Wiedzieliście, że w Warszawie można sobie pogawędzić z samym Bolesławem Prusem? O literaturze – tej dawnej i tej współczesnej – i nie tylko! Taka rozmowa udała się Stefanowi, bohaterowi powieści Krzysztofa Vargi „Masakra”.
W Masakrze Krzysztofa Vargi Stefan, utracjusz, przebrzmiały muzyk, aktualnie skacowany, spaceruje po Warszawie. Liczy na to, że spotka przyjaciół, którzy wesprą go materialnie. Tymczasem dociera do pomnika Bolesława Prusa i nawiązuje nową znajomość. Panowie rozmawiają m.in. o literaturze. Zobaczcie:
„- Wszyscy zawsze narzekają, że niegdyś było lepiej, zawsze mantrą rodzicielską wraca zdania, iż młodzież się psuje. A z młodzieży potem wyrastają kolejne pokolenia, które narzekają na złe czasy i zepsutą młodzież. Jeden jest sposób tylko, aby świat uporządkować: edukacja.
– No bo młodzież się psuje, głupieje, nie czyta książek.
– Już wielki Goethe w Fauście pisał, że młodzież książek nie czyta, a jeśli czyta, to czyta głupie. Tutaj, jak mniemam, nic się od czasów Goethego nie zmieniło – pomnik, gdyby mógł, wzruszyłby ramionami.
– Ależ to prawda, nie czytają, a co gorsza, przestali kupować płyty, tylko ściągają za darmo z internetu. To oburzające. Tracą ambicję, wpadają w krótkie mody, a to, co modne było rok temu, dziś już jest ramotą. Słuchają głupich piosenek, których nawet piosenkami nazwać nie można, i nic innego nie robią, tylko głupieją. Niedługo nikt już nawet Lalki nie będzie czytać, panie Bolesławie, nie mówię nawet o Faraonie, proszę wybaczyć, niech się pan nie gniewa, ale ekranizacja Faraona to klasyka naprawdę, choć też nikt dziś nie ogląda.
– Przykra rzecz bardzo, jestem niepocieszony.
– Przyznaję szczerze, że ja nigdy nie lubiłem pozytywistycznych nowel, za smutne były, a w szkole musieliśmy czytać wszystkich tych Janków Muzykantów, Latarników…
– To akurat nie moje…
– Wiem, wiem, idzie mi o to, że wolałem powieści. Lalkę mógłbym czytać w nieskończoność, serial też był niezły, widziałem kilka razy – podlizał się Stefan, przyjmując przymilny uśmiech, tak typowy dla przestraszonych pijaków.
– Bardzo mi miło, ale nie uważam, proszę sobie wyobrazić, Lalki za swoją największą powieść, największą są, proszę pana, Emancypantki.
– No nie wiem – Stefan, który Emancypantek nigdy w ręku nie miał, speszył się. – Ja jednak wolę Lalkę, no i co tu kryć, lubię też pana kolegę z tych samych czasów, że tak powiem, Sienkiewicza mianowicie. Trylogię przeczytałem trzy razy, a Potop widziałem w telewizji siedem albo osiem razy, zresztą na każde święta Bożego Narodzenia puszczają Potop w telewizji, kapitalny film.
– Sienkiewicz! – wykrzyknął Prus. – Zawsze ten nieszczęsny Sienkiewicz! Ciągle, codziennie Sienkiewicz i Sienkiewicz! Jakaś nieustająca obsesja narodowa na punkcie Sienkiewicza. Czy wie pan, że tu niedawno odbywało się narodowe czytanie Sienkiewicza? Ja to wszystko widziałem i słyszałem, tutaj, na Krakowskim Przedmieściu, przed Pałacem Prezydenckim, czytali Sienkiewicza, tak głośno, i niosło się chyba aż do Wilanowa. I co czytali? Trylogię właśnie czytali! Mówicie: to dość kiepskie, i czytacie dalej. Powiadacie: ależ to taniocha – i nie możecie się oderwać. Wykrzykujecie: nieznośna opera! I czytacie w dalszym ciągu urzeczeni. Potężny geniusz – i nigdy nie było tak pierwszorzędnego pisarza drugorzędnego. To Homer drugiej kategorii, to Dumas ojciec pierwszej klasy – zaperzył się Prus.
– No ale Homera nikt nie czyta, a Sienkiewicza jednak tak – Stefan obstawał przy swoim. – A nawet mamy tu cały wysyp nowych Sienkiewiczów. Tutaj codziennie nowy Sienkiewicz nowego Sienkiewicza Sienkiewiczem pogania, a nowych Prusów jakoś mało – wyzłośliwił się.
