Jeżycjada od kuchni

Niedawno ukazała się nowa książka Małgorzaty Musierowicz – pozycja poświęcona Jeżycjadzie. Czego dowiemy się z niej o ukochanym cyklu wielu czytelników – i to nie tylko tych kwalifikujących się jako młodzież?

Ostatnio do księgarń trafiła książka Małgorzaty Musierowicz tworzona we współpracy z jej córką – Emilią Kiereś Na Jowisza! Uzupełniam Jeżycjadę została opublikowana nakładem Wydawnictwa Egmont. Nie jest to oczywiście kolejny tom słynnego poznańskiego cyklu, ale pozycja ściśle z nim powiązana. Jeszcze raz możemy wrócić na Jeżyce, dowiedzieć się czegoś o życiu Małgorzaty Musierowicz i jej bliskich, wreszcie – poznać tajniki jej pisarstwa.

Myślę, że tekst poświęcony temu leksykonowi mogę zacząć od dygresji. Jeżycjada była mi bliska, odkąd poznałem ten cykl jako nastolatek. Pokochałem Borejków, wracałem na Roosevelta 5 – jak wiele czytelników – po mnóstwo rodzinnego ciepła. Bawiły mnie i wzruszały te historie. Z upodobaniem śledziłem też lektury bohaterów – przeczytanie paru dziś ukochanych książek zawdzięczam właśnie Jeżycjadzie. Tomów przybywało, cykl się zmieniał wraz z kolejnymi dekadami. Moja miłość dla niego również się zmieniała. Dziś właściwie czytam powieści Małgorzaty Musierowicz z przyzwyczajenia tożsamego z „zasiedzeniem”.

Niektórzy uważają, że „właściwa” Jeżycjada skończyła się po Kalamburce – czternastym tomie, którego bohaterką jest Mila Borejko. Inni sytuują tę granicę wcześniej. Ja powiem tylko tyle – cykl zaniża poziom, wzbudza coraz więcej kontrowersji, według wielu czytelników Borejkowie stali się własnymi karykaturami. Cóż, w ostatnich latach sięgałem powtórkowo po pierwsze tomy cyklu i czytałem je niemal z równą przyjemnością jak dawniej. Kwiat kalafiora, Ida sierpniowa, Opium w rosole, Nutria i Nerwus czy Tygrys i Róża to w moim odczuciu nadal świetne powieści, w których Małgorzata Musierowicz udowadnia swój pisarski talent. Z tym większym żalem zdarza mi się czytać ostatnie tomy. Niezależnie od mojej sympatii dla cyklu, Jeżycjada jawi mi się jako istny fenomen wydawniczy na skalę polską. Każdy tom jeszcze przed premierą wzbudza mnóstwo emocji, pojawiają się spekulacje. Później każdy z nich praktycznie od razu doczekuje się mnóstwa rozbudowanych recenzji na portalach czytelniczych – często to bardzo szczegółowe analizy (obejmujące fabułę, zachowania bohaterów, świat przedstawiony, nawiązania), większość skłania do dyskusji. W internecie działa prężne forum poświęcone książkom Małgorzaty Musierowicz – niektóre wątki ciągną się wirtualnymi kilometrami. Nie wątpię, że i Na Jowisza!… doczeka się szerokiego omówienia.

Choć podobno nie ocenia się książki po okładce, tu zwraca uwagę przede wszystkim piękne wydanie. Myślałem, że będę miał do czynienia z czymś bardziej broszurkowym, a to istna księga – pełna pięknych ilustracji i zdjęć w świetnej jakości – wydrukowana na eleganckim papierze. Na Jowisza!…  może zachwycić fanów Jeżycjady samym wyglądem. A jak prezentuje się treść?

Małgorzata Musierowicz pisze we wstępie:

„Od ponad czterdziestu lat piszę Jeżycjadę.
Od przeszło dziesięciu lat rozmawiam z Wami codziennie za pośrednictwem autorskiej strony internetowej.
Spotykałam się z Wami setki razy w rożnych zakątkach Polski, odebrałam tysiące listów i e-maili. A mimo to jest jeszcze tyle do powiedzenia, tyle do wyjaśnienia!
Zadajecie mnóstwo pytań.
Pytacie o inspiracje.
Pytanie, ile z moich własnych doświadczeń przenoszę do powieści.
I czy postacie, które opisuję, są autentyczne. I czy znałam osobiście takich ludzi.
Czy identyfikuję się z którąś z moich bohaterek powieściowych.
I czy wydarzenia, o których mowa w Jeżycjadzie, miały naprawdę miejsce w moim życiu.
Zwykle odpowiadam skrótowo, że inspiracje czerpię po prostu z głowy (…) i że, pisząc, starannie unikam wszelkich podobieństw do mojego własnego życia; że z zasady nie opisuję ani siebie, ani znanych i drogich mi osób (…) i że wszystko – poza małymi realiami i lokalizacją – wymyślam”.

