Pierwsza pisarska inspiracja

W najnowszej powieści Liane Moriarty, lubianej australijskiej pisarki – tytułowi nieznajomi spotykają się w ekskluzywnym SPA – przywożą ze sobą nadzieje i sekrety. Wśród nich jest pisarka – Frances Welty. Z jedną ze swoich nowych koleżanek rozmawia o pierwszej inspiracji.

Miejscem akcji powieści Dziewięcioro nieznajomych Liane Moriarty jest ośrodek SPA o nazwie Tranquillum House. Masza bardzo osobiście traktuje gości SPA. Chce ich zmienić, dać im szczęście. Jak się okazuje ta droga nie jest ani łatwa, ani oczywista. Wśród gości znajduje się również Frances Welty, autorka niegdyś poczytnych romansów. To jedna z najlepiej przedstawionych postaci w powieści. Frances oczywiście patrzy na świat po pisarsku. Szuka natchnienia:

„Może w nowym wcieleniu po powrocie do domu napisze thriller albo kryminał w starym stylu z galerią barwnych postaci tających mnóstwo sekretów i rozkosznie przerysowanym czarnym charakterem. Fajnie byłoby kogoś zadźgać świecznikiem albo otruć herbatą. Akcja mogłaby się rozgrywać w sanatorium! Narzędziem zbrodni byłaby jedna z tych zielonych elastycznych taśm, które widziała w siłowni. A może lepiej osadzić wydarzenia w przeszłości, w ośrodku pełnym chorobliwie bladych gruźlików? Bez trudu wplotłaby w fabułę wątek romansowy. Kto ich nie lubił?”.

Z kolei w rozmowie z nowopoznaną Zoe tłumaczy, skąd wzięła się w niej potrzeba pisania. I dlaczego zdecydowała się akurat na romanse:

„- Dlaczego wybrałaś akurat ten gatunek?
– Jako piętnastolatka przeczytałam Dziwne losy Jane Eyre. To był trudny i bardzo smutny okres w moim życiu. Zmarł mój ojciec, więc byłam w żałobie, a przez burzę hormonów zrobiłam się strasznie emocjonalna. Kiedy dotarłam do tej słynnej kwestii, no wiesz której: »Czytelniku, poślubiłam go«, wywarła na mnie piorunujące wrażenie. Siedziałam w wannie i zalewając się łzami, powtarzałam szeptem: »Czytelniku, poślubiłam go«. Te słowa na dobre utkwiły mi w pamięci. Czytelniku, poślubiłam… oooch! – Z dłonią na czole zademonstrowała swoje nastoletnie szlochy.
Zoe się zaśmiała.
– Czytałaś Dziwne losy Jane Eyre? – zapytała Frances.
– Chyba oglądałam ekranizację – odparła Zoe.
– Ach, no cóż – powiedziała Frances ze zrozumieniem. – W każdym razie dobrze wiem, że ten cytat stał się frazesem, na dodatek często parafrazowanym. »Czytelniku, rozwiodłam się z nim«. »Czytelniku, zabiłam go«. Jednak w tamtym trudnym okresie wywarł na mnie ogromne wrażenie. Nie mogłam się nadziwić, że trzy słowa tak mną wstrząsnęły. Chyba wtedy zafascynowała mnie potęga języka. Pierwszy romans napisałam pod przemożnym wpływem Charlotte Brontë, zabrakło w nim tylko wariatki na strychu. Protagonista był wybuchową mieszanką pana Rochestera i Roba Lowe’a.
– Rob Lowe! – zakrzyknęła Zoe.
– Powiesiłam sobie w pokoju jego plakat – powiedziała Frances. – Wciąż pamiętam smak jego ust. Były takie gładkie i delikatne. Całe z kredowego papieru.
Zoe zachichotała.
– Ja się tak podkochiwałam w Justinie Bieberze”.

A czy wy pamiętacie waszą pierwszą inspirację? Czy jakaś konkretna lektura pchnęła was do pisania?

Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o inspiracjach, zapraszam na mój autorski Kurs Inspiracje. Najbliższa edycja rusza 12 lutego:

http://www.pasjapisania.pl/kurs-inspiracje.html

Czekam na was!

Źródło cytatów: Liane Moriarty, Dziewięcioro nieznajomych, tłum. Mateusz Borowski, Znak Literanova, Kraków 2019.
Źródło grafiki: https://www.imdb.com/title/tt0780362/mediaviewer/rm3895148288

3 Replies to “Pierwsza pisarska inspiracja”

  1. Ksiazke przeczytalam jak tylko sie ukazala, bo bardzo lubie te autorke. Jej ksiazki zawsze podnosz amnie na duchu. Nie wiem dlaczego, ale moze to przez jej lekki styl i zdolnosc snucia opowiesci.

  2. czarna orchidea says: Odpowiedz

    Trudno sobie przypomnieć tę pierwszą książkę, która przyczyniła się do chęci stworzenia czegoś własnego. Ale myślę, że u mnie nastąpiło to jeszcze w wieku dziecięcym, około dziesiątego roku życia. Wiem, że byłam wtedy na imieninach mojego dziadka, albo babci. Były tam też moje kuzynki. Jedna była dwa lata młodsza, druga dwa lata starsza. Ta starsza jest w tej chwili polonistką. Umyśliłyśmy sobie, że każda z nas napisze bajkę z własnymi rysunkami i damy je w prezencie babci czy dziadkowi. Do tej pory pamiętam kartki z zeszytu w kratkę, związane tasiemką. Na wierzchu (okładce) był tytuł „Bal kwiatów” i narysowane kolorowe kwiatki wyrastające ze soczystej trawki. Z tego co pamiętam, byłam wówczas na etapie baśni wszelkiego rodzaju. Najchętniej sięgałam po Andersena. Z pięknie ilustrowanej przez Szancera książki, największe wrażenie zrobiły na mnie baśnie: „Stokrotka”, „Słowik” i „Królowa Śniegu”. I myślę, że to właśnie Andersen był moją inspiracją. Wiele bym oddała, żeby tę napisaną przeze mnie wtedy bajkę mieć teraz w domu 🙂 Ale to już daleka przeszłość.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Ależ to musiał być wspaniały prezent!

Dodaj komentarz