O pierwszym spotkaniu z erotyką i jeździe autobusem

Pamiętacie zabawę – nomen omen – „pamiętam, że”? Wiele osób stworzyło dzięki niej świetne teksty. Czas na zaprezentowanie kolejnych prozatorskich miniatur. Tym razem będzie i erotycznie, i rodzinnie, i zabawnie, i wzruszająco.

Zaproponowana przeze mnie zabawa pisarska „Pamiętam, że” bardzo was zainspirowała. Pora zaprezentować kolejne świetne teksty. Jeszcze raz bardzo dziękuję wszystkim, którzy uczestniczyli w tym pisarskim wyzwaniu. Może ktoś jeszcze chciałby dołączyć swoją miniaturkę? Można to zrobić tutaj lub w komentarzu do tego wpisu.

A teraz pora na zaprezentowanie kolejnych prac. Oto „Przyspieszona edukacja” – świetne opowiadanie, którego autorką jest Chomik Buszujący w Zbożu:

„Miałam wtedy lat sześć, a nawet sześć i pół. Zima przypuściła ostatni atak, zmroziła i zasypała śniegiem nasze podwórko. Huśtawki zyskały białe czapy, a piaskownica puchową pierzynkę. Na dwór wyjść mi zabraniano, a babcia musiała akurat wtedy pojechać z wizytą do swojej siostry, ponieważ rodzinę się odwiedza, a teraz była kolej babci. Atmosfera w domu zgęstniała, ponieważ kłopotem byłam ja i mój powrót z przedszkola. Kto mnie odbierze i gdzie się podzieję przez dwie godziny do powrotu mamy? Grzebałam widelcem w twarożku ze szczypiorkiem przysłuchiwałam się perorze mamy i nieugiętej postawie babci. Było to nieznośne, ponieważ i tak wiadomo było, kto wygra, pomimo elokwencji, więc postanowiłam podać mamie pomocną dłoń.
– Mogę pójść do Ani – mruknęłam półgłosem. Dorośli są czasami tacy ślepi na najprostsze rozwiązania.
– Skończ wreszcie jeść i przestań wydłubywać ten szczypiorek. Do łazienki, jutro znowu nie będziesz chciała wstać.
– Przestań ją strofować, ona ma rację.
Wiedziałam, babcia zawsze szybciej łapała, o co mi chodzi. Zwolniono mnie z kolacji, kiedy rozmowa zaczęła dotyczyć wtrącania się w wychowywanie i rozważanie mojego pomysłu.
W pamiętny dzień poszłam do domu Ani. Śliczny dom, z chińskimi obrazkami na ścianach i olbrzymią ilością książek, takich ciekawych, nie prawniczych, czy inżynieryjnych jak taty. Ciocia Ani po przyprowadzeniu nas z przedszkola zaraz wyszła, gdyż miała trzecią zmianę i tak zostałyśmy same na gospodarstwie. Przed wyjściem obdarzyła nas mnóstwem rad sprowadzających się do tego, aby nie otwierać drzwi i dobrze się sprawować. Nic nowego, tak zwykle mówili nam dorośli. Ania zarządziła całkowite zaciemnienie, ponieważ chciała mi coś ciekawego pokazać. Zasunęłyśmy więc kotary i narzuciłyśmy koc na stół.
– Tak trzeba. Musi być ciemność! – powiedziała widząc moje zdziwienie, po czym z wazy na biurku taty wydobyła kluczyk, otworzyła ostatnią szufladę i wręczyła mi stos kolorowych magazynów (to był Playboy, teraz to wiem), a sama pobiegła do kuchni po świecę.
Władowałyśmy się pod stół, uroczyście zapaliłyśmy świeczkę i zaczęłyśmy wertować czasopisma. Trochę było gorąco i niepokoiłam się o tę świeczkę, ale Ania powiedziała, że do oglądania potrzebny jest nastrój. Jak dla mnie, za mało było obrazków w tych czasopismach, choć niektóre – nie powiem – były ładne, jednak kiedy Ania powiedziała, że jej tato ogląda je po kryjomu przed nią to uznałam, że to ważne i należy przyjrzeć się zdjęciom uważnie. Chichrałyśmy się jak nigdy w życiu oglądając tych dorosłych w różnych pozach.
Dzwonka do drzwi nie usłyszałyśmy, a nawet przekręcenia klucza w drzwiach, kroków i dopiero kiedy koc został uniesiony rozległ się krzyk taty Ani zastygłyśmy jak żołnierze z terakotowej armii, o której kiedyś opowiedziała mi Ania.
– Są tutaj!
Rozpętała się dantejska awantura. Świeczka została zgaszona, a my wytargane spod stołu. Stałyśmy z boku i przyglądałyśmy się kłótni dorosłych. Ania spojrzała na mnie porozumiewawczo. Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Dorośli lubią się kłócić, ale co my miałyśmy z tym wspólnego. Trzeba to przeżyć. Na koniec mama wzięła mnie za rękę, szarpnęła i wyszłyśmy. Mama w trakcie drogi do domu mruczała pod nosem:
– Co za zepsucie! Zepsuty dom.
Mówiła do siebie, więc nie musiałam odpowiadać i zastanawiałam się nad książką, o której wspomniała mi Ania. Nazywała się Ka-ma-sut-ra i podobno były tam same obrazki, bardziej kolorowe i tajemnicze. Obiecała, źe wyjaśni mi, o co chodzi. Tamta książka stoi na najwyższej półce, pod samym sufitem i zdecydowanie jest nie dla dzieci. No cóż, następnym razem trzeba będzie przytargać drabinę, ale czy oni mają drabinę, zaniepokoiłam się. Nie, mają, każdy ma. A dom moim zdaniem wcale nie był zepsuty, było ciepło, a świeczkę zapaliłyśmy, bo tak trzeba było. Ania jest super i jesteśmy przyjaciółkami, a to przecież jest najważniejsze”.