Jednak okazuje się, że sprawa nie jest taka prosta – sporo tych inspiracji wzięło się jednak z życia (wszak: „wszystko, cokolwiek człowiek tworzy, nieodmiennie musi wyrastać z tej gleby, z której on sam wyrósł”). Czasem chodzi o szczegóły, czasem o konkretne sytuacje. Niektórzy bohaterowie noszą rysy osób bliskich Małgorzacie Musierowicz.

Mnóstwo tutaj informacji – autorka przedstawia wizerunki postaci, głównie epizodycznych, które nie znalazły się na ilustracjach w samej Jeżycjadzie (znajdziemy tu na przykład Tolka Kołodzieja, żonę Roberta Rojka czy ojca Anieli Kowalik vel Kłamczuchy). Przytoczone są rozmaite cytaty – z poznańskiego cyklu, ale nie tylko. Na wielu stronach możemy zobaczyć zdjęcia Jeżyc. Sporo wspomnień – o najbliższych Małgorzaty Musierowicz, o tym, jak rozwijała się jej kariera, jak kształtowały się pasje, jakie powiedzenia z rodzinnego słownika weszły do kolejnych tomów „sagi rodu Borejków”. Nie brakuje ciekawych myśli pisarskich („Oczywiście najlepsza rozrywka umysłowa to czytanie książki. Następne w rankingu jest pisanie książek, też miłe, ale fizycznie bardziej męczące”).

Jednak można odczuć pewien niedosyt po lekturze (żeby nie nazwać tego rozczarowaniem). W książce mimo alfabetycznego porządku panuje chaos. Hasła niekiedy wydają się naprawdę przypadkowe, niepotrzebnie rozbudowane i w gruncie rzeczy niewiele wnoszą do naszej wiedzy o uniwersum Jeżycjady. Najwięcej tu wspominków, zainteresowań samej Małgorzaty Musierowicz – w tym natłoku nierzadko giną sami Borejkowie i naprawdę interesujące treści, na przykład dotyczące pisarskiego warsztatu. Brakuje pogłębionego spojrzenia na cykl, czegoś naprawdę świeżego i znaczącego. Paradoksalnie, choć w tytule mamy obietnicę uzupełnienia Jeżycjady, Jeżycjady tu zdumiewająco mało. W moim odczuciu ta książka pozostanie tylko pięknym gadżetem dla fanów i kolekcjonerów – a szkoda. Mam wrażenie, że słynny cykl zasłużył na lepszy (pod względem treści!) leksykon.

Nie chcę jednak zniechęcić do lektury – być może oczekiwałem po prostu innej wycieczki na Jeżyce, innej wycieczki śladami Borejków, czegoś bardziej konkretnego, usystematyzowanego. Jednak jeśli macie ochotę znaleźć się jeszcze raz w świecie Małgorzaty Musierowicz, odwiedzić znane, ukochane literackie kąty – Na Jowisza!… może się okazać swoistym biletem wstępu.

A wy – jak wspominacie Jeżycjadę?

Źródło cytatów: Małgorzata Musierowicz, Emilia Kiereś, Na Jowisza! Uzupełniam Jeżycjadę, Wydawnictwo Egmont, Warszawa 2020.
Źródło grafiki: materiały prasowe.

3 Replies to “Jeżycjada od kuchni”

  1. To już teraz sama nie wiem – kupić czy nie kupić? Skoro Ty kupiłeś, a jej już nie lubisz, to może i ja powinnam, skoro dalej ją lubię. 🙂
    Pozdrawiam i gratuluję przejścia na drugą stronę książki, a właściwie na okładkę!
    Czajka 🙂

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Dziękuję!

  2. Ja też już nie lubię „nowej Jezycjady”. Ale „starą” uwielbiam i książkę na pewno kupię! Dziękuję Michał za kolejny ciekawy artykuł i propozycję czytelniczą 🙂

Dodaj komentarz