Ania z Zielonego Wzgórza i lekcja pisania

Ania Shirley postanawia podjąć pisarskie wyzwanie i napisać nowelę, która będzie mogła ukazać się w druku. Niestety, „Pokuta Aweryli” nie zostaje przyjęta z entuzjazmem przez pierwszych czytelników. Wówczas pan Harrison daje Ani cenną pisarską lekcję.

W Ani na uniwersytecie Ania Shirley po raz kolejny próbuje swoich sił w piórze. Chce spełnić wielkie marzenie – wierzy, że jej Pokuta Aweryli zostanie doceniona i wydrukowana. Tymczasem nawet poczciwa, serdeczna Diana Barry – najlepsza z przyjaciółek – ma zastrzeżenia do tego opowiadania. Jednak prawdziwy kubeł zimnej wody wylewa na rudowłosą głowę Ani pan Harrison. Jest bardzo trzeźwy w swej ocenie, ma też sporą wiedzę o pisaniu (swoją drogą – zastanawiam się skąd). Zobaczcie:

– Wyrzuć te wszystkie kwieciste ustępy – rzekł stanowczo. Ania doszła do niemiłego przekonania, że pan Harrison jednak ma słuszność, i aczkolwiek musiała jeszcze trzykrotnie przepisywać całą nowelę, to, choć z żalem, wyzbyła się pięknych opisów, aby tylko zadowolić surowego krytyka.
– Zostawiłam tylko opis zachodu słońca, bo ten według mnie był najlepszy – szepnęła nieśmiało.
– Ale cóż on ma wspólnego z treścią noweli? – zagadnął pan Harrison. – W ogóle cała akcja nie powinna się rozgrywać w wielkim mieście, bo ty przecież zasadniczo życia miejskiego zupełnie nie znasz. Powinno się to dziać chociażby w Avonlea. Mogłaś zmienić nazwę miejscowości, żeby uniknąć podejrzeń pani Linde, iż to ona właśnie jest główną bohaterką.
– Tego uczynić nie mogłam – broniła się Ania. – Avonlea jest dla mnie najdroższym zakątkiem na świecie, ale zbyt mało posiada romantyzmu, aby być tłem dla noweli.
– Moja droga, ileż to tragedii życiowych rozegrało się właśnie tutaj! – zawołał szorstko pan Harrison. – Twoi bohaterowie nie sprawiają wrażenia ludzi żyjących. Przede wszystkim zbyt dużo mówią i wyrażają się trochę za górnolotnie. Na przykład w tym miejscu, gdzie Dalrymple gada przez dwie stronice, a ta biedaczka nie może w ogóle dojść do słowa. Gdyby się to działo naprawdę, jestem pewien, iż taka panna gotowa byłaby go obić.
– Bardzo wątpię – odparła Ania oburzona. W głębi duszy była przekonana, że poetyczne przemówienie bohatera mogłoby podbić serce każdej niemal dziewczyny. Wyrażenie pana Harrisona, że Aweryla powinna »obić« swego partnera, było według niej również zupełnie nie na miejscu.
– Poza tym – ciągnął dalej pan Harrison – nie rozumiem, dlaczego Maurycy Lennox został przez Awerylę odtrącony. Przecież on posiada o wiele więcej męskości niż jego rywal. Co prawda, popełniał złe uczynki, ale w każdym razie coś robił, gdy tymczasem Perceval przez całe życie leniuchował.
To ostatnie wyrażenie pana Harrisona wydało się Ani jeszcze gorsze od »obicia«.
– Maurycy Lennox jest złym człowiekiem! – zawołała w podnieceniu. – Nie pojmuję, jak może się podobać bardziej od Percevala.
– Perceval jest za dobry i dlatego staje się nudny. Na przyszły raz musisz bardziej ożywiać swoich bohaterów.
– Aweryla nie powinna była zostać żoną takiego złego człowieka jak Maurycy.
– Mogła na niego wpłynąć. Każdy mężczyzna łatwo poddaje się rozsądnym wpływom. Oczywiście, trudno z ryby w galarecie zrobić rybę smażoną. Przyznaję, że twoja nowela nie jest taka zła, nawet czyta się ją z zainteresowaniem (…).
W duszy Ani zapadło postanowienie, że na przyszłość nie będzie już nikogo pytać o zdanie”.

Niemniej to właśnie pan Harrison pociesza Anię, kiedy Pokuta Aweryli nie zachwyca redaktorów gazet – a zatem nie ma szans na druk:

„- Przypuszczam, że mimo wszystko będziesz pisała dalej – usiłował ją zachęcić.
– Nie, mam już tego dosyć – odparła Ania stanowczo, lecz z taką beznadziejnością, jaką może odczuwać tylko dziewiętnastoletnia osoba, przed którą nagle zatrzaśnięto jakieś drzwi.
– Ja bym tak szybko nie rezygnował – odezwał się pan Harrison w zamyśleniu. – W wolnych chwilach pisywałbym dalej nowele, tylko oczywiście nie zwracałbym się z nimi do wydawców. Pisałbym w każdym razie o ludziach i miejscowościach dobrze mi znanych i starałbym się wyzbyć tego górnolotnego stylu. Niech sobie słońce wschodzi i zachodzi zupełnie zwyczajnie i niech się tym nikt specjalnie nie przejmuje. Ludziom złym dawałbym zawsze szansę poprawy, chociaż, co prawda, bywają na świecie i tacy ludzie, którzy są źli nieuleczalnie, ale tych musiałabyś daleko szukać – pomimo iż pani Linde twierdzi, że wszyscy jesteśmy źli. Ja jednak uważam, że każdy z nas jest choć trochę przyzwoitym człowiekiem. Radzę ci, Aniu, pisać dalej.”

Widzicie? Oto jak wyglądały dawne warsztaty pisarskie! Wy możecie skorzystać z warsztatów na miarę XXI wieku i pracować nad swoimi powieściami i opowiadaniami przez internet, otoczeni opieką profesjonalistów, wśród ludzi o takich samych pasjach. Najbliższa Praca nad Tekstem rusza 3 lipca:

http://www.pasjapisania.pl/kurs-praca-nad-tekstem.html

Zapiszcie się już dziś! Zapraszam!

Źródło cytatów: Lucy Maud Montgomery, Ania na uniwersytecie, tłum. Janina Zawisza-Krasucka, Nasza Księgarnia, Warszawa 2001.
Źródło grafiki: https://www.glamour.pl/ i https://www.bustle.com/

4 Replies to “Ania z Zielonego Wzgórza i lekcja pisania”

  1. czarna orchidea says: Odpowiedz

    Michale, czytam już „Anię z Szumiących Topoli”. Mogę śmiało stwierdzić, że najbardziej ciężka była dla mnie część „Ania z Avonlea”. Dalsze są bardzo dobre. Fragmenty przytoczone przez ciebie, są mi dobrze znane. Rzeczywiście, rozczarowanie Ani recenzją pana Harrisona, było przeogromne. Tak samo zabolała ją pierwsza krytyka z ust Gilberta. Ale, w końcu od tego są prawdziwi przyjaciele, żeby pomóc.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Ja poza pierwszym tomem najbardziej lubię „Wymarzony Dom Ani”:)

  2. Świetnie rozumiem Anię. Nie raz byłam w podobnej sytuacji. Zresztą, kto z nas nie był?
    Dawniej bałam się krytyki, dzisiaj jestem wdzięczna za każdą uwagę.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      No właśnie – prędzej czy później większość z nas znajdzie się w takiej sytuacji. Grunt, żeby się nie załamywać i wyciągać odpowiednie pisarskie wnioski.

Dodaj komentarz