A oto ciepła, rodzinna historia, którą zaprezentowała Bestja. Wspaniały to pomnik kochającego dziadka:

„Pamiętam, że drzwi były otwarte. Nie wiadomo, kto je otworzył, ale na pewno nie zrobiłam tego sama. Mogłam dostać do klamki. To nie to. Ale drzwi nie wolno było samej otwierać i już. Braciszkowi też nie, choć starszy. Gdyby jednak można je było otworzyć jakoś inaczej, nie rączkami, próbowałabym. Przysięgam na wszystko, otworzyłabym te drzwi siłą swojego serduszka czekając na Dadę. Bo Dada był najbardziej ukochany na świecie i Dada miał najwięcej na świecie miłości. Miał tę miłość wszędzie. Na górze, w rękach unoszących wysoko, i na dole, rozgilgotaną na dywanie, na brązowo pomalowaną w marynarce i na niebiesko roześmianą w oczach. I mnóstwo miłości miał też w słowach, którymi mówił o swojej wnusi. Gdyby Dada był ptakiem, a słowa źdźbłami traw, to z tych słów by mi uwił bezpieczne gniazdko nad taflą wielkiej wody.
Sam Dada też był wielki i jak zwykle wielkimi krokami pokonawszy dwa piętra, przestąpił próg i porwał w ramiona, i tulił do chłodnego policzka moją buzię. Gdzieś z tyłu, z głośnym, świszczącym oddechem, po schodach drapała się Baba. Ale to on był moim wyczekiwaniem.
Tego dnia pojechaliśmy z przystanku czerwonym Berlietem, którym wszyscy chcieli jeździć, bo był nowoczesny i zachodni. Wszystko miał inne. I schodki, po których łatwo było wejść nawet małej dziewczynce, i specjalne rączki do trzymania u sufitu. Plastikowe, na skórzanym pasku. Ale z rąk Dady można było do takiej rączki dostać i się troszkę potrzymać, i być dużą. Jednak teraz chodziło o to, by stanąć na własnych nóżkach i złapać się mocno metalowego uchwytu na rogu oparcia, a drugą rączką trzymać dużą, puchatą rękę Dady. Zbliżaliśmy się bowiem do pewnego specjalnego miejsca. Otóż na wiadukcie, gdzie droga przebiegała ponad torami kolejowymi, źle położony asfalt utworzył nadmierną wypukłość, na której nawet ciężkie pojazdy ulegały wybiciu. A potem, po króciutkim locie następowało lądowanie, oczywiście w dołku, bo jakość asfaltu na kolejnym metrach nie poprawiała się. Ale uciążliwość, gdy się jechało zwykłym autobusem, w dobrze resorowanych Berlietach zamieniała się w wyjątkowe doznanie, które nazywałam „wierceniem w brzuszku”. Wiercenie było na pierwszym miejscu autobusowych atrakcji. Siedzenie na kolanach Dady i pokazywanie paluszkiem różnych rzeczy, o których Dada wiedział wszystko, spadło po wprowadzeniu Berlietów na drugą pozycję. Tamtego dnia świadomy odpowiedzialności Dada, utorował nam w ciżbie amatorów nowoczesnego transportu miejskiego przejście, byśmy mogli osiągnąć dogodną pozycję z tyłu na kole. A potem szepnął mi do uszka, że już mijamy basen. Oznaczało to, że za moment autobus podskoczy, a wewnątrz brzuszka pojawi się to przyjemne coś, jakby kolorowy bączek tam sobie wirował. Skupiłam się więc aby niczego nie uronić i… jeeest, jakie śmieszneee, ha, ha, ha, zaśmiałam się i zadarłam główkę pionowo do góry by zobaczyć czy i Dada jest zadowolony, czy nadal tam jest. Och, jakże Dady mogłoby nie być! Za brzuch się złapał i przewrócił oczami, czym wywołał we mnie kolejną salwę wibrującego, szczęśliwego śmiechu.”

Wspaniałe te opowieści, prawda?

Jeśli chcecie poznać inne pisarskie zabawy zapraszam na Kurs Inspiracje. Rusza już 7 kwietnia. Można się jeszcze zapisać:

http://www.pasjapisania.pl/kurs-inspiracje.html

Czekam na was!

One Reply to “O pierwszym spotkaniu z erotyką i jeździe autobusem”

  1. Chomik buszujący w zbożu says: Odpowiedz

    Dziękuję w imieniu Chomika :)))

Dodaj komentarz