Lektura na weekend – Nazistowska noc Walpurgii

Czy możliwa jest miłość w najstraszniejszym miejscu na ziemi? Oficer SS zakochuje się w żonie komendanta obozu koncentracyjnego. A zatem romans czasów wojny? Bynajmniej. Martin Amis w „Strefie interesów” proponuje czytelnikowi dużo więcej.

O wydanej dziesięć lat temu powieści historycznej Strefa interesów Martina Amisa znów zrobiło się głośno za sprawą niedawnej nagrodzonej Oscarami ekranizacji pod tym samym tytułem. Trudno stwierdzić, ile film ma wspólnego z literackim pierwowzorem. Można odnieść wrażenie, że twórcy wersji filmowej poszli w nieco innym kierunku, tam, gdzie Amis zastosował swoisty „kostium” bądź metaforę, ekranizacja stawia na mówienie wprost. Być może to dwie całkiem różne historie, choć rozgrywające się w tym samym piekle (dodam dla porządku, że stwierdzam to wyłącznie obejrzawszy zwiastun). Warto poznać ów literacki pierwowzór.

„Człowiek nigdy nie jest na czyimś miejscu. I to prawda, co mówią, tu w KL: nikt nie zna siebie samego. Kim jesteś? Nie wiesz. A potem przybywasz do strefy interesów i ona ci mówi, kim jesteś”.

Martin Amis w swojej powieści oddaje głos trzem narratorom. To całkiem odrębne świadectwa. Historie trzech mężczyzn powiązanych z obozem (chodzi o Auschwitz, choć jego nazwa w powieści nie pada). To Angelus „Golo” Thornsen, oficer SS, Paul Doll, komendant obozu (odpowiednik Rudolfa Hössa) oraz więzień obozu – Szmul zatrudniony w Sonderkommando (oddział do zadań specjalnych, zatrudniony przy krematorium). Dla Paula Dolla to miejsce pracy, związane ze swoistym prestiżem. W swojej spisanej opowieści zmaga się nie tylko z wyzwaniami, jakie stawia przed nim funkcja komendanta obozu, ale i z kryzysem (czy też właściwie nieustannie buchającą nienawiścią) w swoim małżeństwie. Hannah Doll go odtrąca, znieważa, nie daje mu zapomnieć, kim dla niej jest. Dla Golo obóz staje się miejscem, w którym rozegra się… nie, historia miłosna. Raczej: historia fascynacji, której obiektem jest „Frau Doll, pierwsza dama KL”. Próbuje się do niej zbliżyć, choć wie, jakie mogą go czekać konsekwencje, gdyby mąż Hannah dowiedział się o ich ewentualnym romansie („W koncentracyjnym uniwersum, podlegającym powszechnej presji śmierci, człowiek nie robił sobie takiego wroga; Doll musiał pchnąć tę presję w wybranym przez siebie kierunku”).

Jakże inna i przerażająca jest perspektywa Szmula – mężczyzny, który stracił wszystkich bliskich, nadzieję, a teraz w jakiś sposób próbuje zrozumieć funkcjonowanie obozu i jednostki w tej machinie i tym samym nie całkiem świadomie ocalić swoje człowieczeństwo. Dla Dolla to „trupiarz” czy wręcz „padlinożerca”. Właściwie ma w sobie coś z filozofa. Dla niego Auschwitz to rodzaj przerażającego zwierciadła, które ukazuje duszę człowieka. Tylko że w opowieści można odwrócić wzrok – obóz nie pozwala na taką ucieczkę.

I właśnie Auschwitz w powieści jest miejscem, w którym może przejrzeć się człowiek w przerażającym momencie Wielkiej Historii. Szmul wie, że po zginie, nie zobaczy już bliskich, ale też zdaje sobie sprawę, że świat staje na głowie – i nie da się już w nim funkcjonować na zwyczajnych zasadach. Gelo także wie, jaką potwornością jest obóz, przeraża go to miejsce („Tutaj, niemalże na okrągło, człowieka dopadało wrażenie, że mieszka na terenie jakiegoś domu wariatów, ogromnego, a przy tym pękającego w szwach”). Mogłoby się wydawać, że Gelo dzięki swojej miłości do Hannah staje się kimś lepszym, wszak zaczyna dostrzegać więcej, odkrywa w sobie większą wrażliwość na to, co dzieje się dookoła (to bohater, który ciągle funkcjonuje jakby między dobrem i złem). Paul Doll w tej swojej spowiedzi jawi się tym, kim nie chciałby być. Może usilnie powtarzać: „wciąż należy podkreślać, że jestem normalnym człowiekiem, który ma normalne uczucia”, skarżyć się: „Jestem całkowicie normalny. A jakoś nikt tego jakby nie rozumie”, jednak z opowieści wyłania się zwyrodnialec i psychopata. Przebywanie w Auschwitz ma wpływ nie tylko na więźniów, ale także na tych, którym – w teorii – nie grozi żadne niebezpieczeństwo. Koszmar obozu staje się też ich udziałem (choć niekoniecznie zaraz czyni z nich ofiary). Hannah Doll powie: „Posłuchaj. Wyobraź sobie, jakie by to było obrzydliwe, gdyby w tamtym miejscu zrodziło się coś dobrego”.

