Te dwa światy nie miały prawa się spotkać. Ona – dojrzała kobieta, majętna, otaczająca się luksusem, mająca innych za nic. On – młody, bezdomny, zarabiający ciałem. A jednak wpadli na siebie przypadkiem – a może przypadek nie miał z tym nic wspólnego… Brzmi jak początek romansu? Cóż, nie z romansem mamy tutaj do czynienia.
„Jesteś jak ostatni jesienny motyl – szepnął w półśnie”.
Przyznam, że z wielką obawą podchodziłem do Jesiennego motyla Agaty Suchockiej. Tyle razy blurb obiecujący dobrą literaturę psychologiczną, przedstawiał w gruncie rzeczy płaskie czytadło obyczajowe – nie do odróżnienia w gąszczu innych, podobnych, nieznośnie papierowych. Okładka też wydawała się raczej romansowa. Jednak już od pierwszych stron zrozumiałem, że mamy do czynienia z czymś mocnym, głębokim i prawdziwym.
Lidia zdobyła wysoką pozycję społeczną, drogi apartament z widokiem na Odrę, stworzyła kilka nietrwałych związków. Stworzyła też siebie od nowa, byle ukryć niezmywalne piętno „słabej, zakompleksionej dziouchy z wiochy”. Teraz wzbudza respekt („Może i nie pochodziła z arystokratycznego rodu, ale mentalnie była hrabiną, carycą nawet, spoglądającą z niesmakiem w dół na niegodnych lizania jej butów maluczkich. Butów za grube tysiące, na cieniutkich obcasach”), ale zapłaciła za to samotnością. Ona nie żyje, raczej gra („Wykreowała się od zera i osiągnęła perfekcję w graniu samej siebie, była aktorką jednej roli, wąsko wyspecjalizowaną”). Ma też swoje tajemnice, które musi dźwigać sama – choć to ciężkie brzemię.
Olgierd był kiedyś obiecującym młodym poetą. I on nie miał w życiu łatwo – adoptowany, niezrozumiany, pogubiony we własnej seksualności, wykluczony jako outsider. Jednak wszystko się zmieniło po wyjeździe na studia – był jednym z najlepszych studentów, otwierała się przed nim kariera literacka, nawiązał romans z fascynującym mężczyzną, gwiazdą uniwersytetu. To ten właśnie romans pociągnął go na dno – i Olgierd jednego dnia stracił wszystko. Nie umiał się przystosować do życia na ulicy, a przecież musiał. Jak pisze o nim Suchacka: „Stał się przerośniętą wersją Olivera Twista. (…). Działał jak zwierzę gnane instynktem, podporządkowujące każdy ruch niezależnej od świadomości woli przetrwania”.
Lidia i Olgierd wpadli na siebie na Dworcu Głównym we Wrocławiu. Ona śpieszyła się na pociąg, on nigdzie się nie spieszył. Nie, to nie była miłość od pierwszego wejrzenia, wręcz przeciwnie. A jednak nie mogli o sobie zapomnieć. Gdy znów się spotkali, Lidia zaprosiła chłopaka do siebie. Pomagając mu, chciała sama sobie wybaczyć, odkupić winy („miał być jej odkupieniem. Jeśli zdołałaby mu pomóc, może ten zakorzeniony gdzieś w trzewiach ból zniknąłby w końcu albo przynajmniej zelżał”). On z kolei nie mógł uwierzyć we własne szczęście, nie umiał się odnaleźć („Nie bardzo wiedział, jak się zachować, nie bardzo wiedział, czego od niego chciała, dlaczego wpuściła takiego obdartusa do swojej twierdzy ze stali i szkła. Znów poczuł chęć ucieczki”). Mogło być romantycznie, ale nie było. To ważne spotkanie skończyło się istną katastrofą. Co dalej?
Jesienny motyl mógł być książką banalną, przewidywalną i ckliwą. Agata Suchacka chyba zdaje sobie z tego sprawę, bo konsekwentnie unika banału i ckliwości. Zaskakuje. Zamiast romansu mamy pełnokrwistą powieść psychologiczną. Wykreowany obraz świata przedstawionego na początku odrzuca – nie dlatego, że jest nieprawdziwy, tylko niewygodny, a od pewnych spraw lepiej zazwyczaj odwrócić wzrok. Mimo wszystko trudno przerwać lekturę. Z coraz większą fascynacją śledzi się losy tych dwojga. I Olgierd, i Lidia są bardzo prawdziwi w swoich zagubieniach, traumach, w swoich nadziejach. Ich działania nie zawsze są dobre, oboje są skłonni do samooszukiwań, sobie nawzajem też nie mówią całej prawdy (nie znają nawet swoich imion). Nic tu nie jest jednoznaczne, pojęcia się rozmywają, przekonania bohaterów nie zawsze muszą być zgodne z rzeczywistością. Fabuła także zaskakuje. A to wszystko zostało przedstawione eleganckim (choć czasem brutalnym) językiem, zawsze w dobrym stylu, nie bez odwołań do literatury.
Uwielbiam takie zaskoczenia. Bałem się przeciętnego czytadła, czegoś, co wylatuje z pamięci, gdy tylko dotrze się do ostatniej strony. Dostałem za to naprawdę dobrą i głęboką literaturę psychologiczną. Wiem, że będę myślał o tej bardzo smutnej historii jeszcze przez wiele dni. Bardzo polecam Jesiennego motyla Agaty Suchockiej. I życzę wam podobnych lekturowych zaskoczeń.
Źródło cytatów: Agata Suchocka, Jesienny motyl, Wydawnictwo Replika, Poznań 2019.
Źródło grafiki: https://pl.wikipedia.org/wiki/Motyle
Ciekawa jestem, dlaczego w tytule recenzji nazwałeś bohaterkę Jokastą. Czyżby była biologiczną matką tego w przeszłości adoptowanego, a obecnie bezdomnego młodzieńca?
Lubię psychologiczne powieści. Zapamiętam tytuł. Dzięki za polecenie. 🙂
To nieco bardziej złożone:) A bohaterka sama tak się nazwała:) Polecam „Jesiennego motyla”. Bardzo miłe zaskoczenie.
Przeczytałam – i nie żałuję. Autorka zafundowała swoim czytelnikom wielkiego emocjonalnego drinka z kostkami biznesowego lodu i sporym chlustem dworcowego samogonu. Bohaterowie są pozornie różni, a tak naprawdę bardzo podobni – udają kogoś, kim wcale nie chcą być, ale tylko tak mogą przetrwać. Pytanie czy taka historia może się zdarzyć naprawdę, a raczej odpowiedź na to pytanie, nie ma tu żadnego znaczenia. Historia broni się wyrazistymi postaciami, opisy są celne niczym seria z karabinu maszynowego. Nawet drobne ckliwości nie drażnią. I nie sposób nie wspomnieć języka, którym to wszystko zostało opisane – to kolejny niewątpliwy walor tej książki.
Mogę się tylko podpisać. Cieszę się, że moja rekomendacja okazała się trafiona:)