Lektura na weekend – Covidowy Dekameron

To był wyjątkowy projekt już od momentu szumnej zapowiedzi, aż do jego realizacji! Oto spotkało się kilkudziesięciu znanych ludzi pióra, żeby zespołowo napisać powieść z pandemią koronawirusa w tle. A wszystko zainspirowały na równych prawach i rzeczywistość, i literatura.

„Trzymacie w dłoniach powieść wyjątkową, jedyną w swoim rodzaju. Angielskie słowo novel, czyli powieść, pochodzi od łacińskiego novellus i oznacza historię, która nie jest przeróbką znanej już narracji, mitu czy biblijnej paraboli, ale czymś nowym, świeżym, zaskakującym, zabawnym i niezwykłym. Czternaście nocy wypełnia tę właśnie definicję. To powieść zespołowa – tak oryginalna i rewolucyjna, że można by ją nazwać wydarzeniem literackim. Napisało ją trzydzieścioro sześcioro autorów i autorek ze Stanów Zjednoczonych i Kanady, którzy tworzą w rozmaitych gatunkach, mają od trzydziestu kilku do osiemdziesięciu kilku lat, pochodzą z różnych kultur, środowisk politycznych i społecznych, wyznają różne religie. Nie jest to powieść w odcinkach, nie ma też kompozycji ramowej na wzór Dekameronu czy Opowieści kanterberyjskich. To prozatorski novellus w dawnym i najprawdziwszym znaczeniu tego słowa.”

Pandemia koronawirusa spadła na świat cztery lata temu, na długo zmieniając jego oblicze. Jej echa są z nami do dziś. Zdarzenia o takiej skali nie pozostają bez wpływu na literaturę. Początkowo niektórzy pisarze i pisarki celowo dystansowali się od tego tematu, umieszczając akcję swoich najnowszych powieści w czasach przedpandemicznych. A jednak ten czas i ten motyw pojawia się coraz częściej – w reportażach czy w literaturze pięknej. Covid obecny jest również w książce Czternaście nocy. To wyjątkowy projekt literacki, w którym wzięli udział tacy twórcy jak m.in. Margaret Atwood, Douglas Preston (ci dwoje byli odpowiedzialni za opiekę redakcyjną), Emma Donoghue, Dave Eggers, Diana Gabaldon, Tess Gerritsen, John Grisham, Erica Jong, Celeste Ng, Ishmael Reed, Hampton Sides, R. L. Stine czy Meg Wolitzer, znani już polskim czytelnikom.

Akcja obejmuje dwa tygodnie – od 31 marca do 13 kwietnia 2020 roku. Miejscem akcji jest jeden z budynków mieszkalnych zlokalizowanych w Nowym Jorku, właściwie rudera: Fernsby Arms. To czas pandemii i lockdownu. Mieszkańcy metropolii, którzy mogli sobie na to pozwolić, wyjechali z miasta – lecz nie ci z Fernsby Arms. Wieczorami lokatorzy spragnieni kontaktów międzyludzkich zbierają się na tarasie na dachu budynku. Pozostają w odpowiedniej odległości, ale mimo to nawiązują relację. Każdy z bohaterów ma jakąś historię do opowiedzenia. Wszystkich słucha uważnie Yessenia Grigorescu, od niedawna dozorczyni tego przybytku. To ona nagrywa i spisuje i komentuje opowieści lokatorów i pandemiczną rzeczywistość z jej przerażającymi statystykami. Sama stara się trzymać z boku. Jednak w końcu staje się częścią tej grupy. Chociaż z początku udaje, że pandemia ją po prostu irytuje, a sam covid jest dla niej niegroźny („O siebie się nie martwię – mam tylko trzydzieści lat i jestem na tyle młoda, że podobno wirus nie powinien mnie załatwić, jedynym problemem jej astma”) i ona się martwi: nie może się skontaktować z domem opieki, gdzie przebywa jej chory na alzheimera ojciec.

