pasji Pisania. serdecznie ci gratuluję wielkiego pisarskiego sukcesu! Oby tak dalej!
Źródło cytatu: https://viewer.desygner.com/BUEenbJ_apK/?fbclid=IwAR1pyMdNQY69SU1CL51vZfzvXZqy8JODeqQzJE6qBOzZAY1kd4Xvnx8Zuxk
Super, Paweł serdecznie gratuluję 🙂
Dzięki 🙂
Paweł, gratulacje! 😉
Dzięki 🙂
Gratulacje! Super Paweł.