Grono publikujących absolwentów Pasji Pisania znowu się powiększyło. Ostatnio Michał Posmykiewicz zadebiutował znakomitym opowiadaniem „Ostatni dzień”. To przejmująca historia ostatniego człowieka – i jego psa – na Ziemi.
Kiedy absolwenci naszych kursów debiutują, jest to wielkie święto przede wszystkim dla nich – ale i dla nas. Na kursach Pasji Pisania prowadzimy was po twórczej ścieżce, dajemy wam wskazówki odnośnie do warsztatu, analizujemy wasze teksty właśnie po to, abyście mogli spełniać swoje marzenia i publikować. Ostatnio do grona publikujących dołączył Michał Posmykiewicz. Jego świetne opowiadanie Ostatni dzień ukazało się w serwisie internetowym Eprawda, poświęconym tematyce społeczno-artystycznej.
Michał Posmykiewicz zaczął swoją przygodę z Pasją Pisania na Internetowym Kursie Podstawowym w czerwcu 2019 roku – pod przewodnictwem Basi Sęk. Z kolei ja poznałem Michała na początku kwietnia zeszłego roku na Kursie Inspiracje. Od początku wiedziałem, że mam do czynienia z kimś, kto potrafi bawić się literaturą. Miałem wrażenie, że idealnie sprawdzi się na kursie, który pozwala na taką zabawę, rozwija kreatywność. Nie pomyliłem się – opowiadania Michała były rozmaite w tonie – zabawne, przygnębiające, refleksyjne, groteskowe, zawsze dobrze dopracowane. Przebijała z nich głęboka wrażliwość. Później z Michałem spotkałem się jeszcze na Pracy nad Tekstem. Warto dodać, że Michał regularnie bierze udział w blogowych konkursach Pasji Pisania – nieraz był ich laureatem.
Przeczytajcie początek jego opowiadania Ostatni dzień:
„Wojtek i Kier byli, odpowiednio, ostatnim człowiekiem i ostatnim psem na świecie. Nie mieli co do tego pewności, ale mogło tak być. Na pewno byli jednymi z ostatnich. Od trzech dni Wojtek nie spotkał żywego stworzenia. Od doby nic nie jedli, a zapas wody ukryty na najniższym poziomie trzykondygnacyjnego parkingu podziemnego skończył się rano.
Pies spojrzał na Wojtka tak, jak by rozumiał, że ich czas też się kończy. Mężczyźnie spłynęła łza po policzku. Pamiętał, jakby to było wczoraj, dzień, w którym znalazł Kiera w schronisku. Owczarek niemiecki był zupełnym zaskoczeniem w takim miejscu. Wtedy nikt nie myślał, że za dziesięć lat świat się skończy. Ludzkość, przyzwyczajona do tego, że wszystko da się załatwić, każdy problem znajdzie rozwiązanie, nie zdała egzaminu w obliczu zagłady. Kiedy gigantyczny meteoryt uderzył w Słońce, wyzwolił reakcje chemiczne powodujące wypalenie się helu w zastraszającym tempie i gwiazda, zapewniająca życie na Ziemi, postarzała się o pięć miliardów lat w kilka miesięcy. Ludzie oszaleli: popełniali samobójstwa, wybiegali z domu i nigdy nie wracali, porzucali rodziny i przyjaciół. Wojtek nie wiedział, gdzie jest jego żona, co się stało z bratem. Obydwoje ulegli histerii i ślad po nich zaginął. Z całą pewnością nie żyli, bo przed żarem czerwonego olbrzyma nie było ucieczki.
Kier polizał rękę swojego pana, jak by chciał odciągnąć go od bolesnych myśli. Siedzieli na dachu biurowca, zajmując miejsce w pierwszym rzędzie, by obejrzeć spektakl o końcu świata. Kier położył pysk na nogach Wojtka, on odwzajemnił się, kładąc rękę na łbie zwierzęcia. Człowiek i pies pozostali sobie wierni do końca i teraz razem ze spokojem postanowili obejrzeć ostatni zachód słońca na tej planecie.
