Poznać po pisarsku

W felietonie „Poznałem Jakuba” Szczepan Twardoch, jeden z najwybitniejszych polskich pisarzy współczesnych, opisuje spotkanie z niejakim Jakubem. Kim jest Jakub? I czy wie o tym sam Twardoch?

„Niedawno poznałem Jakuba” – tak Szczepan Twardoch rozpoczyna jeden ze swoich felietonów zamieszczonych w zbiorze Jak nie zostałem poetą. Kim jest Jakub? Jak się okazuje, panowie znaleźli się w klatce bokserskiej i stoczyli pojedynek podzielony na trzy rundy. Po walce nie rozmawiali, rozstali się.

A cóż to za historia?, moglibyście zapytać. Szczepan Twardoch sam przyznaje, że nic nie wie o Jakubie:

„Nie wiem jak ma na nazwisko.
Nie wiem, czym się zajmuje.
Może jest policjantem. Może informatykiem albo księdzem. Nie wiem, czy ma dziewczynę, żonę, chłopaka, dzieci, kredyt, nie wiem, gdzie mieszka, gdzie jeździ na wakacje i jakim samochodem.
Naprawdę nic nie wiem o Jakubie”.

A jednak myśli o tym nieznanym Jakubie, dopasowuje mu kolejne biografie niczym ubrania w przymierzalni. Szuka wyjaśnień dla jego pasji, dla tego spotkania. Może Jakub jest wikarym z kryzysem powołania?

„Jakub siedzi w pustym kościele i pytana Pana Boga: gdzie jesteś? Pan Bóg swoim zwyczajem milczy, więc Jakub wychodzi z kościoła, jedzie do klubu i przez dwie godziny tłucze worek, skacze na skakance, walczy z cieniem trenuje na tarczach i potem wraca na farę zmęczony tak, że boskiego milczenia prawie nie słychać i Jakub wreszcie może zasnąć”.

A może kimś zupełnie innym?

„Może właśnie się rozwiódł. Może kobieta odeszła od niego, zabrała dzieci i wyjechała do Londynu, albo gdziekolwiek, ale bardzo daleko, i Jakub teraz umiera z tęsknoty”.

Takie spekulacje można rozwijać – i Szczepan Twardoch właśnie to robi. Bardzo pisarskie działanie, prawda? Wydaje mi się niemal automatyczne. Ile razy zdarzyło wam się obserwować kogoś obcego, aby przeniknąć jego historię, zrozumieć go? Dopasować jakąś opowieść? Tak właśnie często „poznaje” pisarz. Z takich spotkań rodzą się opowiadania i powieści.

Wspomniany felieton w całości, a także wiele innych – równie ciekawych! – przeczytacie w książce Jak nie zostałem poetą. Polecam, to bardzo „pisarska” lektura.

Pamiętajcie, rzeczywistość wspaniale inspiruje. To najlepszy atrament dla pióra! Chcecie się dowiedzieć więcej? Zapiszcie się na Kurs Inspiracje – najbliższa edycja rusza 24 marca:

http://www.pasjapisania.pl/kurs-inspiracje.html

Czekam na was! Opowiedzcie mi o swoich bohaterach.

Źródło cytatów: Szczepan Twardoch, Jak nie zostałem poetą, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019.

2 Replies to “Poznać po pisarsku”

  1. Oj znam to. Ostatnio wpadł mi do głowy kolejny pomysł na powieść, właśnie z takich obserwacji. Przyjrzeć się otoczeniu i mamy bohaterów jak się patrzy 🙂

  2. Z pewnego niepowodzenia w roli detektywa powstało przekorne opowiadanie:
    KOLONIJNY DETEKTYW
    Wydarzyło się to w pałacu w Będlewie w 1968, gdzie w wieku jedenastu lat wypoczywałem na kolonii. Sypialnie powstały przez wstawienie do pałacowych komnat turystycznych łóżek z brezentowym pokryciem od dołu naciąganym na aluminiowej ramie przez gumowe ściągacze.
    Pewnego wieczora jedno z łóżek zawiodło i kolega wylądował na podłodze. Wymieniono mu więc łóżko i zapomnielibyśmy o tym, lecz kolejnego dnia sytuacja powtórzyła się. Przyjrzałem się łóżku i zauważyłem, że ściągacze zostały wcześniej przecięte nożem, a od spodu na brezentowym pokryciu widoczne były nacięcia. Wyraźnie ktoś przecinał nożem typu finka. Ponieważ tak się tym interesowałem, więc okrzyknięto mnie detektywem prowadzącym w tej sprawie śledztwo.
    Od razu zgłosił się do mnie wychowawca z pytaniem czy czegoś więcej nie wiem. Nie wiedziałem. A następnego dnia przyszedł jakiś kolonista z podobnym pytaniem. Zastanowiło mnie to i postanowiłem go sprawdzić. Poprosiłem przyjaciela, żeby go rozzłościł, co po mistrzowsku zrobił, a ponieważ był silniejszy niż tamten, więc nie został zaatakowany. Za to wieczorem kładąc się na łóżku mój przyjaciel zamiast na nim wylądował … w wodzie, bo nie tylko uszkodzono mu łóżko, ale również złośliwie podłożono pod nie miskę z wodą. Widząc uśmieszek podejrzanego krzyknąłem:
    -To on!
    I wszyscy włącznie z wychowawczynią zauważyli ten grymas na jego twarzy.
    -Więc, to ty zrobiłeś! – naskoczyła na niego wychowawczyni – I poprzednie łóżka też?
    Przyznał się do wszystkiego.

    Tę samą historię wystylizowałem też na wywiad w piśmie dziecięcym.
    ”Płomyczek”:Dzisiaj rozmawiamy z Waszym rówieśnikiem 11-letnim chłopcem, który wsławił się rozwiązaniem sprawy tajemniczej serii drobnych przestępstw na koloniach. Jak zostałeś detektywem?
    Chłopiec: Wypoczywałem na koloniach w pałacu w Będlewie kiedy zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Co jakiś czas ktoś kładąc się na łóżku lądował na podłodze. Badając problem odkryłem, że gumy podtrzymujące legowisko naszych turystycznych łóżek były poprzecinane. Pewnie nożem.
    „P”: Podobno udało ci się wykryć sprawcę. Jak tego dokonałeś?
    Ch: Winowajca sam się do mnie zgłosił.
    „P”: I przyznał się do winy?
    Ch: Nie, skądże. Kiedy rozeszło się, że prowadzę dochodzenie on mnie dokładnie wypytywał o aktualny stan śledztwa. Powiedziałem, że nic nie wiem, ale jego zainteresowanie wzbudziło moją nieufność i wytypowałem go na podejrzanego.
    „P”: I co było dalej?
    Ch: Poprosiłem przyjaciela, żeby go mocno rozzłościł na siebie. Gdy jakiś czas później przyjaciel usiadł na swoim łóżku to wylądował na podłodze, a właściwie w podstawionej misce pełnej wody. Podejrzany nie wytrzymał, złośliwie zarechotał. Wychowawczyni, która przy tym była sama zorientowała się kto jest sprawcą występku. Zaatakowała go i ten się przyznał.
    „P”: Zatem gratuluję intuicji i sprytnego fortelu. Ale co by było, gdyby podejrzany nie przeciął gum, nie roześmiał się albo nie przyznał?
    Ch: Ja w odpowiednim czasie ukryłem się pod swoim łóżkiem i widziałem wszystko co zrobił podejrzany.

Dodaj komentarz