– Swój los przyjmuję mimo wszystko z pokorą.
– Jakby pan, panie Bolesławie, wszedł do jakiejś sieciowej księgarni, bo, rzecz jasna, nie do nieodległej księgarni naukowej pańskiego imienia – znów podlizał się Stefan – to by pan zobaczył, ilu nowych Sienkiewiczów tam leży. Jak wielu nowych Sienkiewiczów ku pokrzepieniu serc o wielkiej Polsce pisze, sławiąc naszą historię, a nawet wymyślając ją na nowo. I to się bardzo dobrze sprzedaje (…).
– Czytajcie zatem Sienkiewicza i czytajcie tych nowych Sienkiewiczów. Zobaczymy, dokąd was oni zaprowadzą – żachnął się Prus”.
A wy o czym chcielibyście porozmawiać z Bolesławem Prusem?
Źródło cytatu: Krzysztof Varga, Masakra, Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2015.
Źródło grafiki: https://pl.wikipedia.org/wiki/Bolesław_Prus
Chciałbym zapytać Bolesława Prusa o „Faraona”. Skąd mu przyszło do głowy by napisać powieść o tak odległym miejscu i czasie? Skąd czerpał wiedzę o tamtych realiach? Chciałbym go też pochwalić, że kiedyś do gry komputerowej o Starożytnym Egipcie dołączano jego właśnie powieść. W ten sposób wiele dzieci skorzystało z niepowtarzalnej okazji by zapoznać się z jego dziełem. Dla mnie historia Starożytnego Egiptu była jedną z najciekawszych rzeczy jakich uczyłem się w podstawówce, a jego powieść jeszcze bardziej ubarwiała tamte realia.
W „Lalce” najbardziej uderzyła mnie ciekawostka jaką była demonstracja metalu lżejszego od powietrza. Co ciekawe, ostatnie doniesienia ze świata nauki mówią, że wreszcie taki mityczny metal udało się odkryć czy raczej zsyntetyzować. A co on na to? Czy jeszcze w nim się tli jakaś iskierka naukowca?
Proszę, nie wiedziałem, że „Faraon” był bonusem do gry komputerowej. Ciekawy zabieg marketingowy.
Właśnie mi napisali, że wydrukują w biuletynie Polskiego Towarzystwa Informatycznego w sekcji „Pamiętniki informatyków”, więc jest okazja, żeby zapytać czy opowiadanie tylko zakręconych na informatycznym punkcie może zainteresować? :
„Seksowny komputer”
Od szosy łączącej Poznań z Wrocławiem biegła wąska droga prowadząca do sanktuarium Matki Boskiej, dawniej brukowana, teraz już asfaltowa. Za lasem po parze ostrych, przeciwstawnych zakrętów stoi tablica z nazwą miejscowości. Kilkaset metrów dalej biegnie przecinająca drogę linia energetyczna wysokiego napięcia, a za nią po obydwu stronach drogi rozpoczynają się wiejskie zagrody.
Była wczesna jesień. Słońce stało jeszcze wysoko świecąc intensywnie. W sadzie pomiędzy drogą, a pierwszym po lewej gospodarstwem trwała praca.
– A ty podobno coś studiujesz? – spytała dziewczyna o długich rudych włosach nie patrząc na rozmówcę, bo wychylała się by zerwać kolejne jabłko.
– Tak Aniu. Informatykę na Politechnice – odpowiedział Mirek.
– To dopiero muszą być nudy i pewnie strasznie trudne.
– Mylisz się. Dla mnie to zawsze było ciekawe. A teraz nasze zajęcia dodają sporą szczyptę seksu – Mirek uśmiechnął się przy tym figlarnie.
– Żartujesz? Uprawiacie seks na zajęciach? Opowiedz – Ania zaciekawiła się.
– No wiesz. Chodzi o seks komputerowy. Dotąd nas trzymano z daleka od komputerów – mówi próbując robić to tak by do Ani dotarło objaśnienie.
– A komputer to chłopak czy dziewczyna? – uśmieszek pojawia się na obliczu Ani.
– Jak kto chce. Pozwala zadowolić każdego – odpowiada Mirek po chwili zastanowienia.
– Nie żartuj. To brzmi jak zboczenie – żartobliwie oburza się Ania.
– No pewnie, że żartuję. Nie chodzi mi o doznania fizyczne, ale raczej intelektualne.
– Coś takiego?
– Uczę się informatyki, czyli po angielsku dosłownie „Nauki o komputerach”, a tu nam dotychczas kazano poznawać te komputery tak jakby komuś kazać poznawać kino nie przez chodzenie do niego, a przez serię rysunków, które sporządzał grafik wpatrzony w ekran kinowy.