Martin Amis robi coś oryginalnego – przedstawia Auschwitz z perspektywy oprawców, osób, które zyskały panowanie. Snuje pozornie prostą fabułę, ale nadaje jej sporo głębi. Swoje postacie rysuje z wielką uwagą. Ma się wrażenie wielkiej wiarygodności (zresztą, jak można wnioskować z posłowia, pisarz przeprowadził naprawdę solidny research), ale też wieloaspektowości. Z przerażeniem można śledzić sceny, w których hitlerowcy prowadzą zwyczajne życie (na przykład, wydając przyjęcia), kiedy właściwie za ścianą umierają ludzie. Choć od II wojny światowej minęły całe dekady, wciąż przerażają te rozmowy osób oddanych ideologii nazistowskiej, te parszywe teorie przytaczane z pełnym przekonaniem (nawet wtedy, gdy wojna zmierza nieustępliwie ku przegranej Niemców). Choć tyle razy dzięki dziełom kultury widziało się pewne sceny, nadal przeraża zwodzenie człowieka, jego upodlenie przez inną istotę ludzką. Wbrew pozorom nie ma tu wiele brutalnych scen. Amis często posługuje się niedopowiedzeniem czy metaforą. Jak w opisie kota, który regularnie i bezwzględnie wyłapuje myszy w domu Thormsena:

„Maks – Maksik – siedział wyprostowany i nieruchomy na gołych, białych deskach. Pod opieszałą łapą trzymał w areszcie małą, zakurzoną szarą mysz. Wciąż jeszcze wstrząsana życiem wpatrywała się w niego i zdawała się uśmiechać – zdawała się uśmiechać przepraszającym uśmiechem; potem Maks spojrzał w inną stronę i wtedy życie wyfrunęło z niej. Od nacisku łap? Ze śmiertelnego strachu? Cokolwiek to było, Maks z miejsca pochłonął swój posiłek”.

Strefa interesów to nie jest literatura łatwa nie tylko tematycznie. Amis sporo wymaga od czytelników, ale też wiele oferuje w zamian. To taka powieść, która otwiera na refleksję, każe się zmierzyć z tematami, które najchętniej włożylibyśmy między karty już dawno minionej historii – a tego zrobić nie sposób. Wiele się teraz mówi o wykorzystaniu tragedii Holocaustu dla literatury, o jej banalizowaniu w przewidywalnych, często przekłamanych czytadłach z Auschwitz w tytule, które jedynie grają na emocjach, nie oferując wiele więcej. Polski wydawca zdaje się nieznacznie skręcać w tę stronę dodając na okładce niemal romansowy podtytuł: „Miłość w czasach Zagłady”. Jednak Strefa interesów to na pewno nie ten przypadek. Warto się z nią zapoznać, choć to będzie ciężka emocjonalna przeprawa.

Źródło cytatów: Martin Amis, Strefa interesów, tłum. Katarzyna Karłowska, Wydawnictwo Rebis, Poznań 2024.
Źródło grafiki: https://www.glamour.pl/artykul/kultura-na-weekend-strefa-interesow-w-przerazajacy-i-poruszajacy-sposob-pokazuje-historie-ktora-zna-kazdy-z-nas-to-za-ten-film-mamy-polskie-oscary

6 Replies to “Lektura na weekend – Nazistowska noc Walpurgii”

  1. Pisarczyk Amator says: Odpowiedz

    Wszystko fajnie, pozycja na czasie i dużo ciekawsza niż kolejna książka Jane Austen, tylko skąd tytuł wpisu?
    Co ma wspólnego ta opowieść o obozowej fascynacji żoną komendanta i o tym, że „byt określa świadomość” z nocą Walpurgii?
    Ani tu się nic nie dzieje na górze Brocken, ani czarownic też nie ma tam za wiele chyba że Hanah Doll by jako taką potraktować. Może chodzi o to, że Noc Walpurgii kojarzy się z pragermańskimi wierzeniami, które tak fascynowały Hitlera? Albo o skojarzenia, że Noc Walpurgii to także taki germański odpowiednik Nocy Kupały (słupy majowe zamiast wianków), a książka w końcu o zakochaniu?

    Mam wrażenie, ze coś mi umyka. Mistrzu oświeć mnie bom ciemny jak tabaka w rogu – dlaczego taki tytuł?

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Tytuł nawiązuje do jednej z części powieści:)

  2. Pisarczyk Amator says: Odpowiedz

    Bardzo dziękuję za wyjaśnienie. Wiem teraz dlaczego Mistrz tak nazwał posta, ale w celu zrozumienia dlaczego Noc Walpurgii ma cokolwiek wspólnego z akcją „Strefy interesów” będzie chyba trzeba tę książkę przeczytać. 😉

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Polecam:)

  3. Pisarczyk Amator says: Odpowiedz

    Przebrnięcie przez to dzieło zajęło mi wiele tygodni. Czytanie szło jak krew z nosa, co najmniej jakbym meczyl 'Anie z Zielonego Wzgórza’. Ale zaparłem się, żeby dotrzeć wreszcie do nocy Walpurgii. A ta okazała się po prostu datą. Zero mistyki. Lekki zawòd.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Mimo wszystko dzięki, że podzieliłeś się wrażeniami.
      A „Anię z Zielonego Wzgórza”, jak pewnie zauważyłeś, lubię:)

Dodaj komentarz