Gromadzenie się na tarasie – wbrew obowiązującym przepisom! – staje się swoistą strategią przetrwania dla bohaterów („Wydawali się wręcz upojeni tym buntem, jakby łamiąc zasady właściciela budynku, pokazywali także środkowy palec pandemii”). Mieszkańcy zaczynają się poznawać, rodzą się sympatie i antypatie. Ludzie, którzy w normalnych warunkach nawzajem by się sobą nie zainteresowali, teraz są skazani na własne towarzystwo. Płyną kolejne opowieści, które stają się swego rodzaju „wkupnym”, walutą pozwalającą przynależeć do grupy („- Wydaje mi się – ciągnął – że ceną za możliwość schronienia się na naszym dachu powinno być opowiedzenie historii. Jednej. Każdy. Z. Nas. – Spojrzał na grupę z nauczycielskim wyczekiwaniem”). Inspiracje Dekameronem są tu oczywiste. I u Boccaccia grupka przyjaciół chroniła się przed zarazą w odosobnieniu i umilała sobie czas opowiadaniem przeważnie zabawnych, a bywało, że i pieprznych historyjek. W Czternastu nocach nad bohaterami unosi się wyraźnie widmo niebezpieczeństwa („Mieliśmy nadzieję, że opowiadając te wieczorne historie, nie skazujemy się nawzajem na niewidzialną śmierć”).

Trudno streszczać wszystkie historie opowiedziane na dachu. Znajdziemy tu na przykład opowieść z atakiem terrorystycznym na World Trade Center w tle. Historię o rzucaniu klątw zgodnie z obecnymi w Chinach wierzeniami. Opowieści o chorobach (jedna z najciekawszych – o chłopcu cierpiącym na polio). O rodzinach – o tym, jak pewien chłopiec dostał wyjątkowy prezent na Święta, para gejów chciała zaadoptować dziecko, a pewną dziewczynkę dręczył koszmar mający swoje korzenie w odległej przeszłości. Wśród bohaterów trafią się i zakonnica przeczuwająca śmierć, i pajęcza dziewczyna, i terapeutka od królików, i zdeklasowany komik, i łakoma wyprowadzaczka psów, i zakochana kobieta, która zrobi wszystko, aby pomścić krzywdę najbliższej osoby, a nawet Szekspir. Nie zabraknie i duchów.  W tych nagromadzonych opowieściach pojawiają się prawdziwe perełki – jak historia o małym rozwozicielu prasy, który dorasta, czytając alarmujące nagłówki gazet o wojnie w Wietnamie:

„Rok 1968 to moje dorastanie. Zdefiniował nasze pokolenie. Kiedy jesteś dzieckiem, życie wydaje się początkiem »Niemożliwego Marzenia«, nowym, wspaniałym, pełnym obietnic, ale potem dorastasz i zaczynasz rozumieć, że to wszystko bzdury. Obudziliśmy się z dzieciństwa i znaleźliśmy w łodzi dowodzonej przez szaleńców i łajdaków rzuconej na ciemne morze, znoszonej przez prąd, zagubionej i pozbawionej mapy”.

Twórcy bawili się tym pomysłem – w pewnym momencie na dach wdziera się nieproszony gość i równie nagle znika. Niektóre historie wydają się absurdalne, inne okazują się zmyślone. Pojawia się opowieść napisana przez jedną z bohaterek, ale nieprzyjęta przez wydawcę. Ktoś, aby się wyłgać od opowiadania własnej historii, czyta znaleziony list ujawniający miłosny trójkąt. Kręcimy się w kółko kolejnych opowieści, a tu i ówdzie podrzucane są tropy, które prowadzą do nieoczywistego zakończenia, które zaskoczy wielu czytelników.

Tam, gdzie spotyka się tyle różnorodnych piór i wrażliwości, tam musi panować wielkie bogactwo – i to jest wielki atut tej powieści szkatułkowej. Mamy tutaj opowiadania prawie kryminalne, obyczajowe, głęboko psychologiczne, pokazujące zarówno tę doniosłą, jak i całkiem banalną stronę życia. Niektóre historie mogą zostać z czytelnikiem na dłużej, inne da się zapomnieć, gdy tylko przejdzie się do następnej. I tylko szkoda, że aby poznać autora czy autorkę danej części, trzeba pomagać sobie zamieszczonym na końcu, mocno nieintuicyjnym, zestawieniem. To niepotrzebne utrudnienie w skądinąd satysfakcjonującej lekturze.

Oto Dekameron na miarę XXI wieku, poprowadzony z wielkim rozmachem. Snucie opowieści znów staje się „triumfem człowieczeństwa w walce przeciw grozie i banalności wirusa”. Czy to rewolucyjny projekt? Na pewno ciekawostka, która świadczy o tym, jak żywa, plastyczna i inspirująca potrafi być klasyka literatury – od której jesteśmy wszak oddzieleni całymi epokami!

Źródło cytatów: Czternaście nocy. Powieść zespołowa, tłum. Dobromiła Jankowska, Dariusz Żukowski, red. Margaret Atwood, Douglas Preston, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2024.

Dodaj komentarz