„Czas umierać, przyjacielu” — pomyślał Wojtek, spoglądając na Kiera. — „Już mi wystarczy być ostatnim człowiekiem na Ziemi”.
W tym momencie poczuł, że nie są sami. Zdziwił się i rozejrzał dookoła. Jakieś dziesięć metrów do niego stał mężczyzna w czarnym płaszczu i patrzył na krwiste słońce. Pomimo ubioru i gotującego się powietrza skóra nieznajomego była blada i sucha, bez jednej kropli potu. Wojtek przetarł oczy, by upewnić się, czy to nie przewidzenie wywołane udarem słonecznym. Postać nie znikła.
— Nie masz majaków — odezwał się mężczyzna, nie odrywając wzroku od nieba.
— Ale skąd się tu wziąłeś? — Wojtek podniósł się z gorącego betonu.
Kier też wstał i wolnym krokiem podszedł do nieznajomego. Mężczyzna oparł mu dłoń na łbie i delikatnie podrapał. Zwykle nieufny w stosunku do obcych, Kier wydawał się zupełnie spokojny, jakby znał obcego od zawsze.
— Skąd? Zawsze tu byłem. — Nieznajomy przeniósł wzrok na Wojtka. — Byłem, gdy to wszystko powstało, jestem, kiedy wszystko się kończy.
— Czy ty… ty jesteś…
— Nie — zaśmiał się mężczyzna w płaszczu. — Nie jestem Bogiem.
— Więc kim?
— Mam wiele imion. — Znów się zaśmiał. — Ale to oklepany tekst, prawda?
Wojtkowi szumiało w uszach i kręciło się w głowie. Czuł, że koniec jest blisko, ale po raz ostatni rozpaliła się w nim ciekawość. Było coś jeszcze, czego chciał się dowiedzieć. Tymczasem nieznajomy mówił dalej.
— Nikt poza nami już nie został. Nikogo nie ma. Kiedyś straciłem swoje pierwotne miejsce, ale znalazłem inne. Teraz nie ma już dla mnie przyszłości. Ty możesz jeszcze liczyć, że twoja wiara jest coś warta.
Wojtek podszedł chwiejnie w stronę dziwnego rozmówcy. Po dwóch krokach nogi odmówiły mu posłuszeństwa i osunął się na kolana. Opuściły go siły, nie tylko te fizyczne.
— Czy ty wiesz? Czy jest coś jeszcze?”
Chcecie wiedzieć, jak dalej potoczyło się to spotkanie? Zapraszam do lektury całego tekstu – tutaj.
Michał, w imieniu Pasji Pisania serdecznie ci gratuluję. Jestem z ciebie dumny. Wiadomość o twoim debiucie wcale mnie nie zdziwiła, za to ogromnie ucieszyła. Czekam na dalsze wiadomości o twoich publikacjach!
Źródło tekstu i grafiki: https://www.eprawda.pl/michal-posmykiewicz-ostatni-dzien-proza/
Zdjęcie Autora: archiwum rodzinne
Gratulacje! To zaszczyt miec Cie za rywala, a raczej wspoluczestnika zabawy w kolejnych konkursach!
Michal,gratuluje Ci z calego serca.
Jestem ciekawa jak potoczy sie Twoje opowiadanie.
Pozdrawiam Beata👍😘🎼
Wielkie gratulacje! Opowiadanie jest naprawdę świetne i jestem ogromnie ciekawa, co będzie dalej 🙂
Bardzo dziekuje.
Ja tez bardzo lubię spotykać się z Wami w tym miejscu 🙂
Gratuluję serdecznie!
Gratuluję i życzę kolejnych sukcesów.
Dziekuje za wszystkie miłe słowa