– Ja nie chodzę do kina. Wolę telewizor.
– No właśnie, telewizor pozwala na bliskie obcowanie z filmem. Nam dotychczas utrudniano bliskie obcowanie z programami, bo komputery są bardzo drogie i zbyt szybkie jak na człowieka. Daje się więc im zadania na kartach perforowanych, które błyskawicznie rozwiązują drukując rezultaty na długich wstęgach papieru.
– A co ty widzisz w tych komputerach?
– Nie masz pojęcia co to za przeżycie jak klęczysz przed nim i przełączasz klawisze reprezentujące poszczególne bity, obserwując zarazem jak gasną i zapalają się lampki odpowiadające bitom wychodzącym z komputera.
– To wy zrobiliście sobie z tego komputera bożka? Oddajecie mu cześć na kolanach? – zakpiła Ania.
– No nie to tylko tak mówię, bo pulpit jest nisko nad podłogą i trzeba kucać lub klęczeć. Ale coś w tym jest, bo czasem jak napiszemy i puścimy program to się modlimy, żeby zadziałał.
– A co? Może nie działać?
– Tak od razu to na pewno nie, bo zawiera pluskwy.
– Coś ty? Myślałam, że jak nowoczesna technika to pluskwy już nie pasują.
– Bo to nie jest tak dosłowne. Otóż pisząc program to normalne, że popełnia się wiele błędów, które potem mozolnie się usuwa. Gdy powstały pierwsze komputery, jeszcze o tym nie wiedziano i usiłowano winę zrzucić na robaki gnieżdżące się wtedy w pomieszczeniu z komputerem. Kiedy sprawa się wyjaśniła, ktoś zaproponował usuwanie błędów nazwać odpluskwianiem, i tak już pozostało.
– Ale jaja sobie robicie w tej pracy przy komputerach. Czy wy aby za bardzo się nie nudzicie, że tak wymyślacie?
– Nudzić się? Na pewno nie. Ten komputer, do którego nas dopuszczono jest niby bardzo fajny, ale cały goły ….
– Daj spokój to jednak seks z komputerem?
– Mówię to w tym sensie, ze komputer nie ma oprogramowania, nawet tego najbardziej niezbędnego i zamiast go obsługiwać przy takiej maszynie do pisania trzeba ciągle przerzucać przełączniki tracąc na to mnóstwo czasu.
– To nie lepiej byłoby raz zrobić takie oprogramowanie, żeby było szybciej?
– Ono zostało zrobione już dawno, ale producent żąda za nie sporo pieniędzy w dolarach, a naszemu ludowemu państwu starczyło tylko na sprzęt komputera. Ktoś więc zdecydował, że bez oprogramowania damy radę. W firmie to by była tragedia, ale na uczelni to dla takich studentów jak my jest bardzo pouczające.
– I czego wy się na tym nauczycie?
– Mamy na tym komputerze przedmiot „Urządzenia zewnętrzne” i uczymy się jakimi rozkazami drukować na drukarce, a jak napisać program co odczytuje znaki z dalekopisu.
– To możesz zrobić tak, że to co będziesz pisał na dalekopisie wydrukuje się na drukarce?
– Jasne. Nawet kiedyś napisałem taki program co drukował na drukarce takimi wielgachnymi znakami złożonymi z wielu normalnych znaków zadrukowujących papier tak, żeby z daleka przypominał określony znak.
– A teraz co piszesz?
– Żeby ci to wytłumaczyć muszę ci powiedzieć jak wygląda i co zawiera pamięć komputera. Otóż taka pamięć składa się z olbrzymiej liczby komórek ponumerowanych od zera w górę. W każdej takiej komórce może być przechowana liczba, znak pisarski lub instrukcja, która każe komputerowi wykonać jakąś elementarną operację programu. Ponieważ z góry nie wiadomo, co dana komórka zawiera i nie sposób tego się domyślić po jej zawartości, więc podjąłem się zrobić taki program, który wydrukuje zawartość każdej komórki pamięci na wszystkie możliwe sposoby w pięciokolumnowej tabeli.
– A po co taki wydruk?
– Jeśli programista wydrukuje sobie obszar gdzie umieścił program i swoje dane to taki wydruk mu pomoże wyszukać błędy.
– Czyli, że będzie mu pomagał odpluskwiać?
– Widzę, że szybko się uczysz? Może kiedyś pójdziesz na informatykę?
– W życiu. Pewnie u was to tylko same chłopaki w okularkach?
– No nie wszyscy noszą okulary, a połowa roku to dziewczyny.
