Australia. Trwa upalny grudzień. Dzień jak co dzień? Nie całkiem. Na spokojnym, przyjaznym osiedlu, gdzie mieszkają mili ludzie, nagle rozlegają się strzały. Co dzieje się w domu Katherine i Johna Westów?
„Ale teraz… Teraz jest już za późno. Bardziej niż za późno. Przez świadomość, że dzisiejszy dzień może skończyć się tylko w jeden sposób, miała wrażenie, że otacza ją gęsta i dusząca mgła. Jest bardziej niż za późno.
Wczoraj była szklana kulka, zamartwianie się o szkołę i spaghetti na kolację, a dzisiaj jest wycelowany w nich pistolet i unoszący się w powietrzu strach
Nic, co powie, nie zdoła tego zmienić. ma jedynie nadzieję, że zdoła uratować dzieci. Musi je ochronić.”
Rodzina z naprzeciwka, kolejna powieść Nicole Trope, zyskała bardzo pozytywne recenzje, szybko trafiła też na listy bestsellerów w popularnych księgarniach internetowych. Jednak tekst poświęcony tej książce muszę zacząć od tego, że blurb (czyli tekst na czwartej stronie okładki) wprowadza w błąd. Nie wiem, kto w Wydawnictwie Filia pisze blurby, ale pojawiają się tu nieścisłości (i nawet nie chodzi o to, że powieściowy John został przechrzczony na Josha):
„Wszyscy chcą żyć na Hogarth, ładnej, wysadzanej drzewami ulicy z białymi domami.
Nowa rodzina, Westowie, pasują tam idealnie.
Katherine oraz Josh wyglądają na niesamowicie zakochanych, a ich śliczne pięcioletnie bliźniaki biegają po zielonym trawniku, krzycząc wesoło.
Wkrótce jednak ludzie zaczynają się zastanawiać: dlaczego nie przyjmują zaproszeń na grilla?
Dlaczego, gdy pukasz do ich drzwi, odprawia cię, zamiast zaprosić do środka?
Każda rodzina ma swoje tajemnice, a w najgorętszy dzień roku prawda ma wyjść na jaw. Gdy za zamkniętymi drzwiami rozgrywa się tragedia, wraz z nadejściem świtu rozlega się wycie syren. Na ulicy Hogarth już nigdy nie będzie tak samo”.
Tylko że wszystko rozgrywa się w zasadzie jednego dnia – choć znajdą się tu też retrospekcje. Wspomniany na okładce wątek – niezapraszania na grilla – w ogóle się nie pojawia. John i Katherine nie są wcale specjalnie tajemniczy. Rzeczywiście, feralnego dnia Katherine nie wpuszcza kuriera, który przyniósł jej laptopa, ani tyleż wścibskiej, co i zatroskanej starszej sąsiadki, ale wynikło to z, eufemistycznie mówiąc, wyjątkowych okoliczności. Cóż, poczułem się wprowadzony w błąd. Spodziewałem się zupełnie innej historii.
„W tym domu dzieje się coś niedobrego. Nie ma co do tego wątpliwości.”
Właściwie jako czytelnicy nie do końca wiemy, co się dzieje. Zaczyna się mocnym prologiem. Przyjeżdża policja. Okazuje się, że w domu Westów jest ktoś, kto terroryzuje Katherine i dwójkę małych dzieci. Wygląda na to, że John wcale nie pojechał do pracy. Wrócił i trzyma swoich bliskich na muszce. Jak zauważa ciekawska Gladys, w tym małżeństwie, pozornie zgodnym, nie działo się dobrze. Co jednak mogło pchnąć Johna do tak desperackiego kroku?
„Gladys wspomina dzień, w którym poznała Katherine. Byli z Johnem tacy szczęśliwi, stanowili parę, która dopiero zaczynała przygodę z zakładaniem rodziny. Teraz jednak, nawet z dystansu wydają się… mniej szczęśliwi. To przez stres związany z wychowaniem bliźniaków i opieką nad takimi maluchami, Gladys nie ma co do tego wątpliwości. Nie chodzi o to, że słyszy, jak się kłócą. Zresztą na pewno by do tego nie dopuścili. Uważa, że są na tyle odpowiedzialni, by swoje sprzeczki zachowywać tylko dla siebie. chodzi o to, że gdy ich wcześniej widziała, było między nimi coś dziwnego.”
Narracja się zmienia – będziemy świadkami poczynań zaniepokojonej Gladys, a także Logana Clarksona, kuriera z przeszłością recydywisty. Tknięty nie do końca zrozumiałym przeczuciem, czuje, że nieznanej mu Katherine – adresatce przesyłki, którą miał dostarczyć – grozi niebezpieczeństwo. Regularnie będziemy się przenosić także do domu, gdzie Katherine i jej dwójka pięcioletnich dzieci – Sophie i George – walczą o przeżycie. Muszą wykazać się sprytem. Poznamy też przejmującą historię człowieka, który mierzy z pistoletu do swoich najbliższych. Kogoś odtrąconego, z okaleczoną psychiką, zagubionego we własnej historii, emocjach i poczuciu krzywdy. Może trochę dziwić i irytować, że tak naprawdę niewiele dowiemy się o samej Katherine i jej historii. Jeśli coś wywoła w nas emocje, to raczej sama koszmarna, niepozbawiona przemocy sytuacja niż troska o bohaterów, których wcale nie znamy. Jednak jak się okazuje, w takim właśnie ujęciu tkwi pewien pisarski zamysł. Warto w tym względzie zaufać Nicole Trope. Odsłania stopniowo kulisy historii, aż do zaskakującego finału.
„Gladys rozgląda się po domach i zastanawia się, co się w nich dzieje. Dom Katherine wygląda dzisiaj tak samo jak każdego innego dnia, ale widocznie Gladys nigdy nie znała całej prawdy o tym, co dzieje się za drzwiami. Z jednej strony te drzwi mają trzymać ludzi z daleka… jednak dzisiaj mogą więzić kogoś w środku”.
Nicole Trope korzysta ze sprawdzonego w thrillerach motywu: „Większość ludzi wygląda na miłych, ale nie ma pewności, co ukrywają przed światem”. Nie da się zaprzeczyć, że ten wabik działa. W interesującym posłowiu tłumaczy, co ją zainspirowało:
„Jednym z powodów, dla którego zostałam pisarką, było to, że zawsze fascynowało mnie to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami. W ludzkiej naturze leży chęć ukrywania tych części siebie, które zdają się problematyczne. Ludzie lubią obnażać się w internecie, ale anonimowe historie są bardziej popularne od tych, w których da się zidentyfikować bohatera. Często patrzę na swoich sąsiadów i zastanawiam się – czy to co widzę i co o nich wiem, to prawdziwy obraz tego, kim są. Spotkałam na swojej drodze ludzi, których życie wydawało się idealne, a potem doznawałam szoku, gdy na jaw wychodziła prawda.”
Można się zastanowić, czy Rodzina z naprzeciwka to bardziej thriller czy dramat – niech ten dylemat rozstrzygną czytelnicy.
Rodzinę z naprzeciwka Nicole Trope przeczytałem dzięki uprzejmości Księgarni Tania Książka.
Źródło cytatów: Nicole Trope, Rodzina z naprzeciwka, tłum. Klaudia Wyrwińska, Wydawnictwo Filia, Poznań 2022.