Kilka miesięcy temu do naszych księgarń trafił Początek – kolejna wyczekiwana powieść Dana Browna, popularnego amerykańskiego autora poczytnych thrillerów. Okazuje się, że droga do sukcesu pisarskiego nie była prosta. Początek mógłby się nigdy nie ukazać – podobnie jak kilka innych powieści Browna.
Kod Leonarda da Vinci od chwili publikacji stał się bestsellerem. Tę powieść czytano na potęgę, wzbudzała kontrowersje i skrajne emocje – od entuzjazmu po nienawiść. Czytelnicy twierdzili, że trudno się od niej oderwać (jestem jednym z nich. Pozwolę sobie na małą osobistą dygresję. Wcale nie miałem zamiaru czytać tej książki – została mi podstępem „wciśnięta” podczas wyjazdu wakacyjnego. Jak zacząłem – tak pierwszego dnia przeczytałem 500 stron, a drugiego – pozostałe 60). Sukces Kodu Leonarda da Vinci sprawił, że w Polsce błyskawicznie pojawiły się wcześniejsze powieści Dana Browna – Cyfrowa twierdza, Anioły i demony i Zaginiony symbol.
Niedawno w „Newsweeku” ukazał się artykuł poświęcony Danowi Brownowi. Amerykański pisarz opowiada m.in. o tym, jak wygląda jego codzienne pisanie i jaka była droga do (nieoczywistego zresztą) sukcesu. Mało brakowało, a zrezygnowałby z pisania.
Oto fragment artykułu Dawida Karpiuka:
„Jego pierwszych książek też nikt nie czytał. Swój debiut, »Cyfrową twierdzę«, wydał, kiedy miał 34 lata. Znajomi mówili mu, że to szczęśliwie, bo w latach 90. 30-latkowie byli nowym głosem w amerykańskiej literaturze. Dwa lata wcześniej Chuck Palahniuk wydał swój debiutancki »Fight Club«. I też miał 34 lata. Ale »Cyfrowej twierdzy« nikt nie potraktował poważnie. Główną bohaterką powieści jest krypotolożka z agencji wywiadu, która razem z narzeczonym, profesorem uniwersytetu, musi złamać kod komputerowy zagrażający bezpieczeństwu milionów Amerykanów. W nielicznych recenzjach krytykowano marny styl i naiwną fabułę. Książka szybko trafiła na wyprzedaże.
Ale Brown nie rezygnował. Dwa lata później wydał »Anioły i demony«, pierwszą powieść o Robercie Langdonie, który za parę lat miał się stać jednym z najpopularniejszych bohaterów literackich w historii. Ale »Aniołów« też nikt nie chciał czytać. Podobnie jak wydanego w 2001 r. thrillera »Zwodniczy punkt«, trzeciej powieści Browna. Jeśli już ktoś je zauważał, to raczej jako literackie kurioza.
– Powiedzmy sobie szczerze: byłem kompletną porażką – uśmiecha się Brown. – Nikt nie chciał czytać moich książek, tak jak wcześniej nikt nie chciał słuchać mojej muzyki. Postanowiłem, że spróbuję z jeszcze jedną książką i jeśli znów się nie uda, dam sobie spokój z pisaniem”.
Tą książką okazał się właśnie Kod Leonarda da Vinci, który wywindował Dana Browna na szczyty pisarskiej popularności.
Do codziennych rytuałów pisarskich Dana Browna należy picie koktajlu witaminowego z ziarnami chia i kawy z dodatkiem masła i oleju kokosowego. Siada on do pracy o czwartej rano. Jego komputer co godzinę automatycznie blokuje ekran na minutę, a w tym czasie Brown wykonuje serię ćwiczeń. Pisze do południa, a potem robi sobie wolne na resztę dnia. Jednak jak podkreśla:
„Ale to nie znaczy, że moi bohaterowie idą za moim przykładem – uśmiecha się. – Mówią do mnie cały czas. Czasem trudno jest się na czymkolwiek skupić”.
Znacie to uczucie?
Droga do sukcesu – również pisarskiego – nie zawsze jest prosta. Ale systematycznością, wytrwałością i wiarą we własne siły można wiele osiągnąć!
Cały – bardzo ciekawy – artykuł Dawida Karpiuka możecie przeczytać tutaj.
Czy historia Dana Browna nie jest pouczająca? Może warto zrobić pierwszy (albo kolejny) pisarski krok w drodze do przyszłego sukcesu? Harmonogram kursu znajdziecie tutaj.
Zapraszamy!
Źródło tekstu i grafiki: http://www.newsweek.pl/kultura/ksiazki/sukces-dana-browna-czy-religia-musi-konkurowac-z-technologia-,artykuly,421708,1.html
Dana Browna poznałam wraz z „Kodem” czyli nie odbiegam od pozostałych czytelników. Myślę, że sięgnęłam po tę książkę już po jej sukcesie, gdy została okrzyknięta hitem. Podobało mi się w niej nawiązanie do symboliki w sztuce, temat rzadko poruszany. O sztuce pisze się najczęściej w specjalistycznych dziełach. Później sięgnęłam po „Anioły i Demony”. Bardzo lubiłam „Inferno”
„Zwodniczy punkt” mnie rozczarował, zatonęłam gdzieś w głębinach morza Arktycznego.
Ja nie sięgnąłem więcej po książki Dana Browna, choć „Kod Leonarda da Vinci” wspominam bardzo dobrze.
Przeczytałam „Anioły i demony”, potem „Kod…”, następnie „Zwodniczy punkt”, który tak mnie wciągnął, że nie odłożyłam dopóty, dopóki byłam spokojna, że bohaterom nic nie grozi. Potem przeczytałam jeszcze „Zaginiony symbol”. Pozostałe czekają w kolejce, jak wiele innych książek w moich regałach. Ale na pewno się doczekają. Co do Browna, imponuje mi znajomością tematu, który jest głównym tłem powieści, nawet jeśli nie wszyscy mu przyklaskują, trzeba przyznać, że porządnie zbiera materiał i informacje, a potem ciekawie się nimi dzieli z czytelnikami.
Rozumiem, Marcjanna – wiedza w temacie, na który się pisze jest bardzo ważna. Niby oczywiste – ale nie zawsze.