– Coś takiego? I dają radę?
– Większość tak, ale taka jedna co to wróciła z rodzicami z USA nie bardzo się przykłada. Już mnie parę razy naciągnęła na pomoc przy jej projektach.
– Tak jak ty mnie naciągnąłeś na zbieranie jabłek. Zobacz ile ja zebrałam, a twój koszyk pusty.
– Bo mnie zagadałaś, a teraz już musze iść, żeby rano wstać na pociąg i zdążyć na zajęcia.
– No to już leć. I czego tam ci życzyć? Owocnego seksu z komputerem?
Mirek tylko żartobliwie pogroził jej palcem i pobiegł do pobliskiego domu. A w nocy obudził się zlany potem po śnie, w którym komputer o wielkości szafy na rzeczy gonił go po schodach uczelni złowrogo iskrząc i błyskając oślepiającymi żarówkami. Kiedy już dopadł go w ciemnym zakamarku piwnicy bez wyjścia obudził się. Próbował jeszcze zasnąć, ale bojąc się, że prześpi godzinę, o której powinien wyruszyć na pociąg nie zmrużył już do rana oczu. Pomimo wczesnej pory wszyscy domownicy byli już na nogach i szykowali się do oprzętu. Pożegnał się więc z wujostwem i kuzynkami, a kuzyn wręczył mu kask i podprowadził motocykl, którym dojechali na stację.
– To co dzisiaj będziesz robił? – zapytał kuzyn.
– W południe mam wykład, a do wieczora będę siedział w laboratorium z komputerem.
– No to chyba tylko można ci życzyć udanego seksu z komputerem – wypalił kuzyn ze złośliwym uśmieszkiem. Po czym uchylił się ze śmiechem przed ciosem Mirka uciekając ze stacji.
– Powiedz, że następnym razem to jej uszu natrę – wołał za nim Mirek w duchu przeklinając swą obrazową lekcję informatyki udzieloną wiejskiej dziewczynie.
Jak zawsze był na wykładzie, ale tym razem zmęczenie wygrało z zainteresowaniem organizacją maszyn cyfrowych, który to przedmiot szedł mu dobrze, bo odwoływał się do znanych z Międzynarodowych Targów Poznańskich modeli komputerów i szczegółowych informacji z folderów, które skrupulatnie zbierał.
Wieczorem okazało się, że jego rezerwacja komputera ma przerwę, którą wypełni Lucy. Gdy tylko ją zobaczył zrozumiał, że przerwy nie będzie mógł wykorzystać na popracowanie „na sucho” ze swoim programem, lecz będzie musiał pomagać Amerykance. Kiedy jej czas się skończył wyszła z laboratorium nawet mu nie dziękując za pomoc. Na długo przed dwudziestą drugą spostrzegł dyżurnego operatora jak nerwowo drepcze przed szklanymi drzwiami i zrozumiał, że nie będzie mógł zostać w laboratorium ani minuty dłużej. Sprawnie więc się pozbierał i wyszedł na korytarz, gdzie zaskoczył go widok Lucy siedzącej na torbie pod ścianą:
– A co ty tutaj jeszcze robisz?
– Strasznie mi się chce sikać, ale tam na dole przy toaletach jest ciemno. Możesz mi pomóc?
– OK – powiedział westchnąwszy i pierwszy zagłębił się w ciemne o tej porze schody i korytarz.
– Poczekaj – usłyszał za sobą i po chwili para rąk objęła go za szyję, a na ustach poczuł smak jej ust.
– Co ty wyprawiasz? – niezdarnie usiłował się uwolnić z uścisku.
– Chciałam ci tylko podziękować za pomoc. Tyle już dla mnie zrobiłeś.
Nagle zapaliło się światło. Para odskoczyła od siebie. Do podziemi wchodzi Joanna. Mirek zna ją z widzenia, więc witając jak swego wybawcę woła dziarsko:
– Cześć Joanno!
– Cześć Mirku! – odpowiada dziewczyna nieco zaskoczona.
Mirek też jest zaskoczony, że dziewczyna zna jego imię, ale podejmuje rozmowę głównie po to by uwolnić się od Lucy:
– Nie wiesz czy procesor komunikacyjny został już naprawiony?
– Tak, śmiga że hej – Joanna promienieje.
W tym właśnie momencie Lucy wychodzi z podziemi. Mirek oddycha z ulgą i już tylko dla porządku rzuca
– To fajnie. Muszę wiec sobie zarezerwować termin, bo mam sporo roboty na dużej maszynie.
Andy, myślę, że nie tylko:) Gratuluję (przyszłej